- Na serio nigdy nie uczyłaś się celtyckiego? – Stiles szedł za Lorelai co chwilę przeskakując z jednej jej strony na drugą.
Lorelai westchnęła głośno. Gdyby wiedziała, że Stiles zacznie ją męczyć wraz z chwilą, kiedy ona zaparkuje samochód na szkolnym parkingu, krążyłaby wokół szkoły aż nie musiałby iść na pierwszą lekcję. Idąc przez korytarz w kierunku swojej szafki Lorelai uznała to już za rutynę.
Minęło kilka dni od kiedy przeczytała coś po celtycku, i Stiles nie dawał jej spokoju pomiędzy zajęciami, ani na lekcjach które mieli razem. Trener musiał w końcu wyrzucić go z klasy i Lor była przekonana, że dziś też to zrobi, jeśli Stiles się nie uspokoi.
Otworzyła drzwi swojej szafki na tyle zamaszyście, by prawie uderzyły Stilesa w nos. Odsunął się w ostatniej chwili.
- Wałkujemy to już któryś raz, nie masz nic lepszego do roboty?
Stiles zrobił poirytowaną minę.
- A jak powiem, że nie, to mi uwierzysz?
Lorelai wyciągnęła książkę od biologii i trzasnęła metalowymi drzwiczkami szafki.
- Wiesz, że byłabym w stanie? – ruszyła w kierunku schodów ze Stilesem depczącym jej po piętach. – Stiles, na serio. Nie uczyłam się celtyckiego. Może Feniks umie celtycki?
- Może? – Stilinski o mało nie wpadł na dwóch pierwszoklasistów. Zdążyli przed nim uskoczyć w ostatniej chwili.
- Nie odbyliśmy jeszcze rozmowy o jego zainteresowaniach.
Stiles wycelował w nią palec w oskarżycielskim geście. Lorelai westchnęła głośno. Naprawdę, miała co innego do roboty. Dzisiaj rano ojciec obwieścił jej, że podjął decyzje co do stypendystów, egzaminy się zbliżały a ona na serio nie miała ochoty biegać po lasach czy Bóg wie gdzie i odkrywać jakichś tajemnic Feniksa.
- Sarkazm to moja działka – rzucił wściekle Stiles nim sobie poszedł.
Lorelai gapiła się przez chwilę w jego plecy a potem zniknął za zakrętem i mogła w spokoju iść na biologię. Chociaż siedzenie na biologii w spokoju okazało się być absolutnym życzeniem ściętej głowy. Wraz z wejściem do sali niewidzialna ręka ścisnęła mocno jej klatkę piersiową a płuca wypełniły się ogniem.
Lorelai kaszlnęła. Chwyciła mocno framugę drzwi aż palce jej bielały. Rzuciła się w odwrotną stronę. Wypadła na korytarz odprowadzona zdziwionymi spojrzeniami i ledwo udało jej się dopaść drzwi łazienki, padła na białą posadzkę. Wąż oplatał jej kręgosłup i wypełniał ciało bólem. Lorelai miała wrażenie, że zaraz jej ciało zapłonie; zabije ją jej własny ogień. Rzucana spazmami ledwie zdołała odtoczyć się pod jedną ze ścian. Jej kaszel niósł się echem po pustej łazience. Dzwonek na lekcje zatrzymał życie za drzwiami.
Wszyscy siedzieli w klasach. Lorelai spróbowała to opanować. Skupiła swoje myśli dookoła Feniksa, chociaż z towarzyszącym temu uczuciem powolnego umierania przewyższało to jej możliwości. Coś jest nie tak. Coś jest nie tak.
Ból odebrał jej wzrok. Na oślep, targana bólem i kaszlem wyciągnęła z kieszeni telefon. Miała nadzieję, cholerną nadzieję, że godziny spędzone przed ekranem jej nie zawiodą i uda jej się wybrać numer Lydii, Scotta, lub kogokolwiek, kto mógłby tu przyjść.
Coś kliknęło i po chwili usłyszała dźwięk wykonywanego połączenia. Sygnał pulsował podobnie jak ból. Płuca na skraju wytrzymałości ledwie trzymały się razem i nie wybuchły. Lorelai czuła ogień podchodzący do gardła, za chwile wysunie się przez jej usta.
CZYTASZ
wolves of shadow and fire - brett talbot
Fantasia'wszystkie twoje koszmary są prawdziwe' Siedemnastoletnia Lorelai Montgomery jest kimś, a raczej czymś, zupełnie innym, niż jej się do tej pory wydawało. Kiedy zmuszona jest przeprowadzić się z New Haven do Beacon Hills,wpada w sam środek polowania...