Część I: Rozdział VII

101 3 7
                                    

OD AUTORKI

To jest chyba na razie najdłuższy i najbardziej przykry rozdział :(

***

Jakby każdy dzień wyglądał tak samo.

Pobudka.

Leki.

Może telefon? Nie, nie masz ochoty.

Samolot.

Drzemka.

Do nowego hotelu.

Na stadion.

Próba dźwięku.

Koncert.

(Jest świetnie, dopóki nie zdajesz sobie sprawy, że ci wszyscy ludzie cię nienawidzą)

Schodzisz ze sceny.

Do hotelu.

Na przyjęcie.

(Pijesz, nudzisz się, masz ochotę komuś przywalić)

Telefon.

Leki.

Kładziesz się spać

(Nie możesz zasnąć)

I tak w koło kurwa Macieju.

***

Pierwszy raz od początku tej trasy Axl obudzil się nie pamiętając gdzie. Dopiero niedawno wylecieli z kraju i nie mógł już uznać, że znajdował się "w Stanach", gdziekolwiek dokładnie nie było ważne. Liczyło się, że wciąż w tym samym kraju. Mógłby wtedy wypożyczyć auto i pojechać nim do L.A. najprostszą drogą, autostradą, żeby nikt nie stawał mu na drodze. Teraz od domu dzielił go ocean i jeszcze trochę.

Nagle nie czuł się już tylko melancholijny, tęskniący za domem. Te uczucia uleciały z niego jak z przeciekającej szklanki. Poczuł się pusty.

Obudził się dość wcześnie, dwa dni pod rząd mieli mieć koncerty w tym samym miejscu, więc nie musiał się martwić i spieszyć na samolot. Mógłby wykorzystać jakoś ten czas, wyjść spotkać się z kimś (może ze Slashem?), pozwiedzać miasto, cokolwiek! Mógłby chociaż podnieść się z łóżka i włączyć telewizor. Ale nie, nie miał na to siły. Jak na ironię, przejście przez pokój było dla niego równie trudne co przyznanie, że nie może tego zrobić. Leżał w pościeli, czując jak coraz bardziej zapada się w materac i wtedy przypomniał sobie, że wieczorem ma pieprzony koncert (nie zapomniał o nim wcześniej, ale świadomość tego dopiero teraz wróciła). A co jeśli by tam teraz umarł? Czy wypchnęliby truchło na scenę i kazali mu śpiewać? Ludzie pewnie umarliby ze śmiechu. Cel osiągnięty, rozbawił ich. Pieniądze zarobione. Tym przecież właśnie był: rozrywką. Równie dobrze mogliby go zabić...

Telefon zadzwonił, ale Axl nie odebrał. To I tak mógł być co najwyżej Doug, i Axl wiedział że jeśli menedżer naprawdę będzie czegoś chciał to przyjdzie do niego osobiście. Ale dopiero teraz zdał sobie sprawę jak blisko stał telefon, tuż obok na stoliku nocnym, właściwie na wyciągnięcie ręki.

Sięgnął po niego, jednak nie od razu udało mu się zadzwonić (prawie zapomniał własnego numeru domowego). Połączenie zostało odebrane niemal od razu, zbyt prędko i Axl nie zdążył nawet przemyśleć, co miał zamiar powiedzieć (jakby potrzebował jakiegoś planu na rozmowę z Izzym!).

- Halo? - odezwał się zaspany głos, za którym Axl tak bardzo tęsknił.

- Hej, Izzy! Jesteś zajęty? - zapytał dla pewności.

- Nie, dopiero się obudziłem.

W Los Angeles musiało być więc wcześnie rano.

- Jesteś nadal w łóżku?

Use Your IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz