12

2K 255 20
                                    

Ilość słów: 509

Popołudniową przerwę spędziłem z rodzicami, którzy przyjechali mnie odwiedzić. Do piątej byliśmy na plaży, a potem pani Magellan zaprosiła nas całą trójką do siebie na kawę i ciasto.

O wpół do szóstej zostawiłem ich w salonie szefowej i poszedłem do swojego pokoju, żeby przebrać się do pracy. Właśnie z niego wychodziłem, kiedy zadzwonił mój telefon.

Ostatni raz rozmawiałem z Liamem, kiedy wczoraj odprowadzałem go na parking. Wieczorem wróciłem do swojego pokoju dobrze po dwunastej i choć nie mogłem się doczekać, kiedy opowiem przyjacielowi o tym, co się wydarzyło, było już za późno na telefony.

Teraz także nie miałem czasu na dłuższą rozmowę.

- Słuchaj, Liam - rzuciłem. - Zadzwonię do ciebie wieczorem. Za pięć minut powinienem być w pracy, a muszę się jeszcze pożegnać z mamą i tatą.

- Dobrze - zgodził się Liam. - Powiedz mi tylko. Dowiedziałeś się już czegoś?

- O czym?

- No, o Katie.

- Tak, dowiedziałem się wszystkiego - odparłem z sarkazmem w głosie, ale mój przyjaciel był tak podniecony, że tego nie wychwycił.

- Jest Lwem, prawda?! - zawołał triumfalnie.

- Jest złodziejem.

- Co?!

- Złodziejem, a do tego handlarzem narkotyków i Bóg jeden wie, kim jeszcze. A to, czy jest Lwem, Baranem czy inną Świnią, naprawdę mnie nie obchodzi. - Zerknąłem nerwowo na zegarek. - Muszę już lecieć. Zadzwonię do ciebie po pracy i wszystko opowiem.

- Będę czekać.

Chciałem przerwać połączenie, ale się zawahałem.

- Liam...

- Tak?

- Proszę cię, nie wspominają przy mnie o żadnych znakach zodiaku. Nie chcę o nich słyszeć, przynajmniej przez jakiś czas.

- No, dobrze - odparł Liam, wyraźnie nadąsany.

Odprowadziłem rodziców na parking. Porozmawiałem z nimi jeszcze chwilę, pożegnałem ich i musiałem pędzić do restauracji, która od pięciu minut była otwarta.

W mojej części tarasu dwa stoliki były już zajęte. Ruszyłem w ich stronę, lecz zatrzymał mnie Harry.

- Od tych w rogu przyjąłem już za ciebie zamówienie i przekazałem do kuchni. A tamci - ruchem głowy wskazał rodzinę z trójką dzieci - jeszcze się zastanawiają.

- To miło z twojej strony.

- Pani Magellan powiedziała mi, że przyjechali do ciebie rodzice i możesz się trochę spóźnić.

- Dzięki.

- Nie ma za co - rzucił. Wracał na swoją część tarasu, lecz po kilku krokach zatrzymał się i odwrócił. - To ja ci powinienem podziękować.

- Mnie? Za co?

- Za wczoraj.

Domyślałem się, o co mu chodzi, zastanawiałem się jednak, skąd się dowiedział, że go broniłem przed oskarżeniami Katie.

- Pani Magellan opowiedziała mi o wszystkim - wyjaśnił, zanim zdążyłem go zapytać.

- To nic takiego - rzuciłem, wzruszając ramionami. - Każdy by to zrobił.

- Nie każdy. Gdyby nie ty, Katie pewnie udałoby się zwalić winę na mnie.

- Dziewczyny były zdenerwowane - zacząłem bronić koleżanki. - Ale wcześniej czy później by ochłonęły, zresztą i tak dzisiaj wszystko by się wyjaśniło.

- Wiem, ale liczy się fakt, że się za mną wstawiłeś.

Byłem wdzięczny klientowi, temu z trójką dzieci. Dał mi znak, że już się zdecydowali, co zamówić. Dzięki temu mogłem odejść od Harrego i uniknąć odpowiedzi na pytanie, dlaczego to zrobiłem.

Wciąż nie wiedziałem dlaczego. Nie podobało mi się, jak rzuca się wobec kogoś oskarżenia, nie mając dowodów - to fakt. Tylko że to nie wyjaśniało jeszcze, skąd wczoraj wzięła się we mnie nagle pewność, z jaką powiedziałem: "To nie Harry".

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz