Rozdział 10

2.9K 101 14
                                    

Obudził mnie niepsokojny oddech Matteo, który zaraz po tym zaczął mówić pod nosem coś niezrozumiałego. Jego niespokojny sen zamienił się w przerażający wrzask, który przeraził nawet mnie.

- Matteo? - zapytałam cicho, ale chłopak nie odpowiadał. Był jak w amoku. Może sen na jawie?

Chłopak wstał z łóżka i podszedł w stronę okna, z którego przebijał się blask księżyca. Jego mięśnie były napięte, a po plecach spływały stróżki potu.

- Matteo - powiedziałam głośniej, ale dalej niepewnie - Co ci się śniło? - usiadłam na skraju łóżka i spoglądałam w jego stronę.

- Zazwyczaj nie śpię. Mój umysł ma przerażającą zdolność bycia ciemnym i obłąkanym - wychrypiał, jakby był bez łyku wody co najmniej przez kilka dni. Wpatrywał się w obraz ulicy malujący się za oknem. Jego rysy twarzy tak pięknie wyglądały kiedy padał na nie księżyc.

- Boisz się swoich snów? - zapytałam i ostrożnie wstałam z łóżka. Moje stopy zetknęły się z zimną podłogą co wymalowała grymas na mojej twarzy.

- Tak - powiedział cicho, a nasze spojrzenia złączyły się w jedno. Pierwszy raz widziałam strach w oczach chłopaka, ale zniknął on tak szybko jak się pojawił. Matteo nie lubił pokazywać uczuć.

- To tylko koszmary...- zaczęłam, ale chłopak przerwał mi prychnięciem.

- To wspomnienie, które nie chce zniknąć z mojej pamięci. Wracaj do łóżka, kruszonko. Rano czeka nas dzień pełen wrażeń. Lepiej żebyś była wyspana - odwrócił ode mnie wzrok i udał się pod prysznic zostawiając mnie samą.

Nie widząc innej opcji po prostu wróciłam do łóżka i nie wiedząc kiedy zasnęłam.

*****


Nie Byliśmy już w Brooklynie, te znajome okolice, budynki, park i ulice były na Manhattanie i dopiero teraz dotarło do mnie gdzie jesteśmy. Mieszkałam tam jak byłam bardzo mała, dziwne, że zostało to wszystko w mojej pamięci.

- Co tu robimy?  - zapytałam nierozumiejąc dlaczego Matteo zabrał mnie na stary plac zabaw dla dzieci.

Przez moment nawet zastanawiałam się czy nie chce zabić jakiegoś dziecka, ale nie było tutaj nikogo poza małym chłopcem. Na oko 10-letni chłopiec bujał się na ledwo stojącej huśdawce. Nie wyglądał na smutnego, a nawet się uśmiechał i mówił coś. Wydawało się, że mówił sam do siebie, bo poza nami nie było tutaj nikogo.

- Ten chłopiec jest sierotą, wychowuje go moja stara sąsiadka. Czasami go tutaj odwiedzam - odpowiedział, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

Uklęknął przed chłopcem, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, który chłopczyk zaraz odwzajemnił. A potem usłyszałam szept.

- Jesteś przeznaczony do czegoś więcej niż to... - jedną ręką pogłaskał go po policzku, a drugą wyciągnął z kieszeni chłopca mały scyzoryk. W małą zmarzniętą rączkę chłopca Martinez wsadził malutki samochodzik.

Stałam jak wryta w ziemię. Pomrugałam kilkukrotnie nie dowierzając w to co widzę.

- Anastazja nie będzie zadowolona - odparł posępnie, ale w duchu cieszył się z prezentu.

- Anastazja ma wobec mnie dług do spłacenia, nie martw się - Matteo ustał na równe nogi i poczochrał bujne włosy chłopca - do zobaczenia Tommy, jesteś dzielnym chłopcem - dopowiedział kiedy chłopiec pobiegł w stronę starej kamienicy.

Po tych słowach podszedł do mnie, a jego wzrok przedzierał się przez moje ciało. To tak jakby próbował czytać mi w myślach. Nie mógł wyczytać niczego z mojej postawy, która zmieniła się w obojętną w tym samym momencie kiedy jego wzrok natrafił na moje czekoladowe oczy.

 Kiss of deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz