Część I: Ostatnia Akcja

52 1 0
                                    

Rogue

 Pomieszczenie spowijał przyjemny mrok, który zdawał się lepiej pasować do niego niż jasność. Delikatnie światło ulicznych latarni nieśmiało zaglądało do wnętrza, rzucając niewyraźną smugę na kawałek podłogi, ale grube kotary, chociaż były dość niedbale zasunięte, odcinały dalszy dostęp jasności. Panowała prawie idealna cisza, gdyby nie ciche tykanie zegara, byłoby niemalże głucho. Sekundnik gnał nieubłaganie do przodu, a duże wskazówki zegara wskazywały na godzinę trzecią w nocy. Tą cichą i jakże prostą melodię nocnej pory przerwało głośniejsze chrapnięcie, dobiegające z drugiej strony łóżka, zaraz obok Rogue, która wcale nie spała. Na owy odgłos delikatnie się uśmiechnęła i skierowała wzrok ku mężczyźnie, w opinii dziewczyny tak słodko śpiącego. Jego policzek wtulony był w jej ramie, które kurczowo trzymał. Ciemnowłosa nie widziała dobrze jego twarzy, w końcu brak światła przeszkadzał jej w podziwianiu pięknych rysów twarzy jej ukochanego, ale mogłaby powiedzieć, ze znała je na pamięć. Wyciągnęła ku niemu dłoń, ale w ostatniej chwili zawahała się, nie chcąc go zbudzić. W końcu raptem chwile temu oboje przeżywali niezwykle przyjemne chwile, intensywnie napawając się swoją bliskością. Rogue cichutko westchnęła na samo wspomnienie minionej rozkoszy i cofnęła dłoń, by przeczesać swoje włosy. Ułożyła się wygodnie, ale zanim zamknęła oczy, ucałowała czubek głowy Remiego i wsunęła dłoń w jego, swobodnie leżącą na pościeli. Dziewczyna nie zdążyła oddać się w objęcia snu, gdy nagle usłyszała dźwięk małego urządzenia, które Remy zwykł nosić w spodniach. I tak tez ten dźwięk brzmiał, jak zduszony materiałem ciężkiego dżinsu, ale wystarczył by mężczyzna odsunął się i nieprzytomnie przekręcił się, by odnaleźć urządzenie.      — Hmmm...nawet w środku nocy muszą cię wzywać. Remyyy...— przeciągnęła dźwięcznie, przesuwając się do mężczyzny, gdy ten nadal tkwiąc jakby we śnie, lecz już w pozycji siedzącej. Rogue objęła go czule od tylu i oparła brodę o jego ramie. — A co jeśli nigdzie cie nie puszczę, skarbie? W końcu tak dobrze nam było...a ja wciąż nie mam dość. — wymruczała, przesuwając ustami po szyi Gambita, a w myśli uśmiechnęła się tylko.

Gambit 

 Remy otworzył oczy był w ciemnym pomieszczeniu. Ogromnej sali zakończonej równie dużym tronem na którym siedziała praktycznie całkowicie czarna postać. Oczywiście Remy domyślał się kim ona jest. Jeden z najpotężniejszych mutantów w historii znany jako Apocalypse, ciemna postać wskazała ręką na niego a potem wykrzyknęła coś w nieznanym języku. Przed oczami Gambita zrobiło się rażąco biało, przez co ten zamknął oczy. Gdy je otworzył nie był już w sali tronowej Apocalypse, ale przed siedzibą X-Men. X-Mansion była praktycznie całkowicie zniszczona, przed budowlą leżały zmasakrowane ciała dawnych kompanów Gambita, a nawet przeciwników stwierdził patrząc na nabite na miecz oparte o ścianę zniszczonego budynku ciało Magneto. Remy był przerażony i sparaliżowany koszmarną wizją, rozglądał się wokół ze strachem w oczach patrząc na kolejne ciała X-Menów. — Nie...! — Powiedział cicho, patrząc na leżące w oddali kobiece ciało, dokładniej na włosy kasztanowo białe — Nie Nie NIE! — Wykrzyczał biegnąc w tamtym kierunku. Dopadł do ciała kobiety i rozpłakał się, po prostu się rozpłakał — Anne... nie nie nie, Proszę... — Wymamrotał przyciskając do siebie bezwładne ciało Rogue. Teraz dopiero zwrócił uwagę na kolor swojej skóry, była ciemna, martwa... Po chwili lamentu, usłyszał w głowie głośny dźwięk, który go ogłuszył. Gambita obudził dźwięk jego komunikatora, który wyrwał go z koszmaru, którego nie widział już od 5 lat. Pięć lat temu, ujrzał tą wizje po raz pierwszy, gdy został Śmiercią... Teraz pomimo tego, że posiada część mrocznych mocy nie powinno być takiego snu... Chciał jak najszybciej o tym zapomnieć, dlatego wrócił myślami do upojnych chwil z Rogue. Od razu lekko się uśmiechnął, lekko, bo dalej spał tak naprawdę. Leniwym ruchem usiadł na krańcu łóżka i sięgnął po znajdujące się w spodniach urządzenie. Zaspanym wzrokiem spojrzał na komunikat wyświetlony na nim. „Bank International, mała ochrona, spory łup cały twój" Patrzył chwilę na ten tekst, a gdy poczuł jak ręce ukochanej obejmują go schował urządzenie. — Wybacz że cię obudziłem — Powiedział przepraszającym tonem. Słuchał jej z uśmiechem, cieszył się, że już nie mają problemów z dotykiem. Tak mu tego brakowało... Odchylił lekko głowę pod wpływem jej pocałunków. Po czym odwrócił się się do niej i pocałował, jakby na przeprosiny za to że musi iść. — Było wspaniale kochanie, też nie mam dość — Ale muszę iść  Dodał w myślach, wiedząc, że w każdej chwili może je odczytać. Remy wolałby tego uniknąć, dalej myślał o tym koszmarze, choć jak na pokerowego asa przystało z jego twarzy nic nie można było wyczytać. 

Gambit&Rogue: RazemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz