*Dennis*

3.9K 72 4
                                        

-Phi... Tak, tak, a teraz jest stary i brzydki...-wydukał, nie wiedząc w co się pakuje.

-Nie prawda, trzyma formę-mruknęłam oburzona.

Zaśmiał się tylko, a potem mocniej przytulił.

-Ale jest taki jeden bardzo przystojny mężczyzna na tym świecie...-szepnęłam, wplatając swoją dłoń w jego.

-Ja?-wskazał na siebie.

-Tak, ty-odpowiedziałam z uśmiechem.

-Juhu! Zgadłem!-podniósł ręce do góry-A ty jesteś najpiękniejszą kobietą na całym globusie-

-Dziękuję, słońce...-szepnęłam, całując go w policzek.

*Miesiąc później...*

Wróciłam dziś do szkoły, Lucy oczywiście też. Już były pierwsze oceny, bardzo dobre załapałam. Siedzę na matematyce, gdy do sali wszedł mój trener.

-Dzień dobry pani profesor, ja muszę porwać Sophie Moore. Jej wychowawca już wie-powiedział, poprawiając swoje blond-czarne włosy.

-Jeśli wychowawca wie, to niech pan ją zabiera-odpowiedziała nauczycielka, uśmiechając się.

Uwielbiam panią Smith, jest strasznie miła i potrafi wytłumaczyć każdy temat. Mam u niej same piątki, z czego jestem dumna. Spakowałam swoje rzeczy, wzięłam plecak i żegnając się z panią jak i klasą wyszłam. Pan Wilson zamknął drzwi, poszliśmy w stronę drugiego budynku, gdzie znajdowała się sala gimnastyczna.

-Coś się stało, że pan mnie wyrwał z lekcji?-spytałam po długiej ciszy.

-Tak, masz trening ze mną. Zakwalifikowałaś się do zawodów międzyszkolnych z MMA-powiedział na jednym wdechu.

-Nie zapisywałam się na coś takiego...-wydukałam, poprawiając ramiączko od plecaka.

-Pamiętasz jak roznosiłaś ankiety odnośnie zawodów? No i ty zaznaczyłaś inne, dopisałaś w nawiasie ,,MMA''. Dowiedziałem się z pewnego źródła, że potrafisz większość rzeczy z tej formuły, więc oto właśnie odpowiedź-mruknął, otwierając mi drzwi od drugiego budynku.

W szatni przebrałam się w dresy, wyszłam na salę, gdzie stał ring i klatka. Szkoła zakupiła to do prowadzenia treningów, warto było. 

-Najpierw się dobrze rozgrzejemy, a potem zaczniemy się uczyć różnych akcji-mruknął, podchodząc bliżej.

Kiwnęłam głową, trener zaczął rozgrzewkę, a następnie uczył mnie przeróżnych akcji związanych z mieszanymi sztukami walki. Ja mu pokazałam te, które umiem, a on inne. 

*Christian*

Posprzątałem dom tak, że nie ma ani grama brudu ani kurzu. Moja myszka będzie ze mnie dumna, ciekawe jak leci jej pierwszy dzień w szkole... Rano zaliczyłem rozmowę z ojcem, znów przelał nam pieniądze na nasze konta. Przeglądałem książkę kucharską, bo trzeba coś zrobić na obiad, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie podszedłem i je otworzyłem. Przede mną ukazał się ten cieć... Zmierzyłem go wzrokiem typu: ,,Wykurwiaj lepiej stąd, bo wyrzucę cię jak śmieci''.

-Zanim mi pierdolniesz w zęby, chcę ci coś wytłumaczyć...-zaczął Dennis, spuszczając wzrok.

Dennis to przyjaciel Sophie... Wyjechał w pizdu na 2 lata, nie tłumacząc czemu. Pamiętam, jak Sophie za nim płakała... Była nieznośna, wredna, chamska, wulgarna, nie radziła sobie z niczym. Wtedy ja dałem jej swoje wsparcie, bo serce mi pękało na taki widok. Już miałem zamknąć mu drzwi przed nosem, ale przypomniałem sobie słowa Sophie, które ostatnio wypowiedziała... 

-Wejdź...-przepuściłem go w drzwiach, zaprowadziłem do salonu, a tam usiedliśmy przy wyspie kuchennej.

Brunet przeczesał swoje włosy ręką, a potem spojrzał na mnie. 

-Wdałem się w konflikt z potężnymi ludźmi...-wydukał cicho.

Zmarszczyłem brwi, bo nie zrozumiałem o co mu obecnie chodzi.

-Popadłem w narkotykach, zadłużyłem się u osób, które były gotowe odebrać mi wszystko co kocham. Pomyślałem wtedy o Sophie, nie chciałem jej skazywać na problemy czy cierpienia. Nie mogłem nikomu o tym powiedzieć, bo moi bliscy zostaliby powybijani jak muchy gazetą-mówił.

Patrzyłem na jego łzy, które wypływały z oczu, zaciskające się coraz mocniej pięści, drżenie ciała. Cholera, mówi prawdę...

-Nie chciałem żeby Sophie stała się krzywda... Zbłądziłem w tym przebrzydłym świecie, dałem się pokusom...-pociągnął nosem-Policja mi pomogła się uporać z tym wszystkim, teraz wiodę spokojne życie... Niektórzy przestępcy są w pace na wiele lat, zaś niektórzy popełnili samobójstwo...-

Objąłem go ramieniem, zacząłem uspokajać. Strasznie dużo przeszedł, ale teraz pytanie... Co na to wszystko odpowie Sophie? Wybaczy mu czy odrzuci?

-Gdzie jest Sophie? Muszę jej wszystko wyjaśnić, przeprosić...-burknął z płaczem w głosie.

-Sophie jest w szkole, za 30 minut kończy lekcje. Jeśli chcesz to możesz jechać ze mną ją odebrać...-dodałem.

-Jasne, pojadę z tobą...-otarł łzy-Ma chłopaka?-

-Tak, ma... I jest z nim bardzo szczęśliwa-wydukałem, myśląc o jej słodkim uśmiechu.

Sekunda, minuta, godzina, dzień bez niej to dla mnie katorga... Teraz jak wróciła do szkoły to już w ogóle. O 7:30 ją zawożę, a odbieram po obiedzie. 

Noc jest nasza, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz