Рассвет

297 24 16
                                    

        Cisza przebijała się między dwójką milczących osób, gdy wymierzali sobie nawzajem bolesne, szybkie ciosy. Ugięte nogi zwinnie przeskakiwały z miejsca na miejsce, plecy odchylały się, by uniknąć spotkania z pięścią.

        Wyglądali jak dwa wściekłe, walczące wilki. Skakali do siebie, próbując dosięgnąć gardła, powalić na ziemię, rozerwać krtań. Nie pozwalali, by druga osoba po upadku spokojnie wstała z zimnych paneli – nie dawali sobie czasu na nic. Naciskali, tworzyli presję, uderzali się coraz mocniej, mając nadzieję, że zadali ostateczny cios. Bo tylko to miało cel – zabić, zanim ktoś inny spróbuje zrobić to pierwszy.

    — Szerzej stopy.

        Nie pomagał, ale korygował każdy błąd i uczył. Poprawiał, boleśnie poprawiał, bo tylko tak potrafił przekazać wiedzę, bo nikt nie powiedział, że może to robić inaczej.

    — Słyszysz co do ciebie mówię?

        Miał wrażenie, że nie słyszała. Że tylko patrzyła w niego, nie rozumiejąc żadnego ze słów. Znała angielski? Mówili, że znała, dlaczego nie reaguje?

    — Stav'te nogi shire, blin!

        Zadrżała. Nie miał pojęcia, czy to przez jego podniesiony głos, czy przez przenikliwy chłód, który dostawał się między ich skórę, mięśnie, kości. Wszędzie tam, gdzie był w stanie się znaleźć, wybudzając to, co nie powinno być wybudzone. Bo nienawidził się na nią złościć, nienawidził na nią krzyczeć, nienawidził patrzeć na nią, marszcząc brwi.

    — Co jest z tobą do cholery nie tak?

        Próbował rozmawiać. Naprawdę próbował nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, ale ciężko było rozmawiać… ze ścianą. Ona tylko patrzyła, śledziła jego ruchy, szybko się uczyła i… wciąż milczała. Irytowało to go, ale w dalszym ciągu nie porzucił zadania, jakim było trenowanie jej.

    — Wydaje mi się, że wszystko.

        Nigdy nie pomyślał, że szept mógłby tak głośno odbijać się echem w jego głowie.

×××

        James w ciszy obserwował, jak Nicholas Fury nerwowo chodzi tam i z powrotem za biurkiem w swoim biurze, do którego został zaproszony razem ze Stevem Rogersem. Siedząc na krześle praktycznie wbijał plecy w oparcie, głaszcząc psa po głowie, gdy tylko ten szturchnął jego przedramię.

        Sytuacja była… cholernie napięta, delikatnie mówiąc. Od momentu, w którym weszli do pomieszczenia, czarnoskóry rozkazał im tylko usiąść na krzesłach i „zamknąć do cholery pyski”, choć żaden z nich nie wypowiedział ani słowa. Więc siedzieli tak już którąś minutę, patrząc tylko przed siebie, ewentualnie wodząc wzrokiem za czarnym płaszczem dyrektora T.A.R.C.Z.Y. James nie odważył się spojrzeć na jego twarz, mimo to wiedział, że mężczyzna jest wściekły.

        Przecież też byłby, gdyby zajmował miejsce Fury'ego.

    — Zapytam o to tylko raz — oznajmił w końcu, zatrzymując się w miejscu. — Znasz ją do cholery czy nie?

        Mimo iż nie patrzył na żadnego z nich, oboje wiedzieli, do kogo to pytanie było skierowane.

     — Nie. Nie znam — odpowiedział spokojnie James, choć w głębi duszy daleko było mu do spokoju.

        Nick uderzył rękami o blat biurka. Kilka rzeczy na nim podskoczyło, ale ani James, ani Steve nie zwrócili na to uwagi. Jedynie pies przysunął się jeszcze bliżej Barnesa, wciąż trzymając głowę na jego udzie.

Он мой » Winterwidow [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz