◑ on był pierwszy ◐

43 8 5
                                    

»»————>




    Kinay...

    Evelyn poczuła przyjemne ciepło, gdy dowiedziała się jak miał na imię tajemniczy chłopak, który wtargnął do ich domu w środku nocy. Kiedy siedemnastolatka w końcu otrząsnęła się z aury jaką wytworzył wokół siebie blondwłosy, wysoki chłopak dziewczyna postanowiła ruszyć przed siebie i znaleźć się obok matki. Zdawała sobie sprawę z tego, że mógł to być niebezpieczny włamywacz albo były pacjent swojej matki szukający zemsty za umieszczenie go w szpitalu psychiatrycznym. Wszystko mogło się wydarzyć, ziścić się każdy mroczny scenariusz, więc dlaczego...

     Evelyn stała nadal tuż za nim?

     — Twoja ręka... — wyrwało się z ust nastolatki, która o dziwo skupiła się na krwi spływającej bezustannie po jego dłoni.

     Kropelki czerwonej cieczy bezszelestnie spadały na jasną wykładzinę wyłożoną na parkiecie.

     — Trzeba ją opatrzyć — powiedziała, a wtedy młody chłopak przypominający w pewnym stopniu Jokera zerknął przez ramię na dziewczynę o brązowych, długich włosach.

     — Evelyn podejdź tutaj do mnie — Gianna kazała ostrożnie przejść obok Kinay'a.

     Choć kobieta nigdy nie miała dużych zastrzeżeń do jasnowłosego to jednak znała dość dobrze jego stan psychiczny. Chłopak zachowywał się jak każdy przeciętny nastolatek w jego wieku, niemniej jednak bywały momenty, w których młodzieniec dostawał ataków paniki. Tracił czasem kontrolę nad sobą, bywały chwile w jakich wrzeszczał niemiłosiernie twierdząc, że przeraźliwie boi się lekarzy oraz specjalistów ze szpitala.

     Zadaniem Gianny było jedynie sprawdzanie stanu pacjentów i w razie konieczności oraz po szczegółowej analizie odsyłała niektórych z nich do zakładu. Sama zajmowała się dużo bardziej specyficznymi, a także złożonymi przypadłościami. Przypadek Kinay'a nie był dla niej wyzwaniem dlatego przekierowała go na inny oddział pokładając spore nadzieję w specjalistyczne metody innych lekarzy. Sądziła, że młodzieniec zostanie szybko wyleczony i wypuszczony do domu dziecka, z którego go przeniesiono. Nigdy nie przypuszczała, że pacjent zjawi się w jej domu w dodatku nadal ukrywając się za maską namalowaną farbami. Przez to dotarło do niej, że w ogóle nie widziała jego twarzy bez kontrowersyjnego makijażu.

     Evelyn w końcu podeszła do matki i stanęła przy jej boku. Nie zrobiła tego bez odczucia poczucia winy. Na własne oczy widziała, że chłopak potrzebował ich pomocy, chociażby w zwykłym zszyciu rany. W tym momencie nastolatki nie obchodziło jak doszło do tego, że tak mocno krwawił. Zależało jej tylko na jego ratunku.

     Gianna pomimo tego, że opuściła swoją broń to nadal mocno zaciskała ją w dłoni nie ryzykując. Znała tego chłopaka, wiedziała, że nie był agresywny, nigdy nie wykazywał złości, ani nie targnął się na jej życie. Nie mogła stracić czujności i ręczyć za osobę chorą psychicznie.

     Młody chłopak po chwili podniósł swoją zdrową rękę i ściągnął z głowy kaptur ukazując burzę swoich blond kosmyków. Jego ubrania były całe przemoczone i brudne od błota, którym zabrudził część mieszkania. Evelyn przyglądała się nadal jego oczom, które wyglądały na niewinne, a także należące do osoby, która cierpiała wewnątrz bardziej niż ktokolwiek inny.

     Brwi Kinay'a drgnęły, a jego usta zaczęły drżeć. Pot przemieszał się z kropelkami burzowych łez, a sam miał coraz mniej siły przez utraconą krew.

     — Pani Wise... — zaczął tonem, przez który Evelyn miała wrażenie, że chłopak zaraz miał się rozpłakać. — Jest pani moją ostatnią nadzieją — powiedział, a po chwili na jego twarzy pojawił się lekki grymas.

PandæmoniumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz