Sasha pov.
Dzień jak co dzień. Czyli chujowy. Praca? Nudna. Tak pracuje w wieku 15 lat, problem? Nie? To się cieszę. Dobrze, że mieszkam sama z psem, a nie z Deadpoolem.
Gdyby nie to, że Wade pieprzył się na prawo i lewo z każdym kto mu się spodobał dalej bym z nim mieszkała. Najbardziej przeszkadzało mi, że śmierdziało seksem w każdym pomieszczeniu. Ale czego spodziewać się po Wade? Na pewno niczego dobrego.
Strasznie mi się nudzi, pije już drugą kawę. Mam dość rzygać mi się chce od niej. Moje śniadanie wygląda jakby robił je wykwintny kucharz czyli sucha bułka z masłem.
Matko, ale nudy trzeba coś zrobić. Na szczęście mam wolne więc hydra może mnie cmoknąć w dupę teraz. A gdyby tak pójść do mojej cudownej Liam? Nie będę do niej pisać. Zrobię jej niespodziankę.
Pewnie mnie zabije jak jej się uda. Jestem pewna na 100%, że moja cudna psiapsi śpi teraz. Kupię chrupki dla niej to może nie będzie zła, że ją obudzę.
Szybko ubrałam moją ulubioną bluzę z logo Deadpoola. Tak jestem fanką mojego taty i jego zajebistych katan. Jeśli macie problem to pogadajcie z Liam ona was spali żywcem. A potem będzie jadła popcorn ciesząc się z widoku palonych ciał.
Wracając do tematu. Mój tata jest zajebisty więc jestem jego największą fanką. A poza tym przeruchałam ci matkę. Dobra nie. Za starych się nie biorę. Chyba, że zrobiłabym jakiś wyjątek.
Ubrałam do bluzy krótkie spodenki, skarpetki w lody, takie seksi i czerwone trampki. Maska na ryj żeby nikt mnie nie poznał. To nie tak, że coś zrobiłam. Ja jestem bardzo grzecznym dzieckiem. Chociaż Wade czasami uważa inaczej.
Zamknęłam dom i poszłam w nasze małe miasteczko. Ta jasne małe, od kiedy Nowy York jest mały? Dobra nie ważne. Ruszyłam do mojego ulubionego sklepu. Czyli do znanego mi od bardzo dawna monopolowego.
Znam tu zarąbista babeczkę, nazywa się Choi i jest chinką. Jest na prawdę świetna. Grzecznie się przywitałam i zabrałam z półek to co miałam wziąść, czyli żarcie.
Po zapłaceniu za żarcie i alkohol opuściłam sklep. Szłam ciemnymi uliczkami do domu mojej psipasi. Tak lubie takie mroczne klimaty. Liam w sumie też takie lubi.
Na miejsce dotarłam po 20 minutach spaceru. Weszłam jak normalny człowiek przez drzwi i udałam się do salonu. A dlaczego tam zapytacie. Otóż moja wspaniała przyjaciółka lubi tam spać. O dziwo nie było jej tam. No cóż życie.
Odłożyłam alkohol do lodówki, a żarcie dla Liam schowałam do szafki podpisanej jej imieniem. Tak ona ma własną szafkę w kuchni, którą zamyka na klucz. A jak ja się do niej dostałam pozostaje tajemnicą.
Bądź mną Sashą lvl 15. Przyszłam sobie do swojej jedynej przyjaciółki. Pomińmy fakt, że na początku była moim celem. Zamiast ścierać krew mopem to ją zamiatam. No ale nie o to teraz chodzi.
Będąc w domu Li zachciało mi się iść do łazienki. Zamiast tego dostałam się do pokoju Kapitana Ameryki, uznałam że muszę to wykorzystać. Zrobiłam mu tam syf zabierając przy okazji jego tarczę, aby wykorzystać ją do niecnych planów, które wytworzyły się w mojej głowie.
Opuściłam pokój Pana Kapitana i udałam się na ponowne poszukiwania łazienki, którą w końcu znalazłam. Załatwiłam moje potrzeby i razem z tarczą udałam się do najbliższych schodów. Zapytacie po co? Otóż już wam przedstawię mój cudowny plan. Mam zamiar zjechać na niej niczym na sankach z tych schodów. Wiem genialny plan.
Zjeżdżałam sobie tak na moich zajebistych sankach dopóki ktoś nie wjebał mi się pod schody. No zajebiście zabiłam gościa. Kurwa miotły nie ma.
Nachyliłam się nad mężczyzną chyba mężczyzną. Nie wiem płci nie umiem rozróżnić. Ma dużego cycka więc nie wiem czy mogę nazwać to coś mężczyzną. Dobra anyway idę po miotłę trzeba pozamiatać to truchło.
Poszłam do kuchni po wcześniej wspomniany przedmiot, a potem wróciłam na miejsce zbrodni i zaczęłam sprzątać. Nagle patrzę sobie na niego tak z góry i w sumie przystojny jest. O cholera obudził się.
Kurwa zostanę zamordowana przez Steva Rogersa. Chociaż nie. Mnie się nie da zabić. Moja regeneracja na to nie pozwala. Heh. Jebaniutki patrzy na mnie tymi swoimi zajebistymi oczkami. Ja wiem, że jestem piękna, ale to trochę przerażające, że jakiś facet lvl 105 na ciebie patrzy ze znakiem zapytania na mordzie.
Uśmiechnęłam się niewinnie do niego i zaczęłam uciekać. Przez przypadek Steven dostał miotłą w głowę no cóż trudno. Odwróciłam się w czasie biegu i zauważyłam, że jestem ścigana przez samego Kapitana Amerykę. Liam to mi kurwa nie uwierzy jak jej to powiem.
Wbiegłem do jakiegoś pomieszczenia. Chyba go zgubiłam. Rozglądnęłam się po miejscu, w którym się znalazłam. Wydaje mi się, że jestem w pracowni ojca mojej psiapsi. Usłyszałam chrząknięcie za sobą. Odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam Tony'ego Starka we własnej osobie.
- Dzień dobry? - Kurde nawet nie wiem jak mam przywitać się z tatą Liam.
- Dzień dobry, a ty to kto? - Zapytał mnie. Cholera co ja mam robić?
- Umm jestem Sasha Wilson. Jestem przyjaciółką Liam. - Chyba jest dobrze prawda?
- Miło mi cię poznać. Co robisz u mnie w pracowni? - Chłopie nie zadawaj mi tak trudnych pytań.
- Ehehe uciekałam przed Stevem. Wjechałam w niego na tarczy.....- Spuściłam wzrok na podłogę. Nagle usłyszałam śmiech.
- Widziałem, że ktoś go w końcu zabije na tej tarczy. - Wtf typie? Ja prawie człowieka zabiłam, a ty się śmiejesz. Już wiem po kim Liam ma tak zjebane poczucie humoru.
- Umm ja może już pójdę do Liam. - Poszłam w kierunku wyjścia. - Dowidzenia. - Pożegnałam się i wyszłam.
Szwędałam się po domu mojej przyjaciółki, aż zrobiło się bardzo późno. Czas komuś wbić do pokoju i poprzeszkadzać. Wybrałam pierwsze lepsze drzwi i otworzyłam je. Okazało się, że jest to pokój Stevena. No spoko.
Weszłam do środka. Co by tu zrobić? O wiem zaczęłam przeglądać jego rzeczy prywatne. Jest to bardzo ciekawe zajęcie, bo musisz jeszcze uważać żeby nikt cię nie nakrył.
Po pewnym czasie znudziło mi się szperanie w jego rzeczach. Przebrałam się w jedną z bluz Stevena i usiadłam na jego łóżku. Tak wiem znam faceta ledwie dzień. Tego nawet poznaniem nie mozna nazwać, bo wjebał się pod moje sanki i mi je zajebał.
Teraz ma za swoje. Czy on nie wie, że dzieciom się zabawek nie zabiera? Położyłam się w jego łóżku i patrzę sobie w sufit. Bardzo ciekawe zajęcie. Chociaż zawsze można wykombinować coś lepszego. Zrobiłam się senna. Tak nawet hydranty mogą spać.
Wyciągnęłam telefon. Przecież nie pójdę spać w łóżku obcego mi faceta. Nie jestem taka. Przeglądałam jakieś dziwne strony internetowe, a moje oczy powoli się zamykały.
Chyba byłam zbyt zmęczona żeby usłyszeć jak ktoś wchodzi do pokoju. To pewnie Rogers. Co on sobie musiał pomyśleć o mnie? Dobra to jest nie ważne w tym momencie. Jebać tego seksownego osobnika.
Po jakimś czasie poczułam, że łóżko koło mnie się załamuje. Okej czyli położył się obok mnie. Ale fajnie. Pewnie będzie mnie ignorował. No i zajebiście. Mało osób to robi więc dobrze się przy tym bawię. Ale teraz nie jest na to czas, idę spać. Dobranoc wszystkim kochanym czytelnikom.