Rozdział 7

3K 106 41
                                    

Minęło dokładnie 48 godzin od zawarcia umowy między Lorenzo, a Matteo. Czułam się gotowa i pewna, że teraz to ja jestem śmiercią. Byłam niepokonana i z łatwością mogłabym zmierzyć się z Ivanem. Po powrocie z klubu, Martinez trenował ze mną samoobronę, strzały i różne sztuki walki. Wszystko na ile starczyło nam czasu.

Weszliśmy do gabinetu Lorenzo, gdzie już na nas czekał. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że nie wierzył w to, że byłaby w stanie kogoś zabić. A prawda była taka, że teraz byłam zdolna do wszystkiego. Ból i żałoba zniknęły. Nie czułam nic.

- Możesz wybrać rodzaj tortur przy których zginiesz - odparł gardłowo przyglądając się naprzemiennie mi i Matteo.

- Będzie to zbędne. Jest gotowa zabijać. Jest moim żołnierzem - Matteo wyprowadził go z błędu.

Szef wyglądał na zaskoczonego, ale potem na jego twarzy pojawił się cień głupiego uśmieszku i kazał komuś wejść do środka. Jakby czekał aż będzie mógł go zawołać.

- Skoro jesteś w stanie zabić. Strzel do Williama - odparł z grobową minął kiedy Evans ustał na przeciwko mnie jakieś kilka metrów dalej.

- Chcesz żeby zabiła twojego bratanka? - chyba pierwszy raz widziałam takie zdziwnie u Matteo. Najwidoczniej liczył, że informacja o tym, że stałam się jego żołnierzem przejdzie.

Evans milczał, a ja przyglądałam się mu z grobową miną. Nie czułam już nic. Zero miłości, zero żalu, zero nienawiści. Czyta obojętność, taka jaką on obdarowywał mnie na samym początku znajomości. Nie widziałam nawet kiedy Lorenzo wpakował mi pistolet do ręki i kazał wycelować w Evansa. Wtedy z moich ust wyrwało się prychnięcie.

- Może chociaż przed jego śmiercią wyznasz mu, że wcale nie jesteś jego wujkiem, tylko jego ojcem, co? - moje słowa sprawiły, że w całym pomieszczeniu było słychać jedynie płytki oddech wymieszany z nierównym biciem serc u każdego z mężczyzn Martinez - Prawda prędzej czy później wyszła by na jaw. Nadal chcesz żebym zabiła twojego syna? A może teraz ty chcesz zniknąć, bo nie poradzisz sobie z żalem z jakim przyjdzie ci się zetknąć?

- Co ona mówi? - wychrypial William wypalając we mnie dziurę, ale tym razem to nie działało. Widział, że nie kłamię. Znał mnie - Kto jest moja matką w takim razie? - jego szczęka zaczęła się niebezpiecznie zaciskać, a ja już wiedziałam, że odpaliłam bombę i zaczęło się odliczanie przed wybuchem. Wtedy dotarło do mnie, że Matteo zamilkł i w ciszy zastanawiał się nad czymś uparcie. Jakby jego duch ewakuował się żeby przemyśleć to co właśnie się dowiedział.

Lorenzo nie odpowiadał, zamiast tego próbował się ewakuować przez drzwi swojego gabinetu. Czyżby bał się konsekwencji za swoje czyny?

- Tchórz ucieka, a odważny patrzy twarzą w twarz nieznajomemu - Dodał Matteo przysuwając się do mnie nieco i zabierając pistolet z moich rąk.

- Ta mała sadystka kłamie - odparł z powagą Lorenzo odwracając się do nas przodem kiedy dotarł do drzwi - Twoi rodzice nie żyją William.

- Jedyną osobą, która tu kłamie jesteś ty. Znajdź lepiej dobrą wymówkę do swoich kłamstw, inaczej cię zabije - ostrzegł go William po czym nerwowo opuścił pomieszczenie, a następnie budynek.

- Masz ją zabić. Nie potrzebujemy jej - rozkaz ten padł z ust Lorenzo, który próbował udawać niewzruszonego całą sytuacją. Ale jego nienawiść do mojej osoby była oczywista.

- Podejmujesz decyzję w emocjach, nigdy tego nie robiłeś - zauważył Matteo mrużąc lekko oczy - Rasmussen mówiła prawdę. Teraz masz wrogów nie tylko z zewnątrz - ostrzegł swojego ojca i wyprowadził mnie z wilii. Zatrzymaliśmy się dopiero przy jego aucie.

 Kiss of deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz