Rozdział II

114 4 1
                                    


- Zaczynam się zastanawiać czy naprawdę nie masz stosownego towarzystwa w swoim wieku.

Przyszła, a jednak przyszła. Dyżur chylił się już ku końcowi, a Snape myślał już, że choć raz nie będzie przez nikogo niepokojony. Astoria Greengrass nie przeżyłaby jednak bez zatruwania mu tych kilku spokojnych chwil jego niezbyt spokojnego życia.

Nie była totalnym odludkiem, ale zbyt popularna w Slytherinie też nie, prawdę mówiąc to, że Tiara przydzieliła ją właśnie do tego domu dziwiło wielu jego mieszkańców. Zawsze była tu trochę na doczepkę, kukułczym jajem, które równie dobrze mogłoby trafić w każde inne miejsce. Była uparta jak hipogryf lub Gryfon i kompletnie niepodobna do siostry. Sama często mówiła, że powinna wylądować w Hufflepuffie albo Ravenclawie. Ślizgoni jakoś w końcu dotarli i przyzwyczaili się do Astorii, jej otwartości i emocjonalności, zbyt dużej jak na ślizgońskie standardy zażyłości z innymi domami. Może miało to jakiś związek z jej czystą jak łza krwią Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, a może z Dafne Greengrass. Pomimo wielu przeciwieństw i skomplikowanych relacji siostry przecież się jakoś tam kochały. Ale początek nauki dziewczyny w Hogwarcie nie był bezproblemowy i zaskakująco często odwiedzała gabinet opiekuna.

- Ależ profesorze, ja bardzo lubię te nasze cotygodniowe rozmowy. Zresztą pan wie, ludzie to dupki. Naprawdę pan myśli, że wolałabym latać z wianuszkiem dziewczyn za tym nażelowanym idiotą?

Severus westchnął ciężko i w zadumie pokiwał głową.

- Wszystko jedno. Herbaty?

- Poproszę. I niech się pan tak nie krzywi, mówiłam poważnie.

Dziewucha była bezczelna, czasem miał prawdziwą ochotę doprawić odpowiednio herbatę żeby tyle nie kłapała tą wielką gębą. To właściwie było przygnębiające, czwartoroczna wcale a wcale się go nie obawiała. Ech miękniesz Snape, miękniesz. Westchnął po raz drugi.

- Pan Malfoy nie jest jedynym przedstawicielem Slytherinu. I z tego co wiem wyrósł z tego żenującego etapu żelowania włosów.

- Ale idiotą być nie przestał. Nie wiem co one wszystkie w nim widzą, chyba pieniądze tatusia, bo za ładny to on nie jest. Zresztą ptaszki różne rzeczy o nim ćwierkają, o nim i jego lewym przedramieniu. A on chodzi po szkole dumny jak paw i zadowolony z siebie jak Hagrid ze swoich zwierzaczków. Dureń. Jak gdyby to był powód do du...

- Dość. Wystarczy. – zgromił ją spojrzeniem.

Umilkła i pochyliła się nad kubkiem.

- Może pan myśli, że jestem głupia, ale nawet Pansy Parkinson – jego największa fanka widzi, że ten kretyn nie wie w co się wpakował. Dafne jeszcze tego nie rozumie, ale czuję, że nie będzie z tego nic dobrego.

- Greengrass, nie wiem dlaczego ja w ogóle cię słucham, durna dziewczyno.

- Tak, tak i co w ogóle robię w Slytherinie. Już to omawialiśmy. Nie wiem, myślałam, że pan jeden zrozumie – jej wzrok zatrzymał się na trzech guziczkach przy jego lewym rękawie trochę zbyt długo, by mógł uznać to za przypadek.

- Jestem tu żeby was uczyć, nie rozumieć wasze nastoletnie serduszka – wycedził, na co dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.

- Pan dobrze wie o co tu chodzi. I co się zbliża. I tak jak bardzo go nie lubię, przecież wcale nie życzę mu źle.

- Myślę, że na dobre ci wyjdzie jak zamiast podsłuchiwać rodziców w końcu zabierzesz się za naukę.

Astoria posłała mu lekceważące spojrzenie i upiła łyk herbaty zanim odpowiedziała.

- Nie wszyscy nastolatkowie są głupi. Nawet w tej szkole, nawet w naszym domu. Ale ludzie się radykalizują. Nie trzeba nikogo podsłuchiwać, Goyle się z tym nie ukrywa. Pan nie wierzy to niech zapyta Lisę Turpin, ile czasu uspokajała tego krukońskiego mugolaka z drugiego roku.

Severus ucisnął nasadę nosa i w jednej chwili poczuł się dwadzieścia lat starszy. Już czuł nadchodzącą migrenę. Naprawdę tylko tego mu teraz brakowało w przededniu wojny. Zapominał, czasami naprawdę zapominał, że ta propaganda działała tak dobrze, że przecież w ich wieku... Głupie, głupie smarkacze są najbardziej podatne na ideologię, przekręcone w dowolną stronę, że te dzieci, które niechętnie widywał codziennie na korytarzach Hogwartu, do których cholera jednak człowiek się przyzwyczajał, nauczą się okrucieństwa, nauczą się wielu gorszych rzeczy i wyfruną z tego gniazda by walczyć i zabijać i już niedługo, być może szybciej niż się tego spodziewa splugawią swoje dusze na jego obraz i podobieństwo.

A on nie wiedział, naprawdę nie wiedział, jak ich uchronić. 

Traktat o nieistnieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz