2. Damien i Rosie

576 19 5
                                    

Rosie

Był piękny.
Był też nieosiągalny.
Przynajmniej ja to tak widziałam.

Siedział przede mną, więc przez całą lekcję mogłam się bez przeszkód wgapiać w szerokie plecy.
Już nawet miałam gdzieś moje zdarte łokcie, które teraz lekko szczypały, bo opierałam je na ławce i do tego trzymałam na nich ciężar swojej głowy.

Na moment odwróciłam wzrok od Damiena, na rzecz Liama, który akurat wchodził do klasy.
Niemo przekazał mi oczami, że mam się nie wydurniać, ponieważ on doskonale wie, co właśnie robiłam.
Usiadł przed swoim najlepszym kumplem. Czyli przed moją miłością.

Boże, aż zebrało mi się na płacz.
Byłam tak żałosna, a gdy ta okrutna prawda mnie dosięgała, tak jak teraz, czułam się jak małe dziecko.
Dziewczynka, mająca obsesję na punkcie chłopca, do którego bała się podejść i zapytać, czy może się z nim pobawić.

Gdy tak to sobie przedstawiałam, mimowolnie robiło mi się gorąco, bo ani ja, ani on nie mieliśmy pięciu lat i nie rozchodziło się tu o zabawę samochodzikiem, czy klockami.
W ogóle o żadną zabawę się nie rozchodziło. Bo byłam tchórzem. Nie wierzyłam w siebie, jeśli chodziło o mój obiekt westchnień.

On był...piękny.
Wysoki, ciemnowłosy, o niemal czarnych oczach, w których najczęściej lśniła powaga i chłód. Z tego co widziałam przez kilka lat, odkąd Liam się przyjaźnił z nim i jego bratem bliźniakiem, Damien rzadko się uśmiechał.
Jednak kiedy już to następowało, najczęściej z pomocą właśnie Liama lub Jamesa, z którymi spędzał czas, nie mogłam oderwać wzroku i cieszyłam się, jak ostatnia kretynka, że udało mi się akurat spojrzeć w idealnym momencie.
Był diabelnie przystojny z tą całą powagą i miną ponuraka, ale kiedy jego twarz rozświetlał uśmiech...właśnie, cała jego postać wtedy błyszczała. W lewym policzku ukazywał się słodki dołeczek, oczy błyszczały, tak samo jak białe zęby.
Miałam kompletnie gdzieś fakt, że James, jego brat, wygląda identycznie jak on. James nie zwracał mojej uwagi w ten sposób. Destrukcyjny sposób.

Bo mimo tego wszystkiego, co przed chwilą odtwarzałam sobie w myślach, zdawałam sobie sprawę z jednej, przykrej kwestii - moje zauroczenie było niewłaściwe.
Trochę też zalatywało toksycznością.

Przecież on ledwo brał pod uwagę moje istnienie w jego świecie.
W tych czarnych oczach byłam jedynie dziewczyną, z którą przyjaźni się jego kumpel i pewnie był zdania, że może dostałby w nos, gdyby choć na mnie spojrzał w niewłaściwy sposób.
Jeśli akurat ten konkretny sposób mógł być niewłaściwy.
Chyba dla Liama.

Liam...Liam był sporą przeszkodą.
Dziś w samochodzie był już zmartwiony moim zachowaniem. Racja, to nie było zdrowe. Czepianie się i zmienianie swojego wyglądu na siłę, byle tylko zwrócić na siebie uwagę nie jest dobre, ale chciałam sprawdzić swoje możliwości.
Lubiłam siebie.
Co prawda miałam ledwo siedemnaście lat i chodziłam do liceum, gdzie wręcz gnieździły się stada pięknych dziewczyn, ale sporą część problemów już ze sobą przepracowałam.
Nie każda nastolatka sobie z tym radzi.
Każdy z nas ma jakiś kompleks, z którym nieprzerwanie walczy, a gdy masz naście lat i uważasz, że inni wyglądają lepiej od ciebie, to jest do dupy.
Cały okres liceum taki jest.
A tak naprawdę każdy z nas jest inny i podobny do samego siebie. No może poza Damienem i Jamesem, bo oni naprawdę byli jak klony. To czasami aż przerażało. Gdyby nie różnica we fryzurze i ubraniach, wszyscy mieliby problem.

Ale wracając do mnie i do mojego akceptowania siebie...wszystko to: stanie przed lustrem i gapienie się na siebie, stwierdzając na końcu, że jest dobrze, dbanie o siebie, malowanie się dla samej siebie, posiadanie swojego stylu i lubienie swojej osoby i ciała...wszystko szlag trafiał.

BEZDUSZNY [CZ.4]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz