Rozdział 5

207 28 5
                                    

Stało się.

Zaparkowaliśmy pod naszym domem, a gdy tylko wysiadłam z samochodu, Lucas odjechał. Stałam chwilę pod drzwiami i bałam się wejść do środka.

Czy byłam gotowa na spotkanie z Ashtonem?

Mimo moich prób, obawiałam się, że nie. Jednak nie przyjechałam tutaj, aby stać przed drzwiami, tylko po to, by porozmawiać na spokojnie z Irwinem. Nie myśląc więcej pchnęłam drzwi i weszłam do środka. W całym mieszkaniu było ciemno mimo, iż było dopiero popołudnie. Wszędzie były pozasłaniane rolety i panowała głucha cisza. Przez pewien czas zastanawiałam się, czy Ash był w domu, jednak gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła od razu oprzytomniałam. Ruszyłam do kuchni, skąd dochodził ten dźwięk, a to co tam zobaczyłam sprawiło, że moje serce zaczęło krwawić.

Ashton siedział na ziemi i starał się pozbierać stłuczoną szklankę, nie zważając na to, że jego ręce krwawiły przez rozcięcia. Wyglądał dokładnie tak, jak mówił Luke. Był blady, dosłownie biały jak ściana. Mimo iż minęło kilka dni chłopak wyglądał na wychudzonego, a gdy podniósł na mnie wzrok, w jego oczach nie dostrzegłam tego specyficznego blasku, który zawsze krył się w jego zielonych oczach. Tym rezem były one bez wyrazu. Cały Ashton wygladał na wypranego z wszelkich emocji.

Nie mogąc na to patrzeć podesszłam do Ashtona i pomogłam mu wstać. Nie odzywaliśmy się do siebie. Dla mnie obecnie ważniejszy był jego stan zdrowia. Musiałam oczyścić jego dłonie, w których nadal tkwiły małe kawałki szkła. W tym celu udaliśmy się do łazienki. Okkręciłam  kran i delikatnie, uważając by nie sprawić zbyt wielkiego bólu chłopakowi, zaczęła przemywać dłonie z krwi. Następnie za pomocą pincety wyciągnęłam szkło zalegające w jego dłoniach. Kiedy już zdezynfekowałam i zabandażowałam dwie ogromne dłonie, należące do Ashtona, w końcu odważyłam się podnieść na niego wzrok.

Patrząc w jego oczy dostrzegłam zdziwnienie i niedowierzanie. Wpatrywał się we mnie, jakbym zaraz miała zniknąć, a on miałby obudzić się ze snu.

- Naprawdę tu jesteś? Nie jesteś wymysłem mojej wyobraźni?- Ashton zaczął szeptać, a z jego oczu zaczęły wypływać łzy. Jego głos był zachrypnięty, a na jego twarzy oprócz zmęczenia można było dostrzec kilkudniowy zarost.

- Jestem tu i myślę, że się nigdzie nie wybieram- odpowiedziałam cicho i przerwałam kontakt wzrokowy oraz pusciłam jego dłonie, które nieświadomnie wciąż trzymałam.

- Tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałem Cię skrzywdzić, nie chciałem powiedziec tego wszystkiego. To było pod wpływem emocji, nie wiem co się ze mną działo, ale przepraszam. Tak cholernie żałuję tego co się stało. Jestem dupkiem, palantem i kretynem i pewnie jeszcze kimś gorszym, ale proszę, wybacz mi. Moje życie nie ma sensu, kiedy nie ma Cię obok mnie. Proszę, nie zostawiał mnie Rose- Ashton płakał z kazdym wypowiedzianym słowem płakał coraz bardziej.

- Nie zostawię Cię. Ashton nie mogłabym Cię zostawić, ale chcę z Toba porozmawiać- powiedziałam cicho, a chłopak pokiwał głową i pociągnął mnie za sobą do salonu. Oboje usiedliśmy na kanapie, a ja nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Chciałam wiedzieć jedno, ale nie byłam pewna jak zadać to pytanie.

- Ash, czy to co wtedy powiedziałeś...czy Ty na prawdę tak uważasz?- spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie, a ten w jednej chwili podniósł się i uklęknął przede mną.

- Nie. Nigdy tak nie uważałem, ale..- Ashton na chwilę odwrócił ode mnie wzrok, by po chwili znów patrzeć w moje oczy- naprawdę było mi w ostatnim czasie ciężko. To ciągłe chodzenie jak pokraka, wysługiwanie się wszystkimi, a do tego moja nieporadność. Przez tą nogę czułem się jak kaleka i to mnie dobijało. Przepraszam kochanie, nigdy nie chciałem, żebyś się tak poczuła. Wiem, że zajmowałaś się mną cały czas i pomagałaś mi i dziękuję Ci za to. Przepraszam, że przez moją głupotę i niewyparzony język musiałaś cierpieć i przepraszam Cię za to- skończył mówić i podniósł moją dłoń na wysokość swoich ust i złożył delikatny pocałunek na każdym, nawet najmniejszym sinym miejscu. W całym mieszkaniu znowu zrobiło się cicho. Ashton nadal klęczał przede mną, a ja nadal spatrywałam się w jego oczy.

Moje obawy minęły. Patrzyłam na Ashtona tak jak przed tym wszystkim. Nie miałam przed oczyma Ashtona, który miał furię w oczach, ale tego, który właśnie klęczął przede mną i wpatrywał się we mnie. Miał w oczach nadzieję, którą ja miałam również w sercu. Miałam nadzieję, że uda nam się zacząć jeszcze raz i miałam zamiar zacząć wcielać to w życie. Pociągnęłam delikatnie Ashtona do góry, aby usiadł obok mnie i wtuliłam się w niego.

- Tak bardzo mi tego brakowało- szepnęłam w jego koszulkę i poczułam jak chłopak jeszcze ciaśniej mnie obejmuje.

- Kocham Cię i nareszcie mam w rękach cały mój świat. Nie zostawiaj mnie więcej- Ashton złożył czuły pocałunek na moim czole i znów na mnie spojrzał. W jego oczach znów zobaczyłam to co tak bardzo kochałam. Zobaczyłam miłość którą mnie darzył i to sprawiło, że poczułam coś, czego jeszcze nigdy nie czułam. Nie potrafię tego nazwać, ale było to bardzo przyjemne uczucie.

- Nigdzie się nie wybieram- uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka, który tak wiele dla mnie znaczył.

***

Morning!

Nie było się czym martwić, znając mnie mogliście się domyślić, że wszystko będzie dobrze.

Póki co....

Co sądzicie o naszych Rashton? Nie potrafię wymyślić inengo ship name, więc przepraszam ;)

Do zobaczenia za tydzień!

Cya xx

Hope for Love // a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz