𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 𝖙𝖍𝖗𝖊𝖊: 존재의 고통

187 20 11
                                    

Jego wzrok podążał smętnie za pojedynczymi, spadającymi z nieba kroplami, lądującymi z pluskiem na tafli wody, zastanawiając się przy tym, jak to jest być jedną z nich. Tak lecieć w dół przez parę sekund, by ostatecznie zniknąć gdzieś pośród głębi rzeki.

Naprawdę nie widział wartości w swoim życiu, był gotów rzucić się w dół tu i teraz, nie oglądając się ani przez chwilę. Coś jednak sprawiło, że na siłę szukał w swojej głowie osoby, która mogłaby mu pomóc. Drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni spodni telefon, wchodząc w listę kontaktów. Krople deszczu lądowały na ekranie przysłaniając lub rozmazując mu niektóre nazwiska, ale nie to, które przykuło jego uwagę.

Choi San.

Czy jeszcze o nim pamięta? Czy jakkolwiek będzie go obchodzić to, że naprawdę potrzebuje pomocy? Być może Wooyoung był głupi mając w pewnym stopniu zaufanie do nieznajomego, ale wierzył, że jest on jedyną osobą, która mu pomoże.

Nacisnął słuchawkę i podniósł urządzenie na wysokość swojego ucha czekając. Z każdym kolejnym sygnałem załamywał się coraz bardziej i był bliżej skoku z wysokości. Miał już rezygnować i zakończyć połączenie, kiedy na wyświetlaczu pojawił się licznik. Przyłożył telefon z powrotem do ucha.

- Halo? - zapytał głos po drugiej stronie. Gdy nie usłyszał nic z drugiej strony powtórzył - Halo? To jakieś żarty?

- S-San - słysząc swoje imię czekał na dalszą wypowiedź. Nie miał pojęcia kto właśnie do niego dzwoni, nie był też w stanie rozpoznać po głosie - M-Mówiłeś, że pomożesz mi, gdy będę potrzebował...

- Wooyoung?! - San był naprawdę zaskoczony nagłym telefonem. Ich ostatnie spotkanie zakończyło się w niezbyt przyjemnej atmosferze i Choi był pewien, że młodszy zapomniał o nim po przejściu kilku metrów - Co się dzieje? Gdzie jesteś? Mam do ciebie przyjść?

- Obiecałeś, że pomożesz. Więc masz szansę. Most koło piekarni. Dziesięć minut i skoczę.

- Co?! Czekaj! Nie dotrę w dziesięć minut!

- Więc się pospiesz.

Wooyoung zakończył połączenie nie czekając na kolejną odpowiedź Sana. Zaczął odliczać dziesięć minut od rozłączenia się, czując jak zaczyna drżeć. Było dość zimno, jak zawsze w styczniu, a on znów był jedynie ubrany w bluzę, a na głowę zarzucony miał kaptur.

Co chwilę patrzył na telefon, kontrolując godzinę. Ich rozmowa zakończyła się o 0:20, więc miał jeszcze niecałe trzy minuty, zanim skoczy, lub zostanie powstrzymany przez Sana. Nie sądził jednak, że chłopak faktycznie zdąży na czas.

San zaraz po odłożeniu telefonu wybiegł z domu nawet nie dbając o zgaszenie światła, czy zamknięcie drzwi. Wziął jedynie po drodze kurtkę i puścił się biegiem w kierunku wskazanym przez Wooyounga. Nie znał go, udało im się porozmawiać przez może piętnaście minut, ale tak naprawdę nie dowiedział się wiele o jego sytuacji. Nie wiedział jaki jest stan psychiczny chłopaka i czy jest on zdolny do odebrania sobie życia. Niczego nie był pewien, więc musiał pędzić ile sił w nogach, by się nie przekonać.

Została mu minuta, a do pokonania miał dwie przecznice. Powoli opadał z sił, ale nie mógł pozwolić, by chłopak zrobił sobie z jego powodu krzywdę. Nie patrzył nawet czy nic nie jedzie przez co parę razy omal nie został potrącony, ale biegł dalej nie tracąc czasu.

Gdy dotarł na miejsce, ujrzał Wooyounga stojącego na krawędzi mostu. Wyglądał na zrezygnowanego, widocznie myślał, że San już się nie zjawi. Jednak starszy przybył punktualnie, właśnie minęło dziesięć minut od ich ostatniej rozmowy. Mimo to Wooyoung nie oglądnął się za siebie, a jedynie patrząc po raz ostatni na wyświetlacz, odepchnął się delikatnie od barierki zamykając oczy.

Wrecked • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz