- Zoey, wychodzę do klubu tenisowego!- krzyknęła mama dziewczyny. Gdy tylko usłyszała trzask drzwi, zerwała sie z kanapy, biegnąc na górę do sypialni rodziców. Otworzyła drzwi do garderoby i podeszła do jednej z półek, na której stały buty, które od dawna chciała założyć. Gdy już miała wychodzić, jej uwagę przykuło pudło z wielkim imieniem Zoey. Było dosyć duże i zakurzone. Z pewnością stało tu od dawna. Dziewczyna ukucnęła i wyciągnęła je. W środku było pełno zdjęć z jej dzieciństwa.
- Dlaczego to tutaj ukrywasz, mamo?- mruknęła, sięgając głębiej. I wtedy zobaczyła coś, co nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy. Papiery adopcyjne. Dziewczyna usiadła na ziemi czując, że jej nogi robią się jak z waty.
Imię i nazwisko: Zoelle Sasha Nixon
Data urodzenia: 8 sierpień 1996r.
Biologiczna matka: Louise Marie Nixon
Biologiczny ojciec: Nieznany
Resztę słów, zasłoniły jej łzy. Odsunęła się od pudła i podciągnęła nogi po brodę, lekko się kołysząc. Nie wiedziała ile czasu minęło. Czy to były sekundy, minuty czy nawet godziny. Siedziała tak bez ruchu, patrząc się tępo przed siebie, dopóki nie zadzwonił jej telefon. Widząc numer Hemmingsa, szybko otarła łzy i wysiliła się na odrobinę entuzjazmu.
- Cześć Lucas- przywitała się.
- Zo, gdzie ty jestes? Czekamy na ciebie- usłyszała rozweselony głos, należący do chłopaka.
- Ja nie przyjdę- powiedziała cicho.
- Co? Dlaczego?- ton chłopaka wyraźnie się zmienił.
- Źle się czuje to wszystko- skłamała.
- Nie kłam, Zoey. Nawet gdybyś umierała nie odpuściłabyś imprezy- muzyka w tle wyraźnie ucichła, więc blondyn musiał zmienić lokalizacje- Co się stało?- zapytał. W oczach Zoey znów pojawiły się łzy. Zdążyła tylko wyszeptać, zanim się rozłączyła.
- Przyjedź, proszę.
***
Zoey przytulała się do torsu chłopaka, kurczowo trzymając go za sweter. Nie odzywała się, jedynie patrzyła się na komodę, na której stały zdjęcia. Oddychała nierówno, co i raz czując zbierajace się łzy w oczach. Luke głaskał ją troskliwie po włosach, przerywając czasem na chwilę tylko po to, by pocałować ją w głowę.
- Musieli mieć jakiś powód by ci nie mówić- odezwał się w pewnej chwili.
- Jaki, Luke? Okłamywali mnie przez tyle lat- wykrztusiła, mocniej się w niego wtulając.
- Musisz z nimi pogadać.
- Po co? Żeby znów mnie okłamali? Myślałam, że chociaż ty mnie zrozumiesz- podniosła głos odrywając się od niego. Jej twarz była spuchnięta, a oczy czerwone. Z pewnością wyglądała teraz jak pomidor, ale miała to gdzieś.
- Zo, rozumiem...- zaczął
- Nie nie rozumiesz! Bo gdybyś naprawdę mnie rozumiał wiedziałbyś, że jestem w tobie zakochana od ponad dwóch lat!- krzyknęła, wprawiając w szok niczego nieświadomego Hemmingsa. Gdy zorientowała się, co wyznała, dodała szybko- Nieważne. Zapomnij o tym- wyciągnęła z szafy swoją torbę treningową i zaczęła wrzucać do niej swoje rzeczy.
- Co robisz? Gdzie ty się wybierasz o tej porze?- zapytał.
- Wyjeżdżam- oznajmiła sucho.
- Dokąd?
- Nie wydaje mi się, byś musiał wiedzieć- odparła, zasuwając torbę.- Jak będziesz wychodził, zamknij drzwi- poprosiła, wychodząc z pokoju. Miała nadzieję, że Sophia pozwoli jej u siebie przenocować, a rano pociągiem pojedzie do Cambelltown. Chciała mieć już to z głowy.