Rozdział 4

115 7 0
                                    

MELODY'S POV

  Noc minęła szybko, zdecydowanie za szybko. Lubię noc, można oderwać się od problemów i codzienności. Czy wczorajszy dzień był snem? "Atak" Clifforda, poznanie Victorii i Luke'a, tajemnicza karteczka? Może to wszystko mi się przyśniło.. tak, to by było logiczne. Na pewno bardziej logiczne niż to co stało się wczoraj. Wzięłam telefon, aby sprawdzić która godzina. 6:15.. 2 września, czyli albo przespałam cały pierwszy dzień września, albo to nie był sen. Rozmyślałam chwilę o wczorajszym dniu. Chciałaś czegoś specjalnego, więc to dostałaś Melody, to twoja wina, Luke miał rację, to zawsze moja wina, ale nie umiem się z tym pogodzić. A może ta karteczka nie była do mnie? Może wypadła z rzeczy Luke'a? Może to on robi sobie ze mnie jaja... PAJAC, SKOŃCZONY KRETYN! Znowu się ze mnie naśmiewa. Pewnie podrzucił mi tą karteczkę, gdy mu zaufałam i przytuliłam się do niego. Serio, Mel, jesteś idiotką.


  Zeszłam na dół, aby zjeść płatki. Mam sporo czasu i nie zamierzam znowu zapomnieć o śniadaniu a potem wpaść na słupo-człowieka. Takie niezjedzenie śniadania zdecydowanie dostarcza wielu kłopotów. Po zjedzeniu śniadania wzięłam się za przygotowywanie ciuchów. Dzisiaj może... hmmm... koszula w kratkę, pod nią może... koszulka z logo IRON MAIDEN i.. tak, jakieś krótkie wycierusy. Założę do tego jakieś zwykłe trampki i będzie dobrze. Właściwie to chcesz być popularna Mel, a ubierasz się jak kiedyś... ale dziś tak jest ok, uwielbiam ten zespół, pasją do niego zaraził mnie Michael, nie zrezygnuję z tego... ułożę po prostu ładnie włosy i dodam jakiś makijaż. Nie zmieniajmy się od razu tak drastycznie, nie o to chodzi. Zresztą ja chyba wcale nie chcę się zmieniać.. chodzi o popularność i o nie bycie niewidzialną. Nic poza tym. No może jeszcze o znalezienie chłopaka, ale to osobna historia. Nie czas teraz na takie poranne, a jakże filozoficzne rozmyślania. Teraz czas wziąć odświerzający prysznic, umyć zęby i ogarnąć ten makijaż.


  Uwinęłam się z tym dość szybko, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale nieee, Mikey i tak musiał przyjść zanim zdążyłam ubrać buty.


   - Cześć, Mel! - krzyknął wchodząc, nawet nie zapukał.. widocznie czuje się już jak u siebie, w końcu spędził w tym domu pół życia.


   - Cześć brat!


   - Gotowa na piekło?


   - Weź chociaż nastaw się pozytywnie, bo mnie demotywujesz.


   - Przepraszam panno chodząca encyklopedia.


   - Przestaaań.


Po tej jakże logicznej i interesującej konwersacji przytuliłam Clifforda i zaczęliśmy się śmiać nie wiadomo z czego, tak, typowy Clifford.


   - Nie uwierzysz co mi się wczoraj przytrafiło! - postanowiłam opowiedzieć mu wczorajszy dzień... pomijając kilka szczegółów takich jak komentarze Luke'a i jego dziwna niespodzianka w formie karteczki. Nie chciałam żeby się martwił, tak jak to miał w naturze.


   -  Halo? - wyrwał mnie z "rozkminiania od czego zacząć opowieść" - Na razie nie mam w co nie wierzyć bo nic mi nie powiedziałaś... to co takiego się wydarzyło, siostra?

~*~

  W drodze do szkoły opowiedziałam przyjacielowi wczorajszą historię. Wiedziałam, że dobrze zrobię omijając to co powiedział ten idiota Luke powiedział, bo oczywiście mojego kochanego braciszka by to niezmiernie śmieszyło... faceci.


  Pierwsza lekcja była spoko, ale potem stwierdziłam, że ten dzień mógłby się już skończyć. Nie widziałam nigdzie Luke'a - na jego szczęście, bo dostałby nieźle popalić za tą durną karteczkę.
  Cały dzień w szkole spędzam dziś z Victorią... Mikey gdzieś wyparował, a Lena nie chciała poznać Victorii.. chyba nie zależy jej na popularności. Pewnie siedzą w sali od muzyki z Calumem, tak, to bardzo prawdopodobne.

World Of Liars || l.h. fanfctionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz