xxvii.

7.3K 476 22
                                    

      Czując w całym ciele narastające zdenerwowanie, stanęła przed ogromnym domem. Jedynie splecione z Harry’m palce dodawały jej odrobiny otuchy. Po raz ostatni poprawiła sukienkę i założyła niesforny, ciemny lok za ucho. Zielonooki ucałował jej policzek i wyszeptał kilka słów, który miały podnieść ją na duchu. Przekraczając drzwi wejściowe, zaatakowała ich głośna muzyka zmieszana z dziesiątką głosów śmiejących się gości. Przywołała na twarz najlepszy uśmiech i dała pociągnąć się w bawiący tłum.

      Wielki dom, ogromny salon, a na samym jego środku przeszklone, małe pomieszczenie, w którym znajdowało się coś na wzór miniaturowej fontanny. Typowo męsko urządzone pomieszczenia, mnóstwo automatów do gier, duża figura Spidermana. Wyjątkowy porządek, tysiące sprzętów, najlepszy sprzęt grający.

      Jakby spod ziemi, wyrósł przed parą Niall. Jak zawsze uśmiechnięty, jak zawsze z nieładem na głowie i otwartą buzią. Przywitał się z Rosie, jak to miał już w zwyczaju, uroczym buziakiem w policzek. Harry puścił dłoń dziewczyny, a ona od razu poczuła się nieswojo. Przyjaciele pogrążyli się w rozmowie, a ciemnowłosa – słuchając jednym uchem – rozglądała się po ogromnym salonie, w którym się znajdowali. Dziesiątki wesołych gości, ale nikogo z kim mogłaby porozmawiać. Czuła jak jej nieśmiałość rodzi się w sercu na nowo. Oni wszyscy byli tacy.. idealni? Skrzywiła się, by zaraz potem usłyszeć donośny śmiech blondyna.

- Muszę ci coś pokazać! – Rzucił wesoło i pociągnął Harry’ego za sobą.

      Ciemnowłosa została sama. Pośród bawiącego się i pijącego tłumu. Poczuła jak nieprzyjemna fala ciepła ogarnia ją od środka. Przygryzła wargę ze zdenerwowania i rozejrzała się po raz setny. Gdzieś w oddali zauważyła duże, przeszklone drzwi. Ruszyła w ich stronę, trafiając do ogrodu. Głód nikotynowy odzywał się w niej tylko, gdy była bardzo zdenerwowana. A to zdecydowanie był taki moment. Problemem było jedynie fakt, iż nie miała ze sobą papierosów. W pewnym momencie zauważyła dwie znajome twarze. Liam i Zayn stali pod ścianą nieopodal i dyskutując zawzięcie, zaciągali się. Kilka głębokich oddechów i dodanie sobie otuchy. Podeszła do chłopców i uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła.

- Hej.  – Odezwała się cicho. Dwie pary brązowych oczu skierowały się w jej stronę. Zayn posłał dziewczynie krótki uśmiech i skinął głową. Liam zaś spoglądał na nią z trudną do określenia miną. – Um.. Mogłabym jednego? – Dodała po chwili, robiąc głupią minę. Malik zwinnym ruchem wyjął z kieszeni spodni paczkę i otwierając ją, wysunął rękę w stronę okropnie zestresowanej dziewczyny.

     Zaciągnęła się, a świat przez chwilę zawirował. Uwielbiała to uczucie. Całą trójką stali pod ścianą budynku, paląc w ciszy. Rosie szukała w głowie odpowiedniego tematu do rozmowy. Chciała zagadać, bo czuła się głupio. Zayn był wyluzowany chyba bardziej niż zwykle i tylko chwilami spoglądał z zaciekawieniem na ciemnowłosą. Payne za to nie odrywał od niej wzroku. Na jego twarzy malowało się skupienie i brak zrozumienia. Wciąż nie potrafił przyjąć do wiadomości wyboru jednego ze swoich przyjaciół.

- Fajna dziś pogoda. – Odezwała się w końcu. Od razu skarciła się w myślach. Temat pogody jest chyba najgorszym, na jaki można wpaść. Malik uniósł lekko kącik ust, wypuszczając dym z ust. Jego przyjaciel uchylił wargi, chcąc odpowiedzieć dalekim od miłego tonem, jednak nie zdążył. Rosie usłyszała za plecami piskliwy głosik. Zaraz potem tuż obok Liam’a pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna. Szczebiotała wesoło, łapiąc chłopaka za rękę i nie zważając na jego towarzyszy, ciągnąć go z powrotem do domu. Nie spojrzała nawet na zdziwioną i wciąż tak samo zdenerwowaną Rosie.

- Dobra Soph, już wracam. – Stwierdził Payne i dał się wciągnąć do środka, kiwając głową w stronę pozostającego w tym samym miejscu, przyjaciela.

Love actually • styles  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz