Jak ja za tym nie tęskniłam.
Powinnam być teraz na drugiej zmianie, grając w pokera razem z Faye i Mylesem. Serio, lubiłam tę robotę. To właśnie oni sprawili, że szybko przywykłam do tego miejsca, gdy wykopali mnie z Denver. Byłam im za to cholernie wdzięczna. Zastępowali mi rodzinę z Prawego Ramienia, wiecznie chaotycznego Neda, naburmuszoną Blaze, sarkastycznego Eliasa i czarującego Azriela Cartwrighta. Zastępowali mi Vince'a, Mary i Benjamina Masena. Fakt, przywiązałam się do nich całkiem szybko, ale niczego nie żałowałam.
I co mi z tego przyszło?
Powtórka z rozrywki, cholera jasna.
Będę miała przez to zakwasy.
Poparzeńców nie ubywało, tylko przybywało, nie mieliśmy przy sobie żadnej broni, w każdym razie, ja jej nie miałam. Poza tym, te głąby pewnie i tak nie potrafiły się nią posługiwać. Miałam tutaj na myśli tą palną, oczywiście.
Gamonie... Ned nie po to nadstawiał za mnie całe życie karku, żebym teraz za was ginęła!
— Co ty tam mamroczesz pod nosem, Njubi? — Głos Minho wyrwał mnie z transu, w którym przebywałam przez kilka ostatnich sekund. Myślałam tylko o tym, żeby nie przestawać uciekać. Chuj z tym, że nogi mi przy okazji wysiądą. Musiałam dać z siebie wszystko.
— Jak mnie nazwałeś? — fuknęłam na niego urażona, gdy pokonaliśmy pierwszą przeszkodę w postaci nieczynnych, ruchomych schodów.
— Njubi — odparł Minho, zerkając na mnie przez ramię. Przyspieszył, widząc doganiające nas Trupy. — Wiesz, mieliśmy w Strefie taki slang... nosz purwa! — wrzasnął przerażony, gdy z przodu zainteresował się na nas jeszcze jeden Poparzeniec. Wszyscy cofnęli się raptownie, nie licząc Arisa, który wyrwał mi z ręki Lucille i uderzył nią z całej siły w kolano potworka. To sprawiło, że skurwiel stracił równowagę i wyłożył się na ziemię jak długi. Nie zwlekając, ruszyliśmy przed siebie.
— Niezła jest, co? — zaśmiałam się, odbierając od Arisa Lucille.
— Nie będę się do niej przyzwyczajał.
— Dalej, dalej! — poganiał nas Thomas, upewniając się, że wszyscy byli bezpieczni. Biegł na samym końcu, gotów nas osłaniać. Zaskakiwała mnie jego gotowość do oddania życia za ludzi, których dopiero co poznał. Ile on właściwie był w swoim Labiryncie? Tydzień? Dwa? Nawet o mnie się martwił, bo nie pozwalał mi na to, żebym zostawała w tyle. — Musimy znaleźć wyjście! Prędko!
Biegliśmy dalej przez korytarz. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, ale miałam to w dupie. Plułam sobie teraz w brodę, że razem z Faye zajadałam się burgerami, zamiast chodzić regularnie na siłownię. Przez te trzy miesiące, które spędziłam w siedzibie DRESZCZu, niewiele ćwiczyłam i teraz to miało się na mnie odbić. Ale przetrwanie było najważniejsze, jak to mawiał Ned.
CZYTASZ
𝐀𝐋𝐋𝐈𝐄𝐒 • NEWT [ TST & TDC ]
Fanfic❝Skoro oficjalnie jestem częścią tej waszej żałosnej ferajny, to musicie wiedzieć, że Ned powiedział mi kiedyś bardzo mądrą rzecz: jeżeli masz o coś walczyć, to walcz o swoją rodzinę. Szkoda, że czasami go słucham, nie?❞ Embry Hawkins czasami uważał...