Rozdział V. "Piękny, nowy rok"

22 3 0
                                    


Kiedy rano wstałam, ojciec był już praktycznie gotowy. Było bardzo ciemno. Pani Hay przygotowywała mnie do wyjazdu do moich krewnych. Pani MacNeill i Pani Erskrine przygotowały nam kosze pełne jedzenia, by nam tylko nie zbrakło. Gdy wyjrzałam przez okno w kuchni, woźnica już czekał. Pośpiesznie wyszliśmy z ojcem i weszliśmy do wozu.
-Obudź mnie na pół godziny przed naszym przyjazdem do Barcley'ów, dobrze? - poprosiłam.
Ojciec pokiwał głową. Nie wiele pamiętam z podróży. Całą drogę przespałam. Gdy wjeżdżaliśmy na tereny rodu Barclay ojciec obudził mnie, tak jak prosiłam. Gdy dojechaliśmy było około 10 rano. Na zewnątrz czekała już Fiona Barclay, jej syn, Todd i jego syn, James. Gdy weszłam do posiadłości krewnych wyglądała tak, jak pamiętałam ją z dzieciństwa. Ciotka zaprosiła nas do jadalni, gdzie zjedliśmy śniadanie. Ojciec, w ramach wdzięczności dał im trochę naszych zapasów. Oddał placki dyniowe, przez co gniewałam się trochę na niego. Ciotka Fiona pogratulowała mi narzeczeństwa, tak samo jak jej syn. Na dół, przy pomocy służby zeszła żona Todda, Melisende - hiszpanka, córka admirała hiszpańskiej armii. Dojrzała kobieta cierpiała na gruźlice. Melisende przywitała nas, i od razu przeprosiła za swój wygląd i stan zdrowia. Widziałam po minie ojca, że trochę się zmartwił stanem zdrowia Melisendy. Kobieta oddaliła się do swoich komnat. Byłam przerażona jej wyglądem i stanem zdrowia. Ta kobieta była zawsze bardzo ciepła. Kochała dzieci - swoje i cudze - każde dziecko jakie przyjechało do jej domu było zawsze ciepło witane i traktowane jak jej własne.
Po jakimś czasie ojciec i Todd wyszli z jadalni, a ja poszłam zwiedzać posiadłość. Dość nowy pałacyk wybudowany z końcem ubiegłego wieku wyglądał o wiele ładniej zewnątrz, niż wewnątrz. Mimo swojego małego rozmiaru mieścił prawie stuosobową gromadę zamieszkującą jego mury. Podziwiałam obrazy przywiezionego z Nowego Świata, jak i te, które mój ojciec chrzestny sam namalował. Wprawdzie dzieło jego autorstwa odbiegały temu, co widziałam na przykład na dworze w Danii, jednak i tak były dość ładne. Kiedy służba zwołała nas na obiad, ojciec wyglądał na bardzo szczęśliwego. Był bardzo roześmiany, co mnie ucieszyło.
Po obiedzie mój ojciec podziękował, i zaczęliśmy opuszczać pałac krewnych. Ich służba zanosiła do naszego wozu jeszcze obraz, który Jasper - duński lord odkupił od Barclay'ów podczas jego ostatniego pobytu w Szkocji. Ojciec miał jedynie zadanie przetransportować go do kraju wuja Jaspera.
Gdy dotarliśmy do portu w Dundee zmierzchało. Ojciec odebrał zakupione wcześniej bilety od kapitana statku. Gdy statek zaczął odpływać zrobiło mi się przykro - widziałam oddalającą się Szkocję. Poszłam do swojej kajuty i poszłam spać. Następnego dnia w nocy przybiliśmy do portu w Kopenhadze. Przywitał nas Jasper, jego żona, Else i ich syna Christiana. Po odebraniu naszych bagaży zostaliśmy eskortowani do mieszkania wynajętego w Kopenhadze przez wuja Jaspera. Jego żona, Else, bardzo ciepło mnie przywitała. Ta postawna, miła kobieta o kasztanowych włosach skradła moje serce. Gdy weszłam do wyznaczonego dla mnie pokoju poczułam ulgę, że mogę w końcu się położyć. Wstałam po godzinie ósmej, co wydawało mi się strasznie późno. Moja osobista służąca, Anna chwaliła moją urodę. Była jakoś dziwnie podekscytowana, co trochę mi przeszkadzało. Po południu, gdy wyglądałam jak księżna udaliśmy się do pałacu króla Christiana VI Oldenburga. Byłam dość podekscytowana z dwóch względów: po pierwsze, że jest możliwość, że poznam samego króla, a druga, że spotkam jego następce. Co prawda, Fryderyk nie był najmilszą osobą jaką poznałam, jednak tolerowałam go na tyle, by spotkać go drugi raz. Gdy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna, który stał przy drzwiach krzyknął:
„Przybył Jasper, Lord Bredeholmu, jego żona Else i następca Christian, oraz jego kuzyn, Lord Lamont, James Blair-Lamont i jego dziedziczka Eleonor Blair-Lamont - narzeczona Barona Fermoy".
Byłam zaskoczona takim przywitaniem, jednak nie protestowałam. Miałam okazje zawrzeć na dworze przyjaźnie z książętami, baronami i ogólnie pojętą szlachtą.
Na samym wejściu podszedł do mnie Johannes Bluhme, kapelan królewski. Rozmawialiśmy o bogu, mimo, że byliśmy innych wyznań. Następnie poznałam dalekiego kuzyna króla, hrabiego von Stolberg-Wernigerode. Ten niemiecki hrabia spoglądał w stronę moich piersi, co trochę mnie oburzyło. Miałam narzeczonego i nie wypadałoby by obcy mężczyzna zaglądał w mój dekolt. Po przejściu się po królewskich ogrodach miałam okazję porozmawiać z księżniczką Ludwiką, córką króla. Dziewczyna była troszeczkę młodsza ode mnie. Lekko nieśmiało zaczęłyśmy rozmowę o sukniach. A bardziej to księżniczka zachwycała się swoją sukienką. Po powrocie na sale balową ujrzałam Else rozmawiającą z jakąś kobietą. Podeszłam do niej. Była to norweska księżna, żona wpływowego na duńskim dworze księcia. Po tych jakże miłych rozmowach udałam się do swoich komnat. Gdy chciałam już skręcać w korytarz prowadzący do mojego pokoju spotkałam księcia Fryderyka. Zamieniliśmy parę słów, po czym oddaliłam się spać. Rankiem służba podała mi śniadanie do komnat. Gdy ojciec kazał mi przyjść do prywatnej królewskiej jadalni omal nie zemdlałam. Miałam kaca i nie za dobrze się czułam, więc logiczne jest to, że nie bardzo miałam ochotę jeść obiad w obecności pary królewskiej. Zostałam usadzona na szczęście obok ojca. W tamtym momencie poczułam ulgę. W pewnym momencie król zapytał się mnie, czemu mam taką skwaszoną minę. Odpowiedziałam mu, że trochę podolewa mnie głowa, ale zaraz mi przejdzie. Kiedy król przeżuwał swój posiłek zapytał się „Coś ty, Lordzie Bredeholm chciałeś ode mnie, tak samo ty, Lordzie Lamont?". Zastanawiałam się o co może chodzić. Ojciec poprosił o to, czy by mógł wstać i podać list królowi. Podał list ze znajomą mi pieczęcią, którą widziałam przed wyjazdem z domu. Król otworzył list i zaczął czytać. Przeczytał jedynie co na głos to podpis „Karol Edward Stuart".
-Lordzie Lamont i Lordzie Bredeholm, doceniam wasze konserwatywne poglądy i chęć powrotu waszego władcy na jego tron, lecz nie mogę tego spełnić. Mimo, że nie jestem w sojuszu z hanowerczykami, jednak mój syn jest mężem hanowerskiej księżniczki, co oboje dobrze wiecie. Król Anglii mógłby mi wypowiedzieć wojnę za to, że wspieram jego buntowników. Wasz król pisze tu o tym, że chciałby pomoc w postaci ludzi. A co gdybym dał mu złoto? Złoto, będzie lepsze. - mówił król Christian.
Ojciec z godnością przyznał rację Duńczykowi i obiecał, że przekaże informacje Stuartowi. Jednakże wuj Jasper zapytał się władcy „A czy Wasza Królewska Wysokość nie ma nic przeciwko, by moi ludzie, ludzie, którzy mi podlegają zostali wysłani na pomoc prawdziwemu królowi?". Duński monarcha nie miał nic przeciwko temu. Wręcz pochwalił Jaspera za jego bohaterską postawę. Po zakończonym obiedzie udaliśmy się na ziemie wuja, do jego zamku.
Stara średniowieczna warownia przerobiona na zamek mieszkalny odbiegała od tego, do czego byłam przyzwyczajona w Szkocji. Wuj zaproponował mi i ojcu piwo sprowadzone z Czech. Było dobre, jednak wolałam smak szkockiej whisky lub porto. Rozmawialiśmy o sytuacji w Szkocji, moim zamążpójściu, o Fionie Barclay i obrazie, który wuj od niej kupił. Gdy tylko zobaczyła go ciotka Elsa popadła w zachwyt. Od razu nakazała przywiesić go w salonie. Obraz, na którym przedstawiony był krzyżowany Zbawiciel zrobił na niej bardzo duże wrażenie.
I tak mijały dni kolejne i kolejne, aż nastały święta Bożego Narodzenia. Wszyscy razem zjedliśmy wystawną kolacje, wraz ze służbą. Wuj zorganizował też trubadura z Edynburga, by ten gral nam szkockie pieśni świąteczne, jakie on śpiewał wychowując się w naszym zamku. Czułam się bardzo rodzinnie, tak jak prawie nigdy. Elsa traktowała mnie jak swoją córkę. I tak minęły święta.
Gdy nadszedł sylwester i rok 1744. Na ten rok życzyłam sobie wyjść za mąż i może urodzić pierwszego potomka. Życzyłam sobie też by mój ojciec jak najdłużej żył w zdrowiu otoczony wnuczętami, by moja siostra urodziła jak największą liczbę dzieci, by Lord Saulton miał się jak bawić z wnukoma. Pierwszą czynnością wykonaną w nowym roku było przytulenie mojego ojca i powiedzeniu mu, że go kocham. Zapamiętam ten moment na zawsze.
Gdy skończyliśmy bawić na Bredeholmie czas był wyruszyć do domu. Pożegnawszy się z krewniakami odpłynęliśmy do Szkocji. Gdy dotarliśmy do Dundee, poczułam jak serce rwie się do domu. Ojciec czuł to samo, więc kazał woźnicy jak najszybciej jechać do naszego zamku. Gdy zobaczyłam naszych służących czekających na nas, poczułam się bezpiecznie we własnym domu. Wysiadając z karety prawie się potknęłam i wpadłam w błoto - ale na szczęście tylko prawie. Kucharki rzuciły się na mnie by mnie wyściskać, pan Hay przyklęknął przede mną i ucałował moją dłoń. Nigdy nie czułam się tak ukochana przez tyle osób. Ojciec zaś nie mógł odpędzić się od pytań, jak było u króla. Gdy powiedział, ze nie powiodło się, pan Hay, jego doradca nie zmartwił się tym bo stwierdzi, ze tak czy siak mamy prawo wygrać te wojnie bez duńskiej armii. Gdy tylko weszłam do swojej komnaty, i do swojej wanny, poczułam się błogo - tak jak nigdy wcześniej. Potem wstałam i poszłam do ojca i rzuciłam mu hasło „Pisz do Fermoya, jestem gotowa zostać mężatką", po czym wróciłam do łóżka i zasnęłam.

Eleonor | Chapter one | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz