Hawk/Robin Buckley

181 7 0
                                    

To był zwyczajny listopadowy weekend. O ile życie w Hawkings można było jeszcze nazywać zwyczajnym. W wypożyczalni filmów, w której pracowali Steve Harrington i jego młodsza o rok przyjaciółka Robin Buckley był tego dnia wyjątkowy tłum. Obydwoje byli już tym zmęczeni ale cóż praca to praca nikt nie mówił, że będzie przyjemna.

Nagle do środka weszła dość niska, [K.W]włosa dziewczyna. Rozejrzała się w koło i podeszła do Harringtona.
- Steve! - pisnęła rzucając mu się na szyję
Chłopak przez chwilę stał jak sparaliżowany po czym odsunął od siebie nieznajomą.
- Mogę wiedzieć skąd taka entuzjastyczne reakcja? Chyba się nie znamy - powiedział skofundowany
- Oczywiście, że się znamy. [T.I] [T.N] mówi ci to coś?
- [T.I]? Urosłaś, wypiękniałaś, ile to lat dziesięć?
- Dziewięć - poprawiła - też trochę urosłeś, skrzacie
- Teraz to ty jesteś skrzatem - podniósł ją i obkręcił się z nią wokół własnej osi
- Ale za tobą tęskniłam. I za Hawkings. Wreszcie w domu - powiedziała kiedy odstawił ją na ziemię i się uśmiechnęła
- Harrington wracaj do pracy - podszedł do nich chłopak na oko niewiele starszy od Steve'a i zgromił Harringtona wzrokiem
- Steve? Ten...wyrostek jest twoim szefem? - [T.I] zdziwiona uniosła brwi
- No...tak - przyznał chłopak i odwrócił wzrok
- Nigdy nie umiałeś się ustawić w życiu - zachichotała i poczochrała go po misternie ułożonej czuprynie
Wolał już się nie odzywać na temat swojej pozycji w szkole.
- [T.I] - dziewczyna wysunęła rękę do rzeczonego szefa
- Keith - odpowiedział
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Jakbyś mógł... - wyjęła z kieszonki na piersi notatnik i długopis i nagryzmoliła kilka cyfr - przekazać to - wręczyła chłopakowi kartkę - Steve'owi to byłoby super
- Mam mu coś powiedzieć?
- Możesz powiedzieć żeby zadzwonił do [T.I]
- Okej przekażę
- Dziękuję Ci bardzo - pomachała chłopakowi na pożegnanie i wyszła ze sklepu

- Miałem przekazać żebyś zadzwonił do [T.I], Harrington - Keith podał chłopakowi wygnieciony kawałek kartki
Robin miała rację. Steve rzeczywiście miał fanki.
- Dzięki - Harrington wziął od niego świstek i razem z Robin wyszedł z pracy
- Steve ta [T.I] to twoja dziewczyna? - zapytała blondynka kiedy wsiedli do samochodu
- Dzwoneczek? Moja dziewczyna? Oczywiście, że nie
- Dzwoneczek?
- Kiedyś ją tak nazwałem i jej się spodobało - wyjaśnił
Że też musiał akurat w rozmowie z Robin nazwać przyjaciółkę tym dziecinnym przezwiskiem.
- Skoro ona jest Dzwoneczkiem to ty jesteś Piotrusiem Panem tak? - zgadywała Robin
- W zasadzie to nie
- To masz w ogóle jakąś ksywkę?
- Jastrząb - przyznał i wlepił wzrok w drogę tak jakby nagle stał się uważnym kierowcą
- Jastrząb? Dlaczego?
- Uznała, że skoro mieszkamy w Hawkings to powinienem mieć coś związanego z nazwą miasta*. I zostałem jastrzębiem. Nieważne mieliśmy pięć lat
- To urocze - uśmiechnęła się - Znaczy wiesz takie głupoty które się wymyśla jako dzieci są urocze - zreflektowała się szybko
Nie mogła powiedzieć, że samą przyjaciółkę Steve'a uważa za uroczą. Jedna sprawa, że wiedział o jej orientacji i nie miał z tym żadnego problemu, druga co myślała o jego przyjaciółce. Zauroczenie się w niej podchodziło by już pod pewien rodzaj zdrady. Nie wolno zakochiwać się w przyjaciołach swoich przyjaciół.

W tym czasie [T.I] leżała na łóżku głaszcząc po brzuchu swojego kota.  W tym momencie powinna się raczej rozpakowywać ale cóż najzwyczajniej w świecie jej się nie chciało.
- To co Piotrusiu, jutro początek dorosłego życia - mruknęła, a kot spojrzał na nią dużymi, zdziwionymi oczami
- Też mnie to szokuje mój drogi - odparła widząc jego spojrzenie
Zamruczał i polizał ją po dłoni. Dziewięcioletni, Piotruś Pan wydawał się czasem rozumieć wszystko co mówiła do niego jego właścicielka. Był białym, persem, którego dziesięcioletnia [T.I] dostała od matki po przeprowadzce do Los Angeles. W złości nazywała to miejsce Lost Angeles i w zasadzie miała nieco racji. Była tam bardzo zagubiona. Dlatego tak bardzo cieszyła się kiedy wróciła do Hawkings, w którym się urodziła.
Nagle ze wspomnień wyrwał ją dźwięk telefonu. Na szczęście miała urządzenie na szafce nocnej więc nie musiała wstawać.
- [T.I] [T.N] słucham - powiedziała podnosząc słuchawkę
- No cześć Steve z tej strony - usłyszała w odpowiedzi
- A to ty! - podniosła głos tak nagle, że kot zeskoczył z łóżka
- Tak to ja
- Chciałbyś się może jutro spotkać? Przypomnimy sobie stare czasy - zaproponowała
- Bardzo chętnie
- O której kończysz? Ja o dwudziestej. Jak masz samochód to możesz po mnie podjechać
- Mam. Kończę o dwudziestej pierwszej
- Super. Jakby co to pracuję w sklepie Malvada. Poczekam na ciebie
- To co do jutra? - zapytał Steve
- Nie no co ty. Dopiero przyjechałam nie rozłączaj się jeszcze
I tym oto sposobem przegadała z dawnym przyjacielem kilka godzin. Poszła spać dopiero około północy.

One shoty xreader/Zamówienia ZamknięteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz