23.

54 10 2
                                    

Wigilia. Od wczesnego ranka trwały gorączkowe przygotowania do wieczornego przyjęcia. Powoli dekorowano znów salę, nakrywano obrusami stoły, sprawdzano po raz pięćdziesiąty piąty ilość sztućców i zastawy, liczono krzesła i wszystko po to by nie zabrakło miejsca dla nikogo głodnego i zmarzniętego. Pewnie gdybym nie był tak bardzo pochłonięty swoimi myślami mógłbym poczuć przyjemną, świąteczną atmosferę. Z pewnością dostrzegłbym również, że Adam krąży z nosem na kwintę pomiędzy stolikami. Coś było nie tak i za wszelką cenę próbowałem sobie przypomnieć o czym zapomniałem.

Byłem niezwykle niepocieszony, że mój umysł nie pracował tak sprawnie jak zazwyczaj i trochę plułem sobie w brodę, że nie mogłem zostawić za sobą sprawy z Natanielem. Wciąż siedział mi w głowie jego obraz leżącego na kanapie z przesłoniętymi oczami. Nie mogłem też wyrzucić z pamięci rozrzuconych butelek i blisterów po lekach przeciwbólowych. Coś było nie tak i bardzo mnie to martwiło. Mimo wszystko nie wiedziałem jak mógłbym z nim o tym porozmawiać, nie byliśmy jeszcze na takim etapie znajomości. Właściwie miałem wrażenie, że przeżywamy regres. Nie żeby nasza relacja była na jakimś mocno zaawansowanym etapie, ale boję się, że jest jednak gorzej niż pierwszego dnia kiedy tu przyjechałem.

Westchnąłem ciężko i zerknąłem w stronę choinki. Niedaleko stał Adam nadal z nosem zwieszonym na kwintę. O czym ja do cholery zapomniałem?... I nagle mnie olśniło. Zerknąłem szybko na swój telefon. Nawet nie wiem kiedy wyłączyłem dźwięki. Mogło to być jakoś przy śniadaniu kiedy moja najdroższa rodzicielka zrobiła mi tyradę by go wyłączyć. Nie moja wina, że klienci czasem dzwonią do mnie w najmniej dla niej pożądanym momencie, ale ja wciąż pracuję. Pomimo tego, że nie muszę tkwić przyklejony do poczty i dokumentów to telefony od klientów odbierać muszę. Wiem, że jej się to nie podoba, ale nie mogę nic na to poradzić. Doskonale wiedziała jak wygląda moja praca. Sama była prawnikiem nim została burmistrze, więc powinna mnie teraz lepiej zrozumieć. Powinna... to słowo klucz... Niestety ja zupełnie nie wiem o co jej chodzi z tym nieustannym czepianiem się, że ja za dużo pracuję i nie mam dla nikogo czasu.

Zerknąłem na telefon. Miałem pięć nieodebranych połączeń od Patricka, więc postanowiłem szybko oddzwonić i dowiedzieć się co się stało, że jeszcze go nie ma. Odebrał dopiero po pięciu sygnałach kiedy już zamierzałem się rozłączyć.

-Przepraszam, ale zostawiłem samochód przy dystrybutorze kiedy poszedłem zapłacić - zaczął jak gdyby nigdy nic. -Jestem już w połowie drogi. Powiedz Adamowi, że się spóźnię i nie mogłem się do niego dodzwonić. Do ciebie zresztą też nie.

-Wybacz, wyłączyłem dźwięki. Będziesz mniej więcej za...

-... za godzinę - przerwał mi bezceremonialnie. -Drogi są niemożliwie śliskie.

-Przyjąłem. W takim razie do zobaczenia.

Rozłączyłem się i od razu skierowałem się w stronę drobnego kłębka nerwów. Położyłem Adamowi dłoń na ramieniu i szepnąłem mu do ucha tak by nie słyszeli nas inni:

-Patrick się spóźni. Coś go zatrzymało w firmie, ale jest już w połowie drogi.

Czułem jak napięte ciało chłopaka momentalnie się rozluźnia a delikatny rumieniec wypłynął na policzki. Wyglądał tak uroczo i może nieco żałowałem, że na początku nam nie wyszło, ale teraz... Teraz na moim horyzoncie majaczył nikło Nataniel, a moje trzewia paliła potrzeba zdobycia go by go chronić i móc kochać. Chyba właśnie zdałem sobie sprawę, że jeśli mnie ponownie odepchnie to jestem skłonny zadowolić się samą przyjaźnią, jeśli tylko jej zechce. To chyba był pierwszy raz w życiu kiedy świadomie decydowałem się na potencjalne zranienie byle by mężczyzna, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca był szczęśliwszy. Nawet jeśli to będzie bolało, nawet jeśli będę widział go szczęśliwego w ramionach Maksa...

Świąteczne randkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz