4

2.8K 263 168
                                    

Ilość słów: 1835

Nie wariowałem na punkcie przepowiedni tak jak mój przyjaciel – aż tak źle ze mną jeszcze nie było – ale w sobotę rano, kiedy rodzice wywieźli mnie nad jezioro, miałem przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś bardzo ważnego w moim życiu. A potem, kiedy pani Magellan poznawała mnie z innymi pracownikami restauracji – w większości dziewczynami, tak jak ja, zatrudnionymi tu tylko na okres wakacji – zastanawiałem się, czy któraś z nich jest spod znaku Lwa.

Były cztery kelnerki i jeden kelner. Dwie z nich, Jasmin i Molly, miały tyle samo lat co ja, Daria była o rok, a Rose o dwa lata ode mnie starsza. Kelnerem był Harry, ten, którego poznałem przed tygodniem, i poza tym, jak ma na imię, nie dowiedziałem się o nim niczego więcej, był bowiem równie milczący i ponury, jak podczas naszego pierwszego spotkania.

Oprócz nich pani Magellan zatrudniła na sezon wakacyjny trójkę muzyków – dwie gitarzystki, Katie i Martę, i solistę Crissa. Wszyscy troje byli studentami z Los Angeles.

Kiedy witałem się z Katie, przez głowę przemknęła mi myśl, że byłoby fajnie, gdyby to ona była spod znaku Lwa. Wysoka opalona blondynka o ciemnych oczach i zabójczym uśmiechu – marzenie każdego chłopaka. Tyle tylko, że nie byłem pewny, czy Criss, muskularny przystojniak o hebanowej skórze, nie był jej chłopakiem.

Pozostałym dziewczyną też nie można było niczego zarzucić; były ładne i sympatyczne. A skoro jest dwanaście znaków zodiaku, a ich było sześć – bo Harry, choć nie wyglądał najgorzej, do sympatycznych z pewnością nie należał i do tego był chłopakiem, tak jak Criss, więc od razu wyłączyłem go ze swoich obliczeń – to szansa, że jedna z nich jest spod Lwa, wynosiła jeden do jednego.

Takie myśli snuły mi się po głowie tylko przez kilka pierwszych minut. Potem musiałem się skupić, ponieważ pani Magellan udzielała mi, Jasmine i Molly wskazówek dotyczących pracy – Daria z Rose pracowały u niej w zeszłym sezonie, wiedziały już co i jak. A kiedy o dwunastej otwarto restaurację i wlał się do niej tłum wygłodniałych gości, nie miałem czasu na myśleniu o czymkolwiek.

Jeśli dotąd wydawało mi się, że zastępowanie Doroty dało mi jakiś obraz tego, jak wygląda praca kelnera, to grubo się myliłem. Pizzeria należąca do rodziców Doroty była niewielkim lokalikiem, w którym zwykle większość stołów była pusta. "Wodnik", nie licząc kilku barów z hamburgerami i hot dogami, był jedyną restauracją w promieniu dziesięciu kilometrów. W lecie, zwłaszcza w weekendy, kiedy poza turystami spędzającymi tu wakacje, na plażę przyjeżdżali mieszkańcy z całego okręgu, a nawet z sąsiednich, pękał w szwach.

Każdy z kelnerów miał swoje stoliki. Mi przypadły te stojące w prawej części tarasu. Na początku bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ wydawał mi się najprzyjemniejszą częścią restauracji. Dopiero kiedy zacząłem obsługiwać pierwszych gości, uświadomiłem sobie, że nie trafiłem najlepiej. Po pierwsze, było stąd dość daleko do kuchni i musiałem bardziej się nabiegać niż reszta, pracujących w głównej sali. Po drugie, wewnątrz restauracji działała klimatyzacja, a na zewnątrz, choć rozłożono parasole i przy balustradzie rosły wysokie krzewy, w południe panował straszny skwar.

Nie to jednak było najgorsze. Czułem, że zarówno odległość od kuchni, jak i upał nie przeszkadzałyby mi aż tak, gdyby nie fakt, że lewą część tarasu obsługiwał Harry. Ten chłopak nie wpływał najlepiej na atmosferę pracy. Dziwiłem się, że właścicielka, która udzielając nam wskazówek, wielokrotnie powtarzała, żeby uśmiechać się do gości, nie reaguje na jego ponurą minę, choć z pewnością musiała ją widzieć. Pani Magellan była bowiem – mimo swego podeszłego wieku i drobnej postury – osobą tak energiczną, że wydawało się, że jest wszędzie i widzi wszystko.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz