20.

65 9 0
                                    

Dwudziesty grudnia. Zostało pięć dni do świąt, a ja już miałem wolne. Skończyłem wszystkie spotkania z klientami, omówiliśmy strategie działania, przeanalizowaliśmy umowy, wysłałem poprawki, który były konieczne i miałem wolne... Problem z tym, że nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Od ostatniego spotkania nie byłem w Słodkich Magnoliach. Czasem Adam, czasem rodzice przywozili mi kawę albo coś słodkiego, ale sam nie miałem chyba odwagi tam pójść. Właściwie to kilka razy zajechałem w okolice, ale nawet nie wyszedłem z samochodu. Zrezygnowałem widząc roześmianych Nataniela z Maksem, dobrze się razem bawili i nie chciałem by po mojej wizycie humor chłopaka się pogorszył. Odjechałem totalnie nieusatysfakcjonowany tym, że Pan Wspaniały Terapeuta mógł przebywać z szatynem, a jego obecność nie była niepożądana.

Pewnego dnia jednak Maks wyjechał o czym raczyła mnie poinformować Alex. Prawie się wtedy poderwałem do biegu, ale przypomniawszy sobie zbolałe spojrzenie jakim obdarzył mnie tamtego poranka Nataniel z prędkością światła ponownie usiadłem na dupie. Adam tylko się na mnie popatrzył i nie powiedział nic. Wiedziałem, że rozmawiają, słyszałem nawet kilka razy przez przypadek jak mówił o tym Patrickowi, ale o nic go nie pytałem. Stone miał przyjechać do nas dwudziestego trzeciego wieczorem, by następnego dnia pomóc nam w ostatnich przygotowaniach do wielkiej bożonarodzeniowej „gali".

Właśnie... uświadomienie sobie, że spotkam Nataniela na imprezie charytatywnej sprawiło, że zapragnąłem zapytać matkę czy moja obecność jest tam konieczna. Nie chciałem by chłopak czuł się niekomfortowo z faktem, że jestem gdzieś w pobliżu i może mnie spotkać. Skorzystałem z okazji, że jeszcze byliśmy sami, no może nie do końca, bo Adam pomagał nam dekorować ciasteczka, i postanowiłem porozmawiać na ten temat z moją rodzicielką.

-Jesteś pewna, że muszę pojawić się na tej imprezie? - zapytałem z nadzieją, że mi odpuści.

-Oczywiście, że tak. Każda para rąk jest na wagę złota - z chirurgiczną precyzją rozwiała moje nadzieje tak jak robiła to przez całe lata. -Pomożesz przy wydawaniu posiłków dla ubogich i bezdomnych.

Świetnie, więc będę stał centralnie na wprost wejścia, więc nie ma szans by ktokolwiek mnie nie zauważył... Po prostu bosko, właśnie o tym marzyłem...

-Może jednak mógłbym zająć się czymś innym?

-Nonsens! Jesteś przystojny, reprezentacyjny i jesteś moim synem, więc twoje zaangażowanie na linii frontu z pewnością przysłuży mi się w najbliższej kampanii.

No oczywiście, że tak... Syn gej, będący partnerem w jednej z największych kancelarii w stolicy, dobrze zarabiający zawsze jest świetną rodzinną wizytówką na dwa lata przed nową kampanią... Mogłem się tego spodziewać, a jednak ubodło mnie to.

-Może ja mogę pomóc? Albo zastąpię Charlesa? - zaproponował Adam.

-Nie ma mowy - odpowiedziała kategorycznie. -Nie będziesz stał w przeciągu na wprost wejścia. Jeszcze się rozchorujesz.

-Ale Charles...

-Nie ma o czym mówić, to już postanowione.

Adam popatrzył na mnie i powiedział nieme: Próbowałem. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością wiedząc, że jeśli Marta Bloom sobie coś postanowiła to choćbyś przedstawił jej najbardziej logiczne argumenty ona i tak zrobi po swojemu. Wróciłem do ozdabiania swoich ciastek i już nie próbowałem wracać do z góry przegranej sprawy.

Teoretycznie mógłbym się z kimś umówić... Nawet odpaliłem Planetę... Przejrzałem wszystkie wiadomości jakie się pojawiły, ale żadna z nich mnie nie zachwyciła. Właściwie to co by mi dało pójście z kimś na randkę? Poza tym gdyby Nataniel mnie zobaczył to co by pomyślał? W zasadzie nie wyznałem mu swoich uczuć, ale... Nie czułem by moje zachowanie byłe fair w stosunku do niego.

Świąteczne randkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz