Rozdział 11

3K 97 32
                                    

- Miłe przywitanie, Rasmussen - burknął Evans, kiedy obolały podnosił się z ziemi.

- Mogłam cię zabić! - wrzasnęłam i złapałam się za głowę.

- Ale tego nie zrobiłaś - zauważył, dotykając się za rozcięcie na swojej głowie - Masz teraz moment na zabawę w pielęgniarkę - zakpił i usiadł na kanapie.

Łazienka, w której szukałam apteczki była blisko, więc mogłam śmiało rozmawiać z chłopakiem.

- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam po chwili, ale William przez dłuższy czas milczał.

- Nie będzie mnie jakiś czas, żeby cię chronić - odchrząknął - Mam sprawy do załatwienia w Brooklynie.

- Chodzi o waszą "mafię"? - wiedziałam, że nic innego nie zmusiło by go do powrotu. Byłam jego obsesją od początku.

- Czyli już słyszałaś. Chcę odbić naszych ludzi od Ivana - wyjaśnił kiedy usiadłam obok niego i zaczęłam opatrywać jego ranę. Chłopak nie patrzył na mnie, unikał mnie. Coś go gryzło.

- Skoro odeszli z własnej woli to zdradzili, po co chcesz odzyskiwać zdrajców? - nie rozumiałam jego planów, zawsze wszystko co robił było tajemnicą. Z resztą co robili wszyscy inni także. Chcieli mnie chronić albo żebym zginęła w niewiedzy za co.

- Chodzi o coś więcej, nie zrozumiesz tego - jego czarne niczym węgiel oczy skupiły się na moich ustach. Wyglądał jakby walczył sam ze sobą i ze swoimi pragnieniami. Chciał mnie pocałować. A czy ja tego chciałam?

- Dlaczego jeszcze żadne z was nie zabiło Ivana? - zapytałam nieco głośniej, a wtedy tęczówki chłopaka spotkały się z moimi. Nieustępliwie próbowały wypalić w nich dziurę, ale ja się go nie bałam. Od bardzo dawna nie wywoływał u mnie strachu, a od niedawna reszty uczuć też nie.

- Bo Ivan to brat Matteo - wyrzucił z siebie i raptownie ustał na równe nogi - Rasmussen, śmierć znajdzie w końcu i ciebie. Jesteś tylko jak reszta splamionych krwią ludzi - podszedł do mnie próbując ująć w dłonie moje policzki, ale wtedy gwałtownie od niego odskoczyłam. Jak mógł mówić takie rzeczy?

- Dotknij mnie, a spłoniesz - wysyczałam czując narastający gniew w moim ciele, a w mojej głowie kłębiło się miliony pytań. Przecież to było prawie niemożliwe, żeby Ivan był bratem Martineza.

- To co pokochało się raz, będzie kochało się do końca życia. Wrócisz do mnie Rasmussen. Przeznaczenia nie oszukasz - puścił do mnie oczko i wyszedł, znikając w ciemnościach uliczek. Po raz kolejny zostawiając mnie z nowym ciężarem na sercu. Tak bardzo mnie niszczył. Oni wszyscy mnie niszczyli. A coś i tak kazało mi za nimi iść. Sama siebie zrzucałam w przepaść bez dna.

Wybiegłam za nim, ale już go nie widziałam. Potrzebowałam jednak zrobić coś jeszcze. Wróciłam do domu i zadzwoniłam po taksówkę. Adres, który podałam dla taryfiarza był mu doskonale znany. Ale nie rozumiał, co taka drobna dziewczyna jak ja chcę robić w barze dla bandziorów. Dopytywał, a ja zbywałam go milczeniem. Kiedy pojawił się przed nami oświetlony napis "Bar u Tiffaniego" poprosiłam, żeby chwilę zaczekał. Musiał zawieść mnie gdzieś jeszcze.

Pośpiesznie wbiegłam do baru zderzając się z czyimś torsem.

Bo jakby inaczej, bycie niezdarna było moim nawykiem.

- Co ty tu robisz? I dlaczego nie posłuchałaś Matteo? A najważniejsze, dlaczego, do cholery skrzywdziłaś moją koszulkę? - Josh spojrzał na mnie z oburzeniem, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że przypadkiem wylałam na niego jakieś drinki, które niósł na tacy.

Szansę na polubienie się z panem oh ah? Marne.

- To ja będę zadawać pytania - rzuciłam mu ostre spojrzenie, na co kpiąco uniósł brew do góry - Gdzie jest Melisa? - dodałam kiedy nigdzie jej nie zauważyłam. Liczyłam na to, że ona mi pomoże.

 Kiss of deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz