Delikatnie zestresowany stałem w środku ogromnego budynku zwanego inaczej lotnisko, patrząc się jak moje bagaże odjeżdżają. Popatrzyłem się na miejsce, w którym poprzednio stał mój szef. Tak, nadal tam był, nie zniknął a szkoda. Nadal miał na twarzy ten zobojętniały i poważny wyraz twarzy i gapił się w swój telefon jakby tam czegoś szukał, ale czego? Przecież wszystkie spotkania mu odwołałem, konsultacje przełożyłem. Nie miał teraz na głowie nic po za poleceniem na Florydę, podpisaniem papierku i cieszeniem się mini wakacjami przez tydzień. On to dopiero ma życie, nie musi się martwić niczym. Szkoda, że jest to możliwe dzięki mi a on nawet mi nie podziękuję za wkład, który wkładam w moją pracę. No ale nie będę się żalić, wiedziałem że praca na takim stanowisku będzie trudna.
Stałem czekając i zagłębiając się w swoich głębokich myślach. Tak naprawdę może to nie będzie tylko praca ale i też delikatna namiastka urlopu? W końcu to USA, może się tam trochę odpręże i poczuje luz, którego tak bardzo ostatnio mi brakuje. Niby nie jestem zazdrosny bo z taką pozycją wiąże się odpowiedzialność a to stanowisko nie spadło mu tak z nieba ale przecież fakt, że na to zapracował nie usprawiedliwia wysługiwania się swoim asystentem prawda? Czy wspominałem, że mam podejrzenie, że bierze mnie ze sobą tylko po to aby zrobił coś za niego jeśli będzie trzeba? Bo takie mam, zagłębiałem się nad tymi myślami ale po jakimś czasie z tego stanu wybudził mnie głośny alert.
-"Prosimy wsiąść na pokład samolotu Wielka Brytania-Floryda. Najpierw pierwsza klasa."-
Zakomunikował kobiecy głos a ja spojrzałem się na swojego szefa, którego już tam nie było. Czyli wsiadł, poczekałem jeszcze chwilę i usłyszałem komunikat, że teraz moja kolej na wejście co też uczyniłem a po chyba 10 minutach pchania się pomiędzy ludźmi i szukania swojego miejsca siedziałem w końcu na siedzeniu w samolocie przy oknie. Po krótkim czasie usłyszałem kolejne komunikaty, tym razem o bezpieczeństwie, pasach i innych. A w końcu ten, który informował, że samolot zaraz wzbije się w powietrze. I w końcu po chwili od wypowiedzianych przez stewardessę tych słów samolot wzniósł się nieco ponad chmury. Założyłem na uszy słuchawki i puściłem swoją playlistę. Nie była ona w konkretnym klimacie, chodziło w niej raczej o posiadanie ulubionych kawałków w jednym miejscu do słuchania.
Zamknąłem oczy i myślałem nad tym co będę tak naprawdę tam robić? Kontraktu nie podpisujemy od razu więc pewne jest, to że pierwszy drugi i chyba trzeci dzień o ile się nie mylę na pewno będę miał wolne. Bo co miałbym robić? Biura tu nie ma, wszystko załatwione było jakiś czas temu a więc teraz tylko odpoczywać? Nawet nie wiem co miałby mi później opcjonalnie mój szef zaproponować a raczej nakażą do robienia ale z nim wszystko jest możliwe więc nie będę nawet dociekać co tym razem wymyśli. Czuje jakby czasem dawał mi więcej roboty tylko dla tego, że wie że nie mam puki co roboty.
Pamiętam jak w moje urodziny wszystko złożyło się tak dogodnie, że skończyłem wszystkie obowiązki grubo przed czasem a kiedy on zobaczył, że zbieram się do domu przyszedł do mnie i zaczął coś mącić o tym, że chce bym mu coś tam załatwił. A na następny dzień to odwołał bo jak stwierdził "taki miałem humor". Naprawdę nie dożeczne, czekać tylko aż będę mógł się zwolnić z tej pracy- ale nie. Nie zwolnię się, a to czemu? Bardzo specyficzna umowa sprawiła, że mojej pracy w tym o to przybytku nie będę miał wpisanej w papiery co do jakiejś innej firmy. A więc tak jakbym od podstaw znów zaczynał pracę od zera.
⁂
Pov:Dream
Siedziałem spokojnie w swoim domu i zastanawiałem się nad zleceniem. Dziś mój tak zwany "cel" pojawi się na Florydzie i od tego momentu będę miał tydzień na zabicie go.
CZYTASZ
Come on, tell me you love me ||Dreamnotfound
FanficDream jest płatnym mordercą, któremu zleca się zabicie pewnego ważnego biznesmena. Kiedy udaje się aby to zrobić zastaje zamiast niego jego zapracowanego asystenta. Co stanie się dalej :> ? ꨄ︎Będzie *może* tu też Karlnapꨄ︎ Okładka i fanarty używane...