26. Pocieszajka?

139 11 1
                                    

Liam

Trzy tygodnie później

- Skarbie? - Usłyszałem słodki głos mojej mamy, dobiegający z kuchni.

Od wejścia było czuć szarlotkę, którą piekła, jak co piątek.
Wszedłem głębiej do domu i mijając skromnie urządzony salon, dostałem się do kuchni.
Mama krzątała się po niej, ubrana w jeansy, sweter i żółty fartuszek. Czarne włosy, identyczne jak moje, miała spięte w luźny kok, by kosmyki nie przeszkadzały jej w gotowaniu.

- Jesteś! - wykrzyknęła, gdy skupiła na mnie błękitne oczy.

Oczy również miałem po niej.
Jedyne co się nie zgadzało to wzrost.
Ona była niziutka, a ja miałem metr dziewięćdziesiąt i chyba mogłem jeszcze urosnąć.

- Myślałam, że przyjdziesz z kolegą - mruknęła, wyciągając talerz z dolnej szafki.

Kolegą.
Niemal się roześmiałem.
Moja mama była niemożliwa. Wciąż myślała, że spotykam się z Bradenem, mimo że kilka dni temu widziała mnie przypadkiem na mieście z dziewczyną. Nie to, że miałem jakąmś stałą, po prostu odkąd miałem więcej pola do popisu, nie ograniczałem się tylko do facetów.

- Mamo, to nie był tylko kolega i czas przeszły - prychnąłem.

- Och, wiem! - fuknęła, odwracając się do mnie z nożem w dłoni.

- Tylko ostrożnie - wtrąciłem, wskazując na ostrze.

- Dlaczego nie przyszedł? Chciałam go poznać - marudziła. - Nawet nie wiem, jak ma imię! Nigdy nikogo od ciebie nie poznałam.

- Braden - dodałem. - Mamo, nie jesteśmy razem, a poza tym wiesz dlaczego nie chcę, żeby tu był - zgromiłem ją spojrzeniem, na co widocznie się rozczarowała.

Ale wiedziałem, że rozumiała.
W domu był problem. Dyscyplina, jak w wojsku.
Ojciec kilkanaście lat temu skończył służbę i przeszedł na emeryturę, jako żołnierz.
To było mniej więcej wtedy, kiedy urodziła się Davina. W domu zawsze były zasady, których nie chciałem złamać. Godzina policyjna. Odpowiednie słownictwo.
Wstawanie bladym świtem, kiedy ja wolałem sobie pospać do południa, skoro był weekend.
Ojciec był nieugięty i wielokrotnie dostawałem lanie za jakieś pierdoły.
Ale moja orientacja nie była pierdołą. Tak naprawdę była normalna. Tak jak bycie hetero, czy homo. Byłem biseksulny, wiedziałem o tym chyba od trzynastego roku życia. Kryłem się z tym tylko w domu.
Ojciec i brat nie mogli się dowiedzieć.
Lewis był ode mnie dwa lata starszy i przypominał kropla w kroplę naszego ojca.
I z wyglądu i z charakteru.
Marzył o wstąpieniu do wojska, na co mama krzywo patrzyła, bo się po prostu bała.

- Wiem. - Mama przerwała moje natrętne myśli o mojej marnej sytuacji, wracając do głównego tematu, który te myśli wywołał. - Ale nie chciałabym, żeby mnie coś ominęło. To, że to nie jest dziewczyna, nie znaczy, że nie będę się interesować. - Znów lekko się uśmiechnęła.

Opadłem na trzeszczące krzesło, wyciągając nogi pod stołem.

- Właśnie... - coś sobie przypomniała.- jak to jest, że raz ci się podoba dziewczyna, a raz chłopak? - zapytała szczerze zaciekawiona.

Pokręciłem głową z uśmiechem. Jak już mówiłem, była niemożliwa.

- Po prostu potrafię docenić obie płcie, mamo.

- Ale nie miałeś dziewczyny - zauważyła. - Ostatnio...Gina? - mruknęła niepewnie.

- To nie była moja dziewczyna - wyjaśniłem. - Teraz kręci się koło Zeda.

BEZDUSZNY [CZ.4]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz