Rozdział 2

137 19 1
                                    

"Każda chwila jest godna zapamiętania, ale czy pamięć zapamięta te wszystkie wspaniałe chwile...?"

××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××

Rozmyślałam jeszcze przez chwilę. Powróciłam myślami do czasów gdy byłam mała i bawiłam się z Kasie i Megan. Od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech. Każdy dzień spędzony z nimi był jednym z najcudowniejszych dni na świecie. Wtedy czułam, że życie ma jakiś sens. Zawsze mogłam polegać na mojej kochanej siostrze i mimo, że była o rok starsza zawsze potrafiłyśmy znaleźć wspólny język do rozmowy. Dogadywałyśmy się jak nikt inny a już tymbardziej jako rodzeństwo. Myślałam o tym jeszcze jakiś czas. Zerknęłam kątem oka na ściane gdzie znajdowały się zdjęcia moje, Megan, Kasie i moich 'rodziców'. Rozejrzałam się po całym pokoju aż mój wzrok utkwił na małym urządzonku zwanym także budzikiem. Moje oczy przybrały wielkość dwuch kałczukowych piłeczek. 7.40
-Kurwa- krzyknęłam wkurzona -Za 10 minut autobus. Świetnie!
Rzuciłam się na szafę i wzięłam pierwsze rzeczy jakie wpadły mi w ręce czyli czerwony T-shirt o obcisłym kroju, rurki koloru czarnego, czarne botki na obcasie i czarną skórzaną kurtkę. Szybko chwyciłam szarą torbę z conwversa i wybiegłam z domu. Po chwili trochę zwolniłam, gdyż buty utrudniały mi bieganie. W tym samym czasie przypomniałam sobie, że zapomniałam się umalować, a ponieważ w nocy (jak zresztą zwykle) budziłam się z powodu koszmarów, wyglądam jak chodzący potwór i nawet gdybym zdążyła do szkoły wszyscy by mnie wytykali palcami.
Jednym zwinnym ruchem wyciągnęłam z torby moją podręczną pudrowo różową kosmetyczkę wielkości piórnika. Gdy już w miarę skończyłam swój make-up wypatrzyłam autobus coraz bardziej zbliżający się do postoju. Wrzuciłam do torby otwartą kosmetyczkę i pognałam przed siebie.
W momencie, w którym jakimś cudem dobiegłam do przystanku, autobusa już nie było.
-Japierdole, przeklęky autobus!- fajny początek dnia, co nie?! -Będę musiała przejźć 3 kilometry w ciągu 5 minut, to byłby rekord.- wyszeptałam załamana.
Po przejściu kilku kroków usłyszałam rzęchot samochodu, co mnie troche zdziwiło, ponieważ mieszkam na jakimś zadupiu. Gwałtownie odwróciłam głowę o całe 180 stopni w kierunku wydanego dźwięku.
Z zakrętu wyłoniło się duże, czerwone auto- BMV. Ku mojemu zdziwieniu zatrzymało się tuż koło mnie.
-Podwieźć cię gdzieś?- zza pociemniałej szyby ukazała się twarz chłopaka. Na oko miał 19 lat, brązowe włosy podniesione do góry żelem i jasną karnację. Muszę przyznać, że był dobrze zbudowany a nawet bardzo dobrze. Miał na sobie niebieską koszulę, która opinała jego mięśnie (kilka guzików z góry było odpiętych), szare jeansy i czarne RayBany na nosie. Chyba za długo mu się przypatrywałam, gdyż uśmiechnął się złośliwie pod nosem.
-A jaką mam pewność, że nie jesteś jakimś zboczeńcem, który na początku mnie zgwałci a potem zawiezie do lasu i zostawi mnie tam na pastwe losu?- zapytałam pewna swojej wypowiedzi.
-Jeśli szkołe nazywasz lasem to tam chcę cię zawieźć a zboczeńcem nie jestem.- podniósł ręce do góry w podtekście obronnym. - To co wsiadasz?-zapytał zdejmując z nosa okulary. Boże, jakie on ma zajebiście, intensywne, zielone oczy.
-Niech ci będzie... Okey-.wywróciłam oczami. Odchrząknęłam i spojrzałam znacząco na drzwi. Chłopak uśmiechnął się lekko, wysiadł z samochodu i podchodząc do mnie otworzył mi drzwi od strony pasarzera.
-Dla ciebie wszystko.- odparł sarkastycznie.
-Dzięki- odpowiedziałam i pokazałam mu język, po czym zgrabnie wślizgnęłam się do pojazdu i odjechaliśmy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam za to, że nie wstawiłam tego rozdziału tydzień temu. Mam przez to wyrzuty, ale jakoś to wam wynagrodzę. Obiecuję. A i spóźnionego Wesołego jajka.∩__∩
karoladia

FolderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz