𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐨𝐧𝐞

3.3K 196 189
                                    

Zauważyliście kiedyś, że płatki śniegu są jak ludzie? Każdy z nich jest inny i posiada własną historię. Przeżywa sytuacje, których inni nie doświadczyli po to, aby na końcu tak czy siak się stopić - umrzeć.

Takie jakże głębokie myśli nawiedzały Harry'ego, marznącego właśnie na przystanku autobusowym, gdy na ekran jego telefonu spadł jeden z najładniejszych płatków śniegu jakich widział w swoim życiu. Uśmiechnął się pod nosem, a kiedy na telefonie została już tylko kropla wody, jego miną zrzedła i tylko przełączył piosenkę w swoich słuchawkach.

Przestąpil z nogi na nogę już się niecierpliwiąc, ponieważ autobus spóźniał się już o dziesięć minut. Westchnął zirytowant co było przyczyną pary tuż przed jego twarzą, rozglądając się wokół.

W wielu miejscach było biało od dużych zasp śniegu. Na lampach powieszono już świąteczne dekoracje jak co roku, a kolorowe bilbordy i reklamy mieniły się głównie kolorem czerwonym oraz zielonym. Na ulicach panował ogromny ruch, pełno samochodów, co chwile tworzące to nowy korek, aby minutę później ponownie ruszyć w drogę. Ludzi było jeszcze wiecej co samochodów. Tłumy przechodziły przez pasy na zielonym świetle, a kolejni przechadzali się po chodniku. Niektórzy zaś nawet biegli, trzymając w ręce papierowy kubek najprawdopodobniej z kawą, przez co Harry zawsze podejrzewał, że byli już spóźnieni, bo kto normalny chciał by biegać codziennie rano w zimowych ciuchach i z plecakami bądź torbami?

Tak, dosłownie najzwyklejszy poniedziałek w tym mieście.

Kilka minut później Harry dostrzegł w końcu wyczekiwany autobus i czym prędzej podszedł bliżej krawędzi chodnika, żeby jak najszybciej wejść do środka wypełnionego ciepłym powietrzem. Gdy autobus się zatrzymał, chłopak już zaraz byl w środku, zajmując jedno z najdalszych miejsc w całym pojeździe.

Niedługo później ruszyli, a Harry już na spokojnie zanurzył się całkowicie w swoim telefonie oraz muzyce, co jakiś czas dla upewnienia zerkając za okno, aby się zorientować w jakim momencie jest.

Przez taki oto sposób nie zauważył, że jeden chłopak co chwilę na niego zerka.

Już miał odpisać swojej przyjaciółce, gdy nagle mimo muzyki do jego uszu dotarł głos nikogo innego jak zwykłego kanara krzyczącego ,,bileciki do kontroli!", a on o mało co nie spadł z siedzenia. Czy już wspomniano, że Harry nigdy nie kupował biletow, licząc na swoje głupie szczęście? Chłopak natychmiastowo zbladł, a na skroniach pojawiły się malutkie krople potu, praktycznie nie widoczne dla oka, jednak Harry dobrze wiedział, że tam są. Schował się jeszcze bardziej w siedzenie, aby zasłonić się kimś innym lub udawać, że śpi, gdy nagle jednak poczuł jak ktoś klepie go w ramię i zanim w ogóle otworzył oczy, w ręce trzymał bilet. Zanim kanar wszedł mu w pole widzenia, zauważył chłopaka w blond włosach, właśnie opuszczającego autobus, rzucającego Harry'emu oczko i uśmiechając się, odsłaniając przy tym szereg swoich białych zębów. Chłopak zagapił się na blondyna, mimo, że ten już zdążył wyjść. Otrząsnął się dopiero, gdy mignęła mu przed oczami dłoń - jak sie później okazało - kanara, który machał mu przed nosem, dając znak, że chce bilet. Harry szybko potrząsnął głową, w celu wyrzucenia z głowy tego blondyna, a następnie szybko podał kanarowi bilet, już nawet nie zważając uwagi na fakt czy jest to na pewno dobry papierek i czy przypadkiem nie będzie m problemów. Kontroler jednak tylko coś tam zrobił, czego Harry po prostu nawet nie zakodował, a już po chwili ponownie trzymał w ręce bilet, zastanawiając się się ma wlasnie zrobić. Nagle mu się przypomniało, że miał odpisać swojej przyjaciółce - Hermionie Granger, która jak zwykle pewnie się martwi tylko dlatego, że odczytał kilka minut temu, a nie odpisał. Szybko złapał za telefon, nawet nie orientując się, że jego ulubiona playlista przełączyła się na jakieś indyjskie piosenki, a następnie czym prędzej całą sytuację opisał Hermionie.

midnight kiss // drarry ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz