Rozdział IV. "Dawno niewidziane twarze"

34 2 0
                                    


Minęło trochę czasu od wyjazdu Fermoyów z naszych włości. Beniamin tak jak obiecywał tak zrobił i pisał do mnie codziennie listy. Ojciec przygotowywał się do ślubu Isobelle, który miał się odbyć na świętego Mikołaja. Nie zostało do niego dużo czasu, więc tato tak naprawdę dopinał sprawy na ostatni guzik. W międzyczasie pisał z Baronem Fermoy w sprawie moich zaręczyn z Beniaminem. Ojciec odpuścił sobie mój ślub jako pierwszy - stwierdził, że jego najstarsza siostra, Ciotka Janet też poślubiła wuja Williama po tym, jak jej młodsza siostra, Jennifer poślubiła Lorda Drummonda.
Na przeddzień ślubu Isobelle ojciec powiedział mi, że jego kuzyn, Jasper, Lord duńskiego zamku zaprosił mnie i ojca na obchody świąt Bożego Narodzenia. Lubiłam tam jeździć. Dania zawsze kojarzyła mi się z bogactwem wujka. Przed tym mieliśmy tylko odwiedzić moją stryjeczną babkę Lady Fione Blair-Lamont-Barcley. Ta stara wdowa była siostrą mojego dziadka, wdową po admirale Barclay'u. Zgodziłam się wyjechać z ojcem i odwiedzić Fione, chociaż, ze za nią nie przepadałam. Uwielbiałam za to jej męża, który został moim ojcem chrzestnym. Niestety biedaczek zmarł na morzu przed kilkoma laty.
Tego samego dnia wyruszyliśmy z orszakiem do zamku Lorda Saulton. Ojciec był bardziej zestresowany tym wydarzeniem niż Isobelle. Co chwile powtarzał jej, żeby ta się niczym nie stresowała, bo wszystko jest dobrze i nic nie będzie źle. Kiedy dotarliśmy do zamku Fraserów moja siostra - panna młoda - trochę zaczęła mieć nogi jak z waty. Jej narzeczony powitał nas z należytym nam honorem i zaprowadził Isobelle do jej komnat. Mnie i ojca do komnat odprowadziła Jocasta. Bardzo się cieszyłam, że ją ujrzałam. Po rozpakowaniu się poszłam porozmawiać z Jocastą.
-Eleonor, jak się cieszę! Mam ci ja wiadomość do przekazania! Wychodzę za mąż. Od niedługa możesz nazywać mnie Lady Jocastą Graham! Ciesz się ze mną, Ellie! - mówiła podekscytowanie.
-To wspaniale. Nawet nie wiesz, jak się ciesze. Opowiedz mi o nim, proszę. - rzekłam.
-Jest wysoki, dobrze zbudowana, jest synem Naczelnika klanu i jego następcą. Nie ma za dużo pieniędzy, ale ma ziemie. I co najważniejsze popiera Jakuba. - mówiła szybko Jocasta.
-Grahamowie to stara i szanowana szkocka szlachta. Dobrze się wkręciłaś Jocasto! - mówiłam ciesząc się razem z przyjaciółką.
-A tobie jak idzie z tym irlandzkim baronem, o którym pisałaś mi w listach? - pytała zaciekawiona.
-Aktualnie nasi ojcowie są na etapie ustalania kwestii posagu. Ojciec musi podzielić go na nas dwie. Ja dostane większą cześć jako jako główna dziedziczka. Prócz tytułu odziedziczę 3/4 majątku, zamek i 3/4 ziem. - opowiadałam.
-Szczęściara. - mówiła Jocasta.
Po kilku minutach rozmowy odeszłam od przyjaciółki, gdyż zobaczyłam wuja Angusa wraz z żoną. Angus Blair-Lamont to brat mojego ojca. Ożenił się z dziedziczką jednego z naszych wasali. Nabył jej ziemie i razem żoną, ciotką Jillian. Mimo, że do naszego zamku ma raptem godzinę drogi od swych włości nie widujemy się za często. Ostatnim razem widziałam go rok temu na przyjęciu z okazji 14stej rocznicy śmierci matki.
-Witaj wuju! - powiedziałam radośnie.
-Eleonor! Witam Cię! Chętnie zamienię z Tobą parę słów, lecz nie teraz. Szukam Kennetha MacKezniego, nie widziałaś go może? - pytał jakoby zmartwiony.
Przykro mi wuju, lecz nie, mogę wiedzieć czemu go szukasz? - spytałam z zaciekawieniem.
Kenneth MacKenzie pochodził z młodszej linii MacKenzich. Miał kawałek ziemi i był dzierżawcą swojego klanu. Dwa lata wcześniej ożenił się z córką Angusa i Jillian. Od niedawna Kenneth bardzo dużo pił, co niepokoiło wuja.
-Wiesz, Moira skarżyła mi się w listach. Chciałbym ustawić trochę chłopaka do porządku. - mówił.
Nie odpowiadając mu nic zostałam sama z Jillian. Kobieta jednak szybko odeszła i zaczęła rozmawiać z miejscowymi plotkarami. Nie przejmowałam się tym. Ciotka zawsze wydawała mi się zarozumiała - przywykłam do tego, że towarzystwo młodej dziedziczki jest mało interesujące, i że ona woli stare plotkary.
I tak zleciał dzień do końca. Witałam gości, rozmawiałam, poznałam narzeczonego Jocasty, i jej siostry, które same już miały rodziny. Położyłam się w swojej komnacie i zasnęłam. Wstałam wcześnie rano by Pani Hay - która pojechała z nami jako moja służka - doprowadziła mnie do porządku. Ubrałam moją ulubioną suknie balową. Zawsze mi się podobała. Pani Hay zaczęła mi opowiadać jak to było na jej ślubie, i jak to też się stresowała. Słuchałam jej tyle o ile, bo bardziej myślałam o tym, jak się czuje aktualnie Isobelle. Po skończeniu stylizacji przytuliłam Panią Hay i poszłam do komnat Isobelle. Zapukawszy usłyszałam „Nie wchodź Panie, nie możesz zobaczyć swej narzeczonej w ślubnej sukni teraz, bo inaczej pech!". Roześmiałam się i powiedziałam, że to ja. Służące pracujące dla Fraserów przeprosiły mnie za pomyłkę. Zanim zdołałam zobaczyć Isobelle, słyszałam tylko ochy i achy ze strony służby, która zachwycała się wyglądem Isobelle. Gdy ją ujrzałam zabrakło mi słów. Ubrana w białą sukienkę sięgająca do ziemi z wyszytymi złotymi liśćmi, z welonem, dłuższym niż mnie się wydawało, z uśmiechem pięknym i białym niczym śnieg na Cobbler. Moja mała siostrzyczka wyglądała prześlicznie. Nie kryłam łez. W pewnym momencie przyszedł ojciec, by odprowadzić Isobelle do ołtarza. Ten też nie krył łez.
-Piękna jak jej matka w dniu ślubu. Isobelle Arabello Mary Blair-Lamont, zapraszam Cię abyś stanęła na ślubnym kobiercu. - powiedział załzawiony ojciec.
Isobelle nie odezwała się ani słowem i posłusznie poszła z ojcem. Siedziałam w pierwszym rzędzie w kaplicy razem z ojcem. Tato płakał, gdy klecha prawił kazanie. Gdy Isobelle i George wymienili się obrączkami tłum zgromadzonych tam gości nie krył zadowolenia. Po oklaskach Pan Młody zaprosił nas do sali jadalnej na obiad. Wygłodniała zjadłam gołębia, który naprawdę mi smakował. Podczas wesela zamieniłam kilka rozmów z szanowanymi i wysoko postawionymi jakobitami. Rozmawiałam również z Thomasem Spensem, wujem ojca, którego pamiętałam z czasów dzieciństwa. Rozmawialiśmy o weselu i naszych wrażeniach. Wujowi najbardziej co się podobało z wesela to pełne beczki szkockiej whisky. Po pewnym czasie ojciec odbił mi partnera do rozmów i musiałam znaleźć sobie kogoś innego. Kiedy popijałam szkocką podeszła do mnie Lady Munro. Dziewczyna, mężatka, od razu zaciekawiła mnie swoim sposobem mówienia. Mówiła po gaelicku z bardzo wyraźnym akcentem. Nie skupiałam się na niczym innym jak na jej sposobie mówienia. Kiedy odeszła, Jocasta podeszła do mnie ze swoim narzeczonym. Wymieniliśmy parę słów, po czym postanowiłam porozmawiać z panną młodą. Moja siostra cieszyła się najbardziej jak mogła. Opowiadała mi, co czuła stojąc na ślubnym kobiercu.

W pewnym momencie ciekawa rozmowa została przerwana przez mojego szwagra. Zaprosił moją siostrę do sypialni. Kiedy ci poszli do alkowy odprowadzeni przez dwórki mojej siostry, ja udałam się do swoich komnat udać się spać. Następnego dnia rano świeżo upieczona żona przyszła do mojego pokoju. Kusiło mnie zadać jej pytanie o to, co się działo w nocy. Jednak Isobelle wyprzedziła mnie i sama zaczęła opowiadać:
-Usiedliśmy na łóżku, zaczęliśmy się całować. - mówiła.
Nie potrzebowałam więcej, bo i tak wiedziałam więcej - kiedy Sheila brała ślub z Archibaldem, po nocy poślubnej opowiedziała mi dokładnie wszystko w szczegółach. Isobelle wyglądała na szczęśliwą po tym, co działo się w nocy. Po obiedzie zorganizowanym przez Lorda, ja i ojciec musieliśmy jechać na nasze ziemie. Pożegnałam się z Isobelle. Bardzo nie chciałam jej zostawiać w zamku Fraserów, ale niestety musiałam. Ojciec też odnosił takie uczucia. Zaraz po opuszczeniu ich włości powiedział „Obyś ty córeczko nie zostawiła swojego ojca kiedy poślubisz swojego narzeczonego". I tak wróciliśmy do domu, który stał się jakoś pusty bardziej niż zwykle. Tęskniłam za Isobelle, i to bardzo.
Przez następne dni razem z ojcem pakowaliśmy się na wyjazd do Danii. Tato kazał mi spakować najlepsze szaty, i biżuterie. Powiedział, że odwiedzimy kopenhaski dwór i być może spotkam króla, więc wypadałoby mi wyglądać jak wysoko postawiona szkocka Lady. Dzień przed wyjazdem przyszedł list od Barona Fermoy:
„Mój serdeczny przyjacielu Lordzie Lamont,
rozpatrzyłem Twoje warunki co do ślubu mojego syna i dziedzica Beniamina Fergusa Erica Fermoya z Twoją córką i dziedziczką Lady Eleonor Elizabeth Alice Blair-Lamont. Ze strony naszej zostanie wystosowany akt małżeński, który musi zostać zaakceptowany przez oby dwie strony. Zapraszamy Cię Lordzie i Twoją dziedziczkę do Fermoy na spotkanie przedślubne naszych dzieci".
Byłam ucieszona tym faktem, że w następnym roku zostanę mężatką mojego ukochanego. Między listami zauważyłam też list z pieczęcią mi znajomą, lecz jednak nie wiedziałam do końca jaką. Ojciec kazał mi się wyspać, gdyż jutro musieliśmy wstać nader szybko, by jeszcze tego samego dnia wypłynąć do Danii. 

Eleonor | Chapter one | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz