Rozdział X. "Sierota"

28 2 0
                                    


Przybyliśmy do pałacu. Od razu powtórzyliśmy schemat z ostatniego przyjęcia - rozdzieliliśmy się. Praktycznie od razu spotkałam markizę de Creux, więc razem postanowiłyśmy chodzić po Wersalu.
Gdy przechadałyśmy się z Charlotte po salach wersalskich napotkałyśmy hrabiego Auxerre. Mężczyzna akurat rozmawiał z córką hiszpańskiego szlachcica. Przerwawszy mu rozmowę wraz z markizą zaczęliśmy rozmowę. Hrabia jednak stwierdził, że nie ma ochoty na rozmowy z „Jakobickim ścierwem". Oburzone rozmową poszłyśmy do naszych mężów powiedzieć, co się stało. Ci nie kryli swojej wściekłości. Po naszej skardze Beniamin i Jean-Bapiste podeszli się Maurica Gonzagi i powiedzieli mu co o nim myślą. Ich kłótnie przerwał im król Ludwik. Zapytał o co chodzi. Gdy zostało mu wyjaśnione stwierdził, że jeżeli ktoś obrażał by jego żonę lub metrese zrobił by to samo. Benny i markiz de Creux stwierdzili, że dosyć tego dobrego i czas opuścić Wersal. Gdy rozmawiałam z hrabią Bolougne podszedł do mnie markiz i powiedział, że czas jechać. Odjechawszy z dworu poczułam zażenowanie spowodowane zachowaniem hrabiego Auxerre. Woźnica zawiózł nas do domu markiza i markizy. Spędziliśmy u nich noc. Rankiem wyruszyliśmy do naszego mieszkania. W sali jadalnej czekał na nas książę Karol. Po przyklęknięciu przed tym półgłówkiem Beniamin i książę udali się do gabinetu. Ja w tym czasie stwierdziłam, że warto było by odwiedzić mojego przyjaciela Richarda. Jak chciałam tak zrobiłam. Przebrawszy się z balowych łachów w szkocką sukienkę udałam się na pieszo do księgarni.
-O, Pani Eleonor! Jak miło! - wykrzyczał pomocnik FitzSmitha.
-Nie krzycz, durniu. Przecie widzę, że przyszła nasza szkocka arystokratka. - powiedział Richard.
Jak na każdym naszym spotkaniu mężczyzna zaproponował kawę. Gdy podano napitek rozpoczęliśmy bardzo ciekawą rozmowę na temat roślin i ich zastosowaniu. Wypiłam egzotyczny napój, kupiłam książki i poszłam do domu. Po drodze stwierdziłam, że za mało mi kwiatów. Na ulicy, gdzie stało sześć straganów z kwiatami postanowiłam podejść do tego, gdzie bukiety sprzedawała mała dziewczynka:
-Dzień dobry. - powiedziałam.
-Witaj Pani i bądź pozdrowiona. - rzekła mi dziewczynka.
-Wezmę te bukiety. Konwalie wyglądają pięknie. - stwierdziłam.
Dziewczyna podała mi kwiaty, a ja jej pieniądze. Pognałam ile sił w nogach do domu, by wsadzić je do doniczek, które stały puste na parapetach. Po przybyciu do domu i wsadzeniu kwiatów otrzymałam list od Pana Hay:
„Droga Pani, z Twoim ojcem źle. Anglicy zabrali go pod pretekstem spiskowania przeciw koronie oraz postrzeleniu jednego z angielskich żołdaków. Niech Pani przyjedzie jak najprędzej to możliwe. Naprawdę Eleonor, bądź jak najszybciej w swoim domu, bo nie wiesz kiedy zobaczysz ponownie ojca".
Poczułam nagle ból i kłucie. Służąca, która stała w rogu i ścierała kusz usłyszała rozlewanie się czegoś na ziemię. Była to krew z mego łona - poroniłam. Poprosiłam, by lokaj pognał jak najszybciej po mojego męża, który aktualnie był w mieszkaniu markiza wraz z Karolem Stuartem.
Gdy Beniamin przybył leżałam w naszym łóżku. Płacząc powiedziałam mu, że utraciłam ciąże. Opowiedziała mu również o tym, co dzieje się z moim ojcem. Benny przemyślał me słowa i stwierdził, że nie może jechać do Szkocji i musi zostać we Francji. Byłam na niego wściekła. Naszą rozmowę usłyszał mój kuzyn, który zaoferował, że pojedzie ze mną do Szkocji. Zgodziłam się. Odliczałam minuty do opuszczenia Francji. Przez cały ten czas myślałam, co zrobić, by wyciągnąć ojca z brytyjskiej niewoli.
W końcu upragnienie opuściliśmy Paryż i pognaliśmy do portu w Calais. Zanim weszłam na statek Beniamin powiedział „Wyciągnij ojca za wszelką cenę, nieważna jaka by ona była. Nawet, jeśli miałabyś zapłacić za to moją głową". Poczułam w nim wielkie zaufanie. Gdy odpływaliśmy poczułam wielki żal w środku.
Gdy dopłynęliśmy do Dundee pośpiesznie wyruszyliśmy na ziemie należące do ojca. Wpadłam do zamku, w którym czekał George Fraser, mój szwagier. Isobelle nic nie wiedziała o ojcu - nikt nie chciał jej stresować ze względu na jej stan. Zapytałam Pana Hay, gdzie znajduje się ojciec. Mężczyzna przekazał mi, że tata znajduje się w Fort William. Było to dość daleko od naszego domu, jednak następnego dnia wraz z Fraserem udałam się tam. Gdy przybyliśmy do więzienia w bramie czekali strażnicy:
-Kim Pani jest i czego pani tu chce? - zapytał jeden ze strażników.
-Jestem Eleonor Blair-Lamont. Bezpodstawnie trzymacie tu mojego ojca - Jamesa. Chciałabym rozmawiać z naczelnikiem waszej twierdzy. - powiedziałam stanowczo.
Anglicy zaczęli się śmiać. Żeby ich uciszyć rzuciłam im sakwę pełną złota. Ci umilkli i wpuścili mnie do środka. George niestety musiał poczekać na zewnątrz.
Wchodząc do gabinetu zarządcy twierdzy poczułam chłód, ale nie taki zwykły - poczułam chłód, który przeszył moje serce.
-Pani Blair-Lamont, tak? - powiedział kapitan Moon.
-Owszem Panie. - odpowiedziałam stanowczo.
-Co sprowadza tu tak śliczną kobietę? Zazwyczaj takie tu nie przyjeżdżają. - powiedział arogancko kapitan.
-Drogi Panie, trzymacie tu bezpodstawnie mojego ojca. Został zatrzymany za spisek przeciw koronie. Panie, jesteśmy zwolennikami rządu hanowerskiego i nie w głowach nam stawianie się przeciw Jego Wysokości króla Jerzego. - kłamałam.
-Bezpodstawnie? Czy aby na pewno? - rzekł.
-Kapitanie, na pewno bezpodstawnie. Jestem zaufanym poddanym korony, tak samo jak mój ojciec. Pozwól panie go wypuścić z więzienia. Ojciec nic nie zrobił. - mówiłam.
-Nie jest jakobitą, tak? To dlaczego postrzelił jednego z anglików zbierających należną im zapłatę? - zapytał.
-Kapitanie, a w jakim miejscu działo się to zdarzenie? - spytałam.
-W okolicach wsi Delnabo. - odpowiedział zaskoczony anglik.
-Panie, mogła zajść pomyłka. Ziemie w okolicach Delnabo są terenem granicznym z klanem Gordon. Moja rodzina, jak i ich rości sobie prawa do tych ziem. Według nadania są nasze, jednak Gordonowie często zapuszczają się tam i zbierają czynsz od naszych dzierżawców. Może to któreś z nich? - pytałam twardo.
-Interesujące. Co wiesz o Gordonach? - spytał mnie Moon.
-Gordonowie to stara rodzina szlachecka z korzeniami Stuartów. Są zagorzałymi jakobitami i nienawidzą Anglii i jej rodaków. - odrzekłam.
-Mówisz Eleonoro, że możliwe, że to Gordon postrzelił anglika? - drążył.
-Tak Panie. Jestem wręcz pewna. - rzekłam.
-Eleonor, och Eleonor. Co zrobisz, by uwolnić swojego ojczulka? - zapytał mnie śmiejąc się.
-A co mogę zrobić? - zapytałam.

Wtedy mężczyzna poczęstował mnie alkoholem. Po wypiciu kieliszka zaczął rozsznurowywać moją suknię. Lizał moje piersi, i schodził coraz niżej. W pewnym momencie kazał wyjść obecnemu tam żołnierzowi. Pchnął mnie na stół. Upadając zrzuciłam kieliszek. Widząc to anglik powiedział „To, co miałem z Tobą zrobić miało być dla Ciebie nagrodą, szkocka dziwko, ale zbiłaś kieliszek - więc będzie to karą". Kapitan Moon sciągnął spodnie. Słyszałam, jak zabawia się sam ze sobą. Po chwili samozadowolenia się zgwałcił mnie. Robił to bardzo brutalnie. Po jakimś czasie, nie wiem dokładnie po jakim Kapitan Moon skończył akt. Podniósł mnie i zaczął ubierać. Gdy poprawiałam się naczelnik więzienny powiedział „Nie ostatni raz się widzimy, mam taką nadzieję, dziwko". Następnie podał mi napitek. Gdy wypiłam duszkiem alkohol Moon powiedział „Ach te dziewki, potrafią mężczyznom zawrócić w głowię". Moon wyszedł do wcześniej wyproszonego żołnierza i poprosił go, by ten przyprowadził strażnika z piętra, gdzie znajduje się mój ojciec. Po pewnym czasie strażnik przyszedł i spytał co się dzieje.
-Masz, poużywaj sobie. Należy ci się. - powiedział kapitan.
-Tę dziewkę, Panie? - zapytał strażnik.
-Tak, tę dziewkę. Jest dobra, szybko ulży Twemu kogucikowi. - odrzekł Moon.
Kapitan Moon opuścił pokój, a strażnik zaczął się do mnie dobierać. Potraktował mnie jak tanią dziwkę. Cieszyłam się z tego, że skończył szybciej niż zaczął. Gdy doszłam do siebie kapitan Moon przyprowadził mojego ojca - biedny, zakrwawiony, pobity i widać, że torturowany. Gdy chciałam podbiec do ojca kapitan Moon pchnął go na ziemie. Nie zdążyłam klęknąć do niego, gdy naczelnik kopnął mnie kolanem w szczękę. Leżałam na ziemi jak i ojciec. Próbowałam podać mu dłoń, jednak nie dosięgałam. Ojciec konał. Anglik wykrzyczał wtedy „Twoja córka to dobra dziwka" po czym zaczął kopać ojca. Po tym zdarzeniu Moon poprosił jednego z żołnierzy aby przyprowadzili Georga. Gdy mój szwagier przyszedł, Moon pozwolił nam zabrać ojca. Wyprowadziliśmy ojca z Fort William i pognaliśmy do najbliższego lekarza w wiosce niedaleko garnizonu. Lekarz stwierdził jedno „Najlepiej będzie, jak skona, niż miałby chodzić do końca życia z powykrzywionymi nogami i nie mówił. Tak naprawdę lepiej by było, jakby odszedł". Przewieźliśmy go do zakonu, który znajdował się nieopodal. Zakonnice próbowały ratować ojca. Nic się nie dało zrobić. Matka przełożona stwierdziła, że zakażenie weszło w każdą jego kończynę, i że postępuje szybko. Ojcu jedyne co by pomogło to amputowanie każdej z kończyn. Ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia. Ojciec umarł wycieńczony, pokryty smutkiem, obolały. Nie doczekał się wnuków. Skonał w męczarniach. Zakonnice zawinęły jego ciało w całun, a ja i George, pokryci rozpaczą odjechaliśmy do zamku Lamont. Poprosiłam Georga, by powiedział Isobelle o śmierci ojca w najłagodniejszy sposób w jaki mógł. Przybrałam czerń i posłałam list do Paryża. Nie liczyłam na to, że Beniamin zjawi się na pogrzebie ojca. Pewnie teraz załatwiał pilną sprawę dla Księcia Karola. Znienawidziłam anglików jeszcze bardziej.
Beniamin nie zjawił się na pogrzebie. Opłakiwała ojca wraz z siostrą, szwagrem, Panem i Panią Hay. Zostałam Lady Lamont. Czekały mnie obowiązki, które musiałam spełnić. Cieszyłam się, że miałam wokół siebie przyjaciół i rodzinę, z wyjątkiem Bennego. Bardzo mnie zawiódł. Wolał organizować sobie rebelię niż przyjechać na pogrzeb teścia, który trakował go jak syna, którego nigdy nie miał. Musiałam z pomocą Pana Hay, którego również uczyniłam swoim doradcą podzielić majątek między mnie i Isobelle. Pan Hay załatwił wszystko sam. Sama, męża czekałam w Szkocji, aż on łaskawie przyjedzie. Nie pisał do mnie listów, nie miałam z nim żadnego kontaktu. Zjawił się u progu mego zamku miesiąc po śmierci ojca. Nie miałam ochoty na niego patrzeć i nie powiedziałam mu, co stało się w Fort William. Nie mogłam na niego patrzeć przez najbliższy miesiąc. Potem coraz bardziej zbliżałam się do niego, chociaż, że czułam ogromny żal. W międzyczasie dostałam wiadomość o śmierci Matildy von Urach - mojej przyjaciółki poznanej we Francji. Matilde umarła przez komplikacje okołoporodowe. Urodziła ona syna, Aymera. Jedno dobre, że dzieciak przeżył - w przeciwieństwie do mojego.
Przez następny miesiąc zbliżałam się ponownie do Bennego i myślałam o spłodzeniu potomka. Jednak te plany musiały zostać przerwane przez poród Isobelle. Moja młodsza siostra urodziła syna, Jamesa Georga Frasera. Cieszyłam się z narodzin mego siostrzeńca.

We wrześniu '44 roku przełamałam się i powiedziałam Beniaminowi, co stało się w Fort William. Nic mi nie odpowiedział na to. Następne dni były dla mnie trudne, gdyż rozdrapałam stare rany. Jednak przełamałam się i powiedziałam mężowi, że chcę potomka, dziedzica moich włości. Postaraliśmy się o nie, jednak z marnym skutkiem. Próbowaliśmy tak do końca roku, jednak bezskutecznie. Bałam się, że po poronieniu w Paryżu nie mogę mieć dzieci. Jednak czułam, że nowe życie narodzi się we mnie i urodzę je, po czym wychowam je z Beniaminem.
I tak zakończyłam ten ciężki dla mnie rok. Mimo szczęśliwych chwil, doświadczyłam też wielkiego ciosu od losu. Miałam jednak nadzieję, że rok następny będzie dla mnie bardziej łaskawy niż rok 1744.

Eleonor | Chapter one | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz