xxxvi.

5.9K 434 43
                                    

           Już kolejną godzinę Harry przechodził od jednej ściany do drugiej, nie potrafiąc skupić się na tym po co właściwie zebrali się w pomieszczeniu. Pięć statywów z mikrofonami i porozstawiane instrumenty. Chłopak nigdy nie należał do cierpliwych, jednak tego dnia wszystko nasilało się ze zdwojoną siłą. Jego przyjaciele wyraźnie widzieli, że coś trapi zielonookiego.

- Wiercisz się jakbyś miał owsiki w tyłku. – Stwierdził Niall, opadając na kanapę i nie odrywając wzroku od zielonookiego przyjaciela.

- Co? – Harry spojrzał na blondyna zdezorientowanym wzrokiem.

- Wszystko w porządku? – Przyjaciel uniósł brew, unosząc jednocześnie butelkę do ust. Ciemnowłosy westchnął i zajął miejsce obok. Postanowił zwierzyć się czwórce przyjaciół ze swojego pomysłu.

- Nasz mały Harry oszalał z miłości. – Zaśmiał się Louis.

- Tak czy siak, to świetny pomysł. – Zayn skinął z aprobatą. Zamienili jeszcze kilka zdań, śmiejąc się i podnosząc zielonookiego przyjaciela na duchu. wszystkiemu przyglądał się milczący Liam. Jego brązowe oczy bardzo powoli traciły swój cwaniacki błysk, a dziwne uczucie zaczynało wypełniać jego duszę. Zwilżył wargę ze zdenerwowania i zajął miejsce gdzieś w kącie pomieszczenia, pozwalając sobie na zatopienie się we własnych myślach.

*

      Trzy duże, zapisane kartki wrzucone na miejsce pasażera w białym kabriolecie. Miłość w sercu i nadzieja w duszy. Przed Harrym ponad dwie godziny podróży w nieznane. Podróży, która miała odmienić wszystko – już na zawsze.

       W głowie przeplatały się słowa, które starał się ułożyć w sensowne zdania. Skupiając się jednocześnie na drodze i przypominając sobie w jaki sposób Karen opisała konkretny dom. Jego mina rozpromieniała, gdy zauważył budynek z czerwonej cegły. Czując ulgę, zatrzymał się przy żywopłocie i chwycił w dłonie najpotrzebniejsze rzeczy. Dodając sobie otuchy, skierował się do czarnych, masywnych drzwi. Kilka głębokich wdechów i wcisnął w końcu dzwonek.

      Kiedy otworzyła, nie potrafiła ukryć zaskoczenia. W brudnych, czarnych dresach stanęła w progu swego domu i wpatrywała się w poważną, ale jak zawsze niezwykłą twarz Harry’ego.

- Co ty tu robisz? – Wyszeptała ledwo słyszalnie.

     Zamiast odpowiedzieć, wyjął telefon z kieszeni i włączając odpowiednią pozycję na liście odtwarzania, odłożył komórkę na schodki. Zwilżył wargę i odgarnął niesforne kosmyki włosów z czoła. Zza pleców wyjął białe, duże kartki. Rosie cofnęła się, wciąż patrząc ze zdziwieniem. Zdziwieniem rosnącym z każdą sekundą. Nie odzywał się. patrzył wprost w jej oczy, unosząc plik trzymany w rękach w górę. Zaczęła czytać.

„Wiem, że czujesz się niedoceniana”. Przełożył kolejną kartkę, wciąż nie odzywając się ani słowem.

„Ale musisz wiedzieć jedno.”

„Cały świat może być przeciwko nam, ale to nie zmienia faktu, że..” Kolejna kartka, a jej serce zabiło mocniej.

„Dla mnie jesteś idealna.” Jego zielone oczy błyszczały, wpatrując się we wzruszoną, najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek spotkał.

„I nie chciałbym, byś zmieniała w sobie cokolwiek.”

„Wiem, że czujesz się samotna i nieakceptowana.”

„Ale ja zawsze będę przy Tobie.”

„A moje zmarnowane serce będzie kochało cię, póki nie będziesz wyglądała w ten sposób.”

Ostatnia karta ukazywała świetnie zachowaną mumię. Na jej twarzy znów zagościł nieśmiały uśmiech. Chłopiec spuścił trzymane karty i westchnąłwszy cicho, spuścił głowę.

- Harry.. – Odezwała się, łykając łzy wzruszenia. – Dlaczego to zrobiłeś? – Spytała, robiąc krok w jego stronę.

- Bo znam powód twojego odejścia. – Uniósł głowę, spoglądając na ciemnooką z nadzieją. – I chcę to naprawić. Chcę pokazać ci ile dla mnie znaczysz.

- Nie musisz mi niczego pokazywać.. – Jej głos zadrżał, gdy musnęła koniuszkami palców jego dłoń. – Kocham cię. – Dodała po chwili, unosząc lekko kąciki ust.

      Z jego rąk wypadły kurczowo trzymane karty. Przyciągnął wzruszoną dziewczynę i oplótł szczelnie ramionami. Tęskniła. Tak jak jeszcze nigdy. A upewniła się w tym, znów czując jego ciepło i kojący zapach jego ciała. I tak nagle poczuła, że popełniła największy błąd swego życia. Pozwalając wygrać zawiści zasianej w sercach innych. Pozwalając wygrać najgorszym myślą, krążącym po jej głowie. Bo dla niego była piękna. Dla niego była ważna. Naprawdę ważna. Skoro posunął się do takich kroków, jak pokonanie ponad trzystu kilometrów, tylko po to, by wystawać pod jej domem z kilkoma kartkami. Próbując wcielić w życie scenę z filmu, którą kochała najbardziej. Ale nie bardziej niż jego.

        I znów dwie zagubione dusze odnalazły się w tym okrutnym świecie. Ale tym razem obydwie postanowiły walczyć. Dowiadując się, że naprawdę warto. Że to co je łączy nie jest głupim i szczeniackim zauroczeniem. Jedno, wielkie serce w dwóch ciałach. Bo on był dla niej największym oparciem. Był więcej niż ukochanym. Był przyjacielem, był marzeniem wyśnionym samotnymi nocami, był światem i przyjacielem. Nie potrafiła przestać przepraszać go za tak głupi błąd jakim była ucieczka. Stchórzenie. Bo ona była dla niego wszystkim. Była światłem jaśniejszym od gwiazd, byłą powietrzem, była muzą i wszystkim czego potrzebował do życia. Świetnie wiedział, że wcale nie musi, ale pragnął pokazywać jej każdego dnia, jak piękna jest w jego mniemaniu. Bo to nigdy mu się nie znudzi. I nie podda się, póki ona nie spojrzy na siebie choć w malutkim procencie tak jak patrzy on.

- Obiecaj, że już nigdy więcej mi nie uciekniesz. – Wyszeptał, gdy leżeli na jej wielkim łóżku, zatapiając się w swym ramionach.

- Obiecuję. Nie poddamy się. – Uśmiechnęła się słodko, wtulając twarz w jego ciepły tors.

- Kocham cię. – Wyszeptał, układając twarz w jej włosach.

- Ja ciebie też. – Odpowiedziała, muskając jego plecy. – Zostań na noc. – Dodała szeptem.

- Tylko jeśli wrócisz ze mną do Londynu.

- Z tobą pójdę na drugi koniec świata, Styles. – Nie odpowiedział. W jego policzkach znów pojawiły się głębokie dołeczki. Zmrużył oczy i mocniej przytulił do piersi największą miłość swojego życia.

       Nie była idealna dla świata. Nie była idealna dla siebie i innych. Bo nikt z nas nie jest idealny. Ale była perfekcyjna w swej nieidealności. Była tylko jego, choć to nie kwestia posiadania. Rozświetlała ciemne zakamarki jego duszy, zasiewając w niej nadzieję i podlewając kwitnącą miłość.

       Różnili się od siebie wszystkim, będąc jednocześnie identycznymi. Dopełniali się. Pasowali jak dwa kawałki puzzli. I tylko oni mogli zadbać o swoje szczęście. Hosie naprzeciw światu. Łamiąca stereotypy i napędzająca do marzeń, para. Jedynym co mogło ich zniszczyć byli oni sami. Ale Rosie już nigdy nie chciała opuszczać perfekcyjnych ramion zielonookiego chłopaka o pięknym sercu. You are not a diamond, you are not a shining star. It doesn't mean that you're not perfect, exactly as you are.

Love actually • styles  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz