Rozdział 14

2.2K 68 6
                                    

Staliśmy na przeciw siebie, wzajemnie szukając w swoich oczach czegoś na rodzaj pewności?

W mieszkaniu panowała cisza przerywana naszymi szybkimi oddechami. Chłopak przyglądał mi się niepewnie i czekał na moją reakcję. Ja jednak w dalszym ciągu analizowałam to co przed chwilą usłyszałam. Całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Opłakiwałam ludzi, którzy byli w rzeczywistości obcymi losowo zaangażowanymi w moje życie.

- Więc powiedz mi, gdzie mam się udać? - zakpiłam czując narastającą fruatrację i złość - Po lewej, gdzie nic nie jest w porządku? Albo na prawo, gdzie nic nie zostało? - zakpiłam i gwałtownie odsunęłam się od Matteo. Tego wszystkiego było za dużo. Moje ciało trzęsło się od nadmiaru emocji.

Chłopak nie protestował, ale wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie byłam w stanie określić co wyrażała jego twarz. Ukrył swoje emocje za kolejną ze swoich masek.

- Ufasz mi jeszcze? - wychrypiał i uważnie mnie obserwował.

Czy mu ufam? Jak można ufać komuś kto okłamywał cię całe twoje życie?

- Zostaw mnie w spokoju. Chce być teraz sama - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Ten głos nie był nawet pewny siebie, był tak cichy, że nie byłam pewna czy to usłyszał. Nawet na niego nie spojrzałam, jedynie wyminęłam go szybkim krokiem, żeby jak najszybciej opuścić mieszkanie Alana. Chciałam zniknąć i nigdy nie wracać.

Wyszłam przed blok i szybkim krokiem zaczęłam kierować się w nieznanym mi kierunku. To wszystko mnie przytłoczyło, nie myślałam racjonalnie. Nie wiedziałam czy mam wierzyć Matteo. Jeśli ma rację to kim ja właściwie jestem? I dlaczego muszę to wszystko przechodzić? Co ja takiego zrobiłam, że cały czas cierpię?

Poczułam jak ktoś brutalnie łapie mnie za ramię i ciągnie za sobą. W pierwszej chwili próbowałam się wyrwać oprawcy, ale kiedy zobaczyłam, że to Matteo moja cierpliwość się skończyła. Dlaczego nie mógł zostawić mnie w spokoju?

- Powiedziałaś pewnego dnia, że lubisz burze, więc wpuściłem do swojego życia. Okazuje się, że możesz znieść tylko mały deszcz, a ja jestem huraganem - jego oczy były ciemne, a uścisk coraz mocniejszy. Syknęłam z bólu, ale on nic sobie z tego nie robił - Kochałaś mnie kiedyś, a teraz kiedy znowu mnie spotkałaś zapragnęłaś mnie jeszcze bardziej - nieoczekiwanie zatrzymał się i przyciągnął mnie do siebie. Zbliżył swoją twarz do mojej, tak że nasze usta niemal się stykały - możesz mnie nienawidzić za to, że dopiero teraz wyznałem ci prawdę, ale nie oszukasz swojego serca.

Moje usta tęsknią za twoimi - pomyślałam zerkając na jego spierzchnięte od wiatru usta. Chciałam się za to spoliczkować, jak mogłam o tym pomyśleć w takiej chwili.

- Nie jestem już naiwnym dzieckiem, Matteo - wysapałam w końcu.

Starałam mu się wyrwać, ale to było na nic. Chłopak nic nie robił sobie z moich słów, zachowywał się tak jak ten Matteo, którego poznałam niedawno. Ten sam psychopatyczny sposób bycia.

- Jesteś każdym powodem, każdą nadzieją i każdym marzeniem, jakie kiedykolwiek miałem, kruszonko - wyszeptał tuż nad moim uchem i przygryzł jego płatek - Jeśli już ktoś tu jest naiwny to jestem to ja.

- Chcę Cię pocałować, ale jednocześnie chcę Cię podpalić. Spalić ciebie i wszystkie wspomnienia związane z tobą i twoją rodziną - mówiłam tak chłodnym tonem, że aż sama się przeraziłam. Matteo jednak nie wydawał być się tym przejęty i nie zwlekając ani chwili dłużej wpił się w moje usta.

Pocałunek był pełny pożądania i władczy. To on go kontrolował, kontrolował mnie. Chciał mi uświadomić, że to on tu rządzi, a ja nie mogłam mu się sprzeciwić. Na zapieczętowanie przygryzł moją dolną wargę aż nie poleciała z niej krew. Chłopak oblizał moje usta z krwii i złożył pocałunek na moim czole.

 Kiss of deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz