4

922 75 5
                                    

Kiedy Chuuya obudził się opatulony kocem na ziemi nie do końca wiedział co na niej robił... po chwili jednak powoli się podniósł i przeszedł się do domu i spojrzał na zegar powieszony na ścianie w korytarzu. <trzecia w nocy? Na poważnie...?> Chłopak poszedł do łazienki i od razu zobaczył w niej porządek. Nie trwało długo, aż domyślił się kto ją wysprzątał. Przecież wniosek sam się nasuwał-Koyou. W końcu tylko ona była u niego w domu... chłopak załatwił swoje sprawy w tym pomieszczeniu po czym zakrwawione ubrania wrzucił do prania, a następnie w bokserkach poszedł do sypialni i założył na siebie luźną bluzę. Nie zakładał spodni bo było mu nazbyt gorąco. Chłopak wyszedł z mieszkania na balkon po czym usiadł na krzesełku, które tam miał tam postanowione. Ze stolika obok wziął paczkę z papierosami i wyjął jednego z opakowania po czym go odpalił i zaciągnął się dymem, który wypełnił jego płuca. Chłopak lubił to uczucie. Czuł jak dym wypełnia go od środka, a później wypuszczał spokojnie dym nosem i mógł zatracić się we własnych myślach... lubił to. Pomimo, że nie wyglądał na kogoś kogo jednym z zainteresowań jest rozmyślanie nad wszystkim i nad niczym to był on taką osobą. Umiał krążyć myślami wokół wszystkiego co dostrzegł. Patrząc na ludzi na ulicy rozmyślał nad celem ich podróży albo nad tym skąd idą... nie obchodziły go te osoby, ale nie miał zbytnio czym się zajmować dlatego zaczął od dłuższego czasu szukać ucieczki w analizie obcych ludzi. Zwłaszcza teraz mu się to przyda, kiedy nie może myśleć o pewnym brązowookim mężczyźnie by nie pogorszyć swojego stanu... jednak po godzinie siedzenia na balkonie i palenia papierosa jednego po drugim wśród pojedynczych osób na ulicy dostrzegł beżowy płacz oraz ciemnobrązową czuprynę. Nie musiał długo się zastanawiać kto to. Poprostu dostrzegł Dazaia. W pierwszej chwili na jego twarzy pojawił się minimalny uśmiech, jednak nie widniał on długo na jego twarzy. Po chwili uśmiech zniknął i zastąpił go grymas bólu. Szybko pobiegł do łazienki i nad toaletą wykaszlał kolejne płatki kwiatu z krwią... chłopak czekał tylko, aż to wszystko się zakończy. Wiedział gdzie musi zadzwonić za 2 może 3 godziny, aby umówić się na operacje. Wiedział, że szansa na to, że kiedykolwiek przypomni sobie o brunecie po operacji jest praktycznie zerowa co go tylko utwierdzało w pewności, że chce się poddać zabiegowi... w końcu to sprawi, że poczuje się lepiej. To sprawi, że nie będzie myślał o Dazaiu, że wszystkie wspomnienia z nim w jego głowie się rozmażą, a on sam już nie będzie zamykał się w mieszkaniu, aby płakać za tym chłopakiem o skłonnościach samobójczych. 

Po jakiejś godzinie chłopak wyszedł z łazienki i poszedł do kuchni i duszkiem wypił całą szklankę wody i usiadł na ziemi. Pomimo, że trwał z chorobą krótko to miał już jej dosyć. Nie wiedział jak szybko ona będzie go w stanie zabić dlatego poszedł się ubrać w swój mafijny strój po czym ogarnął trochę fryzurę i wyszedł z domu od razu kierując się do lekarza. Zrezygnował z dzwonienia do niego w celu zapisania się na operacje. Wolał pójść i sam się zgłosić. Miał nadzieje, że termin będzie dosyć szybki i okazało się, że jego nadzieja się spełniła. Po rozmowie z lekarzem dowiedział się, że operacja może odbyć się już za dwa dni. Nakahara był szczęśliwi z tego powodu, bo wiedział, że choroba przestanie mu niedługo doskwierać, a ból który odczuwał od dwóch dni zniknie. Zniknie i już nie wróci... teraz zostało mu po prostu czekać, czekać i skończyć swoje cierpienie...

Osamu Dazai... szedł on właśnie jakąś ciemną uliczką, do której poszedł w celu odebrania sobie życia. Miał ze sobą linę, którą zawiesił na jakiejś starej lampie ulicznej po czym wsadził głowę w pętle... z początku się dusił. Po chwili zaczął szarpać linę rękoma, aby jednak nie umierać w ten sposób. Zbyt go to bolało, nie chciał tego dalej ciągnąć. Po chwili na szczęście przypomniał sobie o nożu w kieszeni, który wyjął i szybko przeciął linę. Kiedy lina pękła pod ostrzem noża chłopak spadł na ziemię i zaczął łapczywie łapać powietrze w płuca, a prawą dłonią złapał się za szyje... jego bandaże były rozdarte, a na szyi miał otarcia, aż do krwi. Bolało go to. Linę zostawił na lampie oraz ziemi po czym poszedł do domu gdzie zajął się poranioną szyją... patrząc na siebie w lustrze zadał sobie jedno pytanie... <na co mi to było...? Skoro tak czy siak nie umiem się zabić...> Chłopak wzdychając poszedł do sypialni i rzucił się na łóżko ignorując wydzwaniającego do niego Kunikide... schował głowę pod poduszką z nadzieją, że dostanie święty spokój. Tylko tego w tym momencie potrzebował. Tego i odrobiny miłości, ale wiedział, że tego drugiego nie otrzyma, z tego też powodu wolał po prostu odpocząć i zamknąć się w swoim umyśle

zacznijmy od nowa || SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz