14. Pragnienia

268 27 8
                                    


Lorelai balansowała na jednej nodze i wkładała na drugą wiosenny kozak na obcasie. Lydia w tym czasie malowała się błyszczykiem, jednym z wielu z kolekcji Lorelai. Wybrała sobie wyjątkowo błyszczący egzemplarz z Anastasia Beverly Hills, ale wyglądał na niej świetnie.

Martin poprawiła gęste loki i przyjrzała się przyjaciółce w odbiciu lustrzanym. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć w pokoju rozległo się pukanie i głowa ojca Lor pojawiła się w drzwiach. Winston wyglądał na rozluźnionego i pełnego optymizmu. Od kiedy udało mu się znaleźć dwa inne kozły ofiarne za Bretta i Lorilee chodził w lepszym humorze.

- Nie wracajcie zbyt późno, dobra? Lor i pamiętaj że...

- Przy lekach które dostałam nie wolno pić alkoholu? Zanotowane. I tak biorę auto – Lorelai chwyciła szczotkę i zabrała się do rozczesywania i tak gładkich włosów. Pachniały jej szamponem – wybrała go tylko dlatego, bo pasował do jej perfum. – Nie musisz się martwić. Poradzimy sobie.

Winston przytaknął i wyszedł w roztargnieniu. Po chwili z dołu usłyszały tylko urywki Filku z Van Dammem. Ojciec posiadał całą kolekcję wątpliwej jakości filmów z tym gościem i Lor nigdy nie mogła pojąć o co z nim facetom chodziło.

Klub Sinema okazał się być umiejscowiony w wielkim budynku z czerwonej cegły postawionym kawałek od centrum, zapewne żeby nie przeszkadzał mieszkańcom. Lorelai wysiadła jako pierwsza z samochodu i już w tej samej chwili dwóch chłopaków, na oko dwudziestokilkuletnich, zagwizdało z podziwem.

Miała na sobie sukienkę w stylu Brigitte Bardot z tego zdjęcia, kiedy Brigitte stoi w ogrodzie w czarnej, prostej sukience uwydatniającej wszystkie jej atuty. Lorelai miała gdzieś to zdjęcie, na pewno wisiało w jej sypialni w New Haven. Sukienka Lor jest jednak krótsza, ale też na ramiączkach. Na nią narzuciła skórzaną kurtkę i zamiast szpilek niczym Brigitte, założyła kozaki na obcasie.

Lorelai jednak nienawidziła, i nienawidzi, kiedy obleśni faceci na nią gwiżdżą, dlatego zebrawszy torebkę wieczorową z tylnego siedzenia, chwyciła Lydię pod rękę i pociągnęła ją do wejścia.

W drzwiach upychała jeszcze kluczyki do samochodu w malej torebce, chociaż nie sposób było nie zauważyć niesamowitości tego klubu. Kiedy już udało im się przekonać bramkarza, że przecież obie mogą wejść, bo mają osiemnaście lat (co za bzdura), znalazły się w ogromnym pomieszczeniu poprzecinanym płachtami srebrnego materiału na których wyświetlano czarnobiałe nieme filmy. Od ścian odbijała się muzyka, faceci i dziewczyny przyglądały im się badawczo.

Lydia chwyciła nadgarstek Lorelai i pociągnęła ja w stronę baru.

- Dwa razy... Manhattan – rzuciła Lydia do kelnera.

Facet zabrał się do przygotowywania drinków zbyt onieśmielony urodą Martin, żeby w ogóle zapytać, czy ma dwadzieścia jeden lat. Kiedy wzięły drinki zaczęły przeciskać się w kierunku wolnych hokerów przy barze.

- Gdzie reszta? – przekrzyczała muzykę Lorelai.

Lydia wzruszyła ramionami.

- Nie jestem pewna. Mówiłam, że tu będziemy, gdyby się zdecydowali, ale Liam nie ma nawet osiemnastki.

- My też nie – zauważyła Lor.

- Ale on wygląda jakby do osiemnastki brakowało mu jeszcze sześć lat – Lydia wyszczerzyła do przyjaciółki zęby i popijając powoli swojego drinka mówiła dalej. – Wiesz, jaki mam pomysł?

Lorelai nauczyła się już kiedyś, że to pytanie padające z usta dziewczyny pijącej Manhattan może prowadzić tylko do dwóch scenariusz. Scenariusz pierwszy – seks z przypadkowym gościem z baru. Scenariusz drugi – seks z Lor i przypadkowym gościem z tego baru. A Lor nie jest pruderyjna. Jednak kilka łyków pierwszego drinka to zbyt mało, by którykolwiek ze scenariusz się sprawdził, dlatego Lorelai pochylając się oparła brodę na dłoni i dała do zrozumienia, że słucha.

wolves of shadow and fire  - brett talbotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz