Rozdział 6

3.6K 115 34
                                    

- Znajdziemy winnych i zabijemy - głos Evansa odbijał się niczym echo w mojej głowie. - Pomścimy waszych przyjaciół.

Callum, nie mogąc wyjść z szoku po śmierci swojego dopiero co poślubionego ukochanego, od godziny chodził w to i we wto po kuchni, omal nie wydeptując dziury w podłodze. Mimo, że każdy się spodziewał ataku podczas ceremonii, nikt nie przypuszczał, że stanie się to w taki sposób i że pomimo ochroniarzy ktoś zginie.

- Odchodzę z gangu. Przekaż swojemu wujkowi, że mam dość. Może mnie zabić za opuszczenie jego szeregów, ale mam to gdzieś - nieoczekiwanie z ust Johanssona padły słowa, przez które wszyscy zamilkli i spojrzeli na niego z grobową miną. Odejście z gangu niosło za sobą pewną śmierć.

- Skazujesz na siebie wyrok śmierci? - zakpił Andres, który kiedy tylko dowiedział się o nietypowym zabójstwie, od razu zainteresował się sprawą i jak najszybciej przyjechał do willi.

- I tak wszyscy kiedyś umrzemy - wtrąciłam, a wtedy poczułam na sobie świdrujący wzrok dwóch braci Martinez. - Każda osoba, która zbliża się do waszej rodziny, ginie - rzuciłam ostre spojrzenie w stronę Williama, bo to od niego wszystko się zaczęło. - Nie sądzę, żeby to był przypadek.

- Myślisz, że rodzice chcieli cię po to, żebyś... - zabrała głos Alison, ale szybko weszłam jej w zdanie. Nikt nie prosił się o jej opinię.

- Moi rodzice, co? - spojrzałam na dziewczynę z politowaniem. - Oni są martwi.

- Kto jest martwy? - przez próg pomieszczenia przeszedł wcześniej wspominany przez Calluma Lorenzo. - Nieważne. Przemyślałaś moją ofertę, owieczko? Miałaś na to wystarczająco dużo czasu - powiedział dość oschle, omiatając wszystkoch zebranych wzrokiem.

- Kończą ci się miejsca na zakopywanie zwłok? - zakpiłam, a wtedy z ust Lorenzo padł rozkaz, żeby wszyscy zebrani opuścili pomieszczenie, co też zaraz uczynili. Jedynie Matteo zatrzymał się w drzwiach i oparł się o ich framugę, by posłuchać naszej rozmowy.

- Słyszałaś o tym, że ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba? Jeśli nie chcesz być jak te ptaki, bądź mi posłuszna. Będziesz mi zbędna, jeśli się nie zgodzisz - jego powaga mówiła jedno; nie żartował.

- Jeśli chcesz mnie zabić, to proszę bardzo - mimowolnie na mojej twarzy zagościł leniwy uśmiech. - Nigdy nie walcz z człowiekiem, który nie ma nic do stracenia.

Starszy mężczyzna przyglądał mi się przez dłuższy czas, intensywnie nad czymś myśląc. Wtedy Matteo wykorzystał okazję, by dodać coś od siebie:

- Nauczę ją zabijać. Sam wiesz, że nie ma niczego bardziej niebezpiecznego od zranionej kobiety - niewiedząc czemu, moje ciało pokrył przeszywający chłód. - Martwa na nic ci się przyda.

- Masz 48 godzin. W innym przypadku dziewczyna zginie - poinformował swojego syna i nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, skierował się do swojego gabinetu. Podejrzewam, że już czekał tam na niego Callum.

- Słyszałaś, kruszonko? Jesteś gotowa dołączyć do mojego świata? - Matteo przekroczył dzielącą nas odległość i przycisnął moją szyję do pobliskiej ściany. - Jesteś gotowa zginąć dla mnie? - jego wzrok przebijał się przez moje ciało niczym rentgen, a druga dłoń zaciskała się na mojej talii.

- Dlaczego to robisz? - wyszeptałam, czując coraz mniejszy dopływ tlenu.

- Moje ciemne dni uczyniły mnie silnym - odparł wymijająco. - A może już byłem silny i kazali mi to udowodnić - wpadł w zadumę, wpatrując się w moje oczy. - Wszyscy mamy kogoś, o kim nigdy nie mówimy. Kogoś, kto tak wiele znaczył, że nawet słysząc jego imię, dusza drży od wspomnień i bólu - zrobił krok do tyłu i po prostu ruszył w kierunku wyjścia, chcąc zostawić mnie bez wyjaśnienia. - Bądź gotowa, za godzinę wychodzimy - rzucił na odchodne.

 Kiss of deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz