15

1.9K 259 22
                                    

Ilość słów: 740

Minął ponad tydzień od tego wieczoru, kiedy dostałem słonecznik. Jego żółte płatki dawno już zdążyły uschnąć, ale wciąż trzymałem go w swoim pokoju w wazonie, który przyniosłem z restauracji.

Między mną a Harrym zawiązała się przyjaźń, najdziwniejsza z tych, jakie mi się dotąd przytrafiły - przyjaźń bez wielu słów. Rozmawialiśmy ze sobą bardzo niewiele, bo po prostu brakowało na to czasu. Był sam środek wakacyjnego sezonu i "Wodnik" pękał w szwach.

- Nie pamiętam takiego lata - mówiła zmęczona, ale i zadowolona z dobrze prosperującego interesu pani Magellan, kiedy rozmawiała ze swoim szwagrem o tym, że trzeba będzie postawić więcej stołów i przyjąć jeszcze kogoś do pomocy kucharzowi, który skarżył się, że już nie daje sobie rady.

Okazało się, że najwięcej wolnej przestrzeni jest na tarasie, i postawiono na nim sześć dodatkowych stołów. Tego dnia, gdy je dostarczono, szefowa przyszła na taras.

- Jak myślicie - zwróciła się do mnie i do Harrego - poradzicie sobie sami czy będę musiała przyjąć jeszcze jednego kelnera?

- Poradzimy sobie sami - odparliśmy niemal jednocześnie i uśmiechnęliśmy się do siebie, zaskoczeni tą swoją jednomyślnością.

Pani Magellan nie wydawała się przekonana.

- Nie jestem pewna - powiedziała, kręcąc głową. - Każde z was będzie miało o trzy stoły więcej do obsłużenia.

- No to będziemy musieli trochę szybciej biegać między tarasem i kuchnią, ale damy sobie radę, prawda, Louis? - rzekł Harry.

- Jasne.

- No dobrze - zgodziła się szefowa. Wracała już do środka, kiedy nagle zatrzymała się i odwróciła.

- Widzę, że całkiem nieźle się dogadujecie.

- Nie najgorzej - odparłem wesoło.

- Będzie dosyć ciężko - odezwał się Harry, gdy pani Magellan zniknęła we wnętrzu restauracji. - Ale po co ma nam się tutaj ktoś jeszcze kręcić?

Powiedział dokładnie to, co ja pomyślałem sekundę wcześniej.

Potem zdarzało mi się kilka razy żałować, że na tarasie nie ma trzeciego kelnera. Po pierwsze czasami było naprawdę trudno ze wszystkim nadążył, a po drugie ja i Harry mieliśmy teraz jeszcze mniej czasu na rozmowy.

Zaczynałem już tracić nadzieję, że opowie mi coś więcej o sobie, więc postanowiłem się dowiedzieć o nim czegoś w inny sposób.

Wiedząc, że pani Magellan zna go lepiej niż inne dziewczyny pracujące w "Wodniku", zagadnąłem ją o niego przy śniadaniu.

- Wie pani może, dlaczego Harry nigdy w czasie popołudniowej przerwy nie zostaje na plaży i dokąd zawsze się tak śpieszy?

Starsza pani podniosła filiżankę do ust i upiła łyk kawy.

- Dlaczego nie zapytasz o to jego?

- Pytałem.

- I co ci powiedział?

- Że chciałby zostać, ale nie może.

Pani Magellan tylko skinęła głową. Domyśliłem się, że wie znacznie więcej, tylko z jakiegoś powodu nie chce o tym rozmawiać.

- On ma jakieś problemy, prawda?

- Nie mówił ci o nich?

- Tylko tyle, że kiedyś mi o nich powie.

Szefowa uśmiechnęła się.

- To i tak już dużo - rzuciła enigmatycznie, bardziej do siebie niż do mnie, a po chwili dodała: - No to ci pewnie opowie.

- Ciekawe kiedy? Wczoraj wieczorem, na przykład, rozmawialiśmy ze sobą tylko jeden raz i krótko, kiedy akurat oboje czekaliśmy w kuchni na wydanie naszych zamówień. Potem nie mieliśmy już okazji zamienić nawet dwóch słów.

- Mówiłam, że na tarasie przydałby się trzeci kelner - przypomniała pani Magellan.

- Nie, nie, nie o to mi chodzi...

- A o co?

- O to, że czuję, że Harry ma jakiś problem, i zastanawiam się, czy nie mógłbym mu jakoś pomóc. Ale dopóki nie wiem, o co chodzi, nie jestem w stanie nic zrobić. - Spojrzałem szefowej w oczy. - Pani wie, prawda?

Starsza pani skinęła głową.

- Ale nie chce pani o tym ze mną rozmawiać?

- Nie powinnam - odparła pani Magellan po długiej chwili namysłu.

Pokiwałem głową, ale wkrótce drążyłem dalej.

- Czy to jest coś aż tak okropnego?

- Raczej smutnego.

- Bo widzi pani, po tamtym incydencie z Katie... - przerwałem, zastanawiając się, czy nie za daleko się posuwam w swoich zwierzeniach, ale z przeciwnej strony stołu patrzyła na mnie para dobrych i życzliwych oczu, zdecydowałem się więc je kontynuować. - Polubiłem Katie na początku, a potem nie potrafiłem sobie wybaczyć, że mogłem być aż tak ślepy. I teraz...

- Dziecko, nie ty jeden się na niej nie poznałeś - przerwała mi pani Magellan. - Ja mam już prawie siedemdziesiąt lat i zawsze mi się wydawało, że mam nosa do ludzi, zwłaszcza tych, których u siebie zatrudniam, a jednak pomyliłam się co do tej łobuzicy. Nie musisz nic sobie wyrzucać. A co do Harrego... To porządny dzieciak. I jeśli go polubiłeś, to dobrze. Niewielu jest chłopców, którzy zasługiwaliby na to tak jak on.

Odetchnąłem z wyraźną ulgą.

- Ale o nic więcej mnie nie pytaj - zastrzegła się szefowa i wiedziałem, że nie dowiem się od niej niczego.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz