8.

69 9 6
                                    

Charytatywna impreza mikołajkowa mojej mamy prześladowała mnie od samego rana. Wszyscy zostali postawieni na równe nogi o szóstej rano, a dziś było to dla mnie wyjątkowym wyczynem zważywszy, że wróciłem do domu przed drugą. Z Nicholasem nie robiliśmy nic szczególnego prócz spaceru i rozmowy. Pozwolił mi się nawet wziąć za rękę co chyba mogłem postrzegać jako mój mały, prywatny sukces.

Po szybkim śniadaniu i oznajmieniu pani burmistrz, że nie mam dziś czasu jej pomagać przez cały dzień, bo muszę pracować przeszliśmy do wyczekiwanej przeze mnie awantury. Dzięki temu dowiedziałem się, że jestem niewdzięcznym darmozjadem, któremu w głowie tylko praca i randki. Mogłem nie wspominać, że jeszcze kilka dni temu sama pchała w moje objęcia choćby Adama, ale jednak to zrobiłem przez co chłopak taktycznie ewakuował się z moją siostrą i ojcem do salonu, a matka zapiekliła i zapowietrzyła tak, że to był moment na ewakuację. W innym wypadku nasza kłótnia trwałaby jeszcze godzinami i nic by z tego nie wyszło. Zabrałem firmowy sprzęt, obiecałem tacie, że pojawię się punktualnie na godzinę przed rozpoczęciem imprezy i uciekłem z domu. Tym oto sposobem wylądowałem jak zawsze w Słodkich Magnoliach pijąc kolejną, chyba już trzecią, kawę.

-Jeszcze raz poproszę pierniczkowe latte z podwójnym cynamonem - zwróciłem się do Nataniela i już wyciągałem kartę kiedy usłyszałem słowa, których nie powinien był wypowiadać.

-Nie sprzedam ci więcej kawy. Babcia mnie zabije jeśli zejdziesz mi tu na zawał.

-Zadzwonisz po karetkę.

-Przyjedzie za późno, szpital jest za daleko.

-Powiadomisz moją siostrę albo ojca.

-Nie zdążą. Mam za mało czasu by przywrócić ci pracę serca i nie mam do nich numerów telefonu.

-Możesz go wziąć z mojego telefonu.

-Logujesz się na odcisk palca i hasło, którego nie znam.

-Wygrałeś... Oczy mi się kleją, więc potrzebuję się rozbudzić. Uratowałbyś mnie taką jedną maleńką kawką... - popatrzyłem na chłopaka maślanymi oczyma, ale udawał niewzruszonego.

-Nie. Są inne sposoby na rozbudzenie.

-Próbujesz zaciągnąć mnie do łóżka? - nie wiem czemu, ale żartowanie z nim w ten sposób nie było dla mnie ani krępujące ani niezręczne.

-A jeśli tak to co? - przyciągnął mnie do siebie za sweter.

-Wybacz kochanie, ale jestem monogamistą - wymruczałem orientując się, że nasze usta dzielą milimetry i to mnie odrobinę otrzeźwiło z mojej senności.

-To dobrze. Zdrada nie jest niczym fajnym - Nataniel mnie puścił, a ja poczułem się dziwnie kiedy znalazł się tak daleko ode mnie.

-To prawda... W takim razie co polecasz?

-Zaraz przyjdzie babcia, więc proponuję spacer, lunch i opowiesz mi o swojej randce. Zostawisz rzeczy na zapleczu, w „gabinecie" babci a tam nie ma wstępu nikt oprócz naszej dwójki.

-Randka... randka... Cholera zapomniałem zaprosić Nicholasa na dzisiejszą imprezę.

-Leć, zadzwoń do niego, spakuj zabawki, a kiedy przyjdzie babcia pójdziemy najpierw na lunch. Zgłodniałem - jakby na zawołanie zaburczało mu w brzuchu, więc uśmiechnął się przepraszająco. -Wybacz, nie zjadłem dziś śniadania.

-Nic się nie stało. Zaraz będę.

Wróciłem do stolika po telefon i wybrałem numer chłopaka. Odebrał po trzecim sygnale i chyba ucieszył się, że zadzwoniłem. Chwilę pogadaliśmy o tym jak minął nam poranek, a w między czasie widziałem jak pani Grey przyszła do kawiarni, więc przeszedłem od razu do rzeczy. Szczęśliwie okazało się, że chłopak nie miał planów na wieczór i chętnie będzie mi towarzyszył. Życzyłem mu udanego popołudnia, umówiliśmy się, że odbiorę go spod ratusza i pojedziemy razem na miejsce. Wróciłem do środka, spakowałem rzeczy i Nataniel zaniósł je do „gabinetu" pani Grey. Aż byłem ciekaw tego miejsca i może któregoś pięknego dnia, jeśli w kawiarni będzie za głośno i tłoczno, skorzystam z oferty by się tam zaszyć. Kiedy chłopak zniknął na zapleczu zastanawiałem się gdzie mogę go zabrać na lunch i nie przychodziło mi do głowy inne miejsce, którego byłem od lat pewien jak knajpka u Betty, więc gdy tylko się zjawił ubrany z krótką puchową kurtkę, zielone rękawiczki i takiegoż samego koloru szalik od razu skierowałem się w stronę bistro.

-Dokąd mnie prowadzisz? - chyba wyczułem delikatną nutę niepewności w głosie Nataniela.

-Zobaczysz. Jesz mięso?

-Jem... A pytasz, bo...?

-Bo podają tam najlepsze steki w tym mieście. Uwielbiam to miejsce.

-Ale nie zabierasz mnie na randkę?

Odwróciłem się gwałtownie przez co chłopak wpadł w moje ramiona, więc objąłem go mocno by nie upadł. Przez moje ciało przeszedł dziwny prąd, a kiedy spojrzał na mnie spod firany długich gęstych rzęs tymi swoimi zielonymi oczami odniosłem wrażenie, że już gdzieś to spojrzenie widziałem. I tak jak myślałem, idealnie pasował do moich ramion.

-Chciałbyś? - wychrypiałem, bo nagle zabrakło mi tchu, a gardło miałem suche jak wiór.

-Czy co bym chciał? - widziałem, że nie może oderwać wzroku od moich warg.

-Pójść ze mną na randkę?

-Charles... umówiłeś się z kimś na dzisiaj...

I to mnie otrzeźwiło. Pozwoliłem Natanielowi wyswobodzić się z objęcia i postąpić krok do tyłu. Przyjemny prąd i uczucie ciepła tak nagle jak się pojawiły tak zniknęły.

-Tak, masz rację... - uśmiechnąłem się słabo choć wcale nie było mi do śmiechu.

-Chodźmy na ten lunch. Jestem potwornie głodny.

Nataniel zmienił temat, więc ta chwila już minęła bezpowrotnie i nagle uświadomiłem sobie, że nigdy nie czułem się tak jak chwilę temu.

Śnieg skrzypiał pod podeszwami butów, więc pewnie wieczór będzie mroźny. Muszę przypomnieć mamie by sprawdzili ogrzewanie, bo pamiętam jak któregoś roku o tym zapomnieli i nawalił piec. Ludzie okropnie później narzekali, że było zimno i faktycznie zebraliśmy mniej niż było potrzeba. Trochę słabo, że takie drobiazgi wpływają tak bardzo na ludzką życzliwość. Nie mogłem się powstrzymać i raz na jakiś czas spoglądałem na idącego obok mnie szatyna. Był milczący i nos schował w szaliku jakby chciał się ukryć przed światem.

-Jeśli powiedziałem coś złego...

-Nie, nie o to chodzi - natychmiast mi przerwał. -Chodzi o mnie, nie o ciebie.

-Wiesz, że to najbardziej oklepany tekst jaki powtarza się kiedy chce się z kimś zerwać? Właściwie ja nawet nie wiem jakiej jesteś orientacji...

-Jestem gejem, tak jak ty.

I teraz nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Część mnie wiedziała, że już się z kimś umówiłem na randkę, ale inna część, jakaś mniejsza bardzo chciała to odwołać. Chciałem porwać tego chłopaka, przyprzeć do muru i zakosztować jego ust, a jednak coś mi mówiło, że to byłby bardzo zły pomysł. Westchnąłem i zdusiłem w sobie to pragnienie. A może tylko zepchnąłem je bardziej w głąb siebie? Nie wiem. Pewnie na dniach się o tym przekonam, a na razie steki u Betty. Zabiorę go na najlepszy obiad w mieście tak, że jego kubki smakowe przeżyją orgazm.

Żałowałem, że o tym pomyślałem, bo teraz widziałem chłopaka leżącego w moim łóżku z włosami rozrzuconymi na poduszce, z zaróżowionymi policzkami i kusząco rozchylonymi wargami jakby zapraszały do pocałunku. Uspokój się Charles! Wieczorem masz randkę z uroczym chłopakiem i to na nim powinieneś się skupić. Nataniel owszem jest na wyciągnięcie ręki, ale wyraźnie dał ci do zrozumienia, że nie jest tobą zainteresowany, więc bądź uprzejmy nie pchać się tam gdzie cię nie chcą. Miej odrobinę honoru, a przynajmniej przyzwoitości. Rozumiem, że brakuje mi seksu i szatyn ma naprawdę zachęcająco okrąglutkie, jędrne pośladki, ale opanuj się. Jeśli dobrze pójdzie wrócisz do domu z Nicholasem. W trakcie pocałunków zdejmiesz z niego okrycie wierzchnie, pewnie kilka razy potkniecie się na schodach robiąc hałas i budząc cały dom, więc weźmiesz jego nogi i opleciesz się nimi w pasie przy okazji robiąc na odsłoniętej szyi malinki, a potem gdy dotrzecie do twojej sypialni i rzucisz go na łóżko by... Adam... Na śmierć zapomniałem, że Adam chwilowo mieszka ze mną w mojej sypialni, więc perspektywa seksu zaczęła się desperacko oddalać. Byłem tak pochłonięty własnymi myślami, że niemal przeoczyłem bistro Betty. Na szczęście w porę się otrząsnąłem i już po chwili siedzieliśmy w roku przy stoliku nakrytym kraciastym, biało niebieskim obrusem.

Świąteczne randkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz