Część II: Rozdział XI

70 3 2
                                    


OD AUTORKI

Jak wam mija czerwiec? Mój jest na razie zajęty, ale za to w wakacje będę pewnie mieć masę czasu na pisanie 🙂🙂

Rozdział z braku czasu w 90 % pisany na komórce, więc przepraszam za błędy i moją autokorektę. Jak coś będzie niezrozumiałe to dajcie znać!

Mam nadzieję, że będzie taki zły 😅😅 W razie czego postaram się go naprawić przed napisaniem następnego rozdziału (został tylko jeden i epilog)

Enjoy!

***

(Siedzieli na torach, tuż za Lafayette, dzieląc się małą puszką piwa i papierosami. Nikt rozsądny nie chodził tam o tej porze roku, zaczynał się sezon łowiecki, a miejsce znajdowało się między lasem a i tak lekko zalesionym terenem. Wystarczyłby nieodpowiedni człowiek ze strzelbą, a jeden z nich mógłby już więcej nie wstać na nogi. Pewnie nawet uznaliby to za wypadek. Jeden śmieć mniej w tym ukochanym przez Boga i zasranym przez krowy mieście...

Bill odchylił się, kładąc na torach plecami. Unosił jedynie rękę, w której trzymał papierosa, kruszącego się powoli jasnym popiołem na jego jaskrawo niebieskiej kurtce. Za małej na niego i mocno zużytej.

- Zamarzniesz - wypomniał Jeff, szturchając rudzielca w bok. Jego wargi wygięły się w krzywym uśmieszku, ale oczy pozostały zamglone, smutne. Stal torów była lodowata. Jeff odwrócił się, aby się nie gapić.

Przez chwilę jedynym dźwiękiem, który słyszeli był szum wiatru, brzmiący tu prawie jak muzyka. Jeff wsłuchał się w niego, nucąc cicho piosenkę, którą słuchali wcześniej, kiedy Bill mruknął coś niewyraźnego.

- Hm? - Odwrócił się w jego stronę. - Mówiłeś coś, Billy?

- Nie. Tak jakby...

- Jakby? - powtórzył Jeff, unosząc brew. Chciałby położyć się tuż obok Billa, ale miał dość rozumu, aby tego nie robić.

- Tylko myślałem głośno - wyjaśnił.

No tak, czasem mu się to przytrafiało. Czasami częściej niż zwykle.

- O czym? - zapytał Jeff. Bill patrzył na niego tak beznamiętnie. - O czym myślałeś?

Bill odwrócił wzrok, jakby poczuł się zawstydzony. Wyciągnął rękę nad głowę, chwytając się drugiej części torów. Nie miał rękawiczek.

- Chyba... Wiesz... - mówił, kiedy obaj patrzyli na jego nagą dłoń. Kurtka podwinęła się lekko, ukazując cienką koszulę, za cienką na zimę. - Mógłbym nie żyć, wiesz...

To nie było pytanie. Nie brzmiało tak, nie mogło być. Gdyby jednak nim było Jeff nie miałby pojęcia jak na nie odpowiedzieć.

- Co? - zapytał głucho. Billy nie wyglądał na chętnego do odpowiedzi, ssąc nerwowo dolną wargę. - Bill, co ty pierdolisz?

- Nic! - warknął, siadając w końcu. - Tak sobie myślałem...

- O śmierci? Chcesz, żeby cię pociąg rozjechał? Dlatego tu przyszliśmy?- Bill wyglądał na zranionego i zniechęconego tą nagłą natarczywością i dlatego Jeff poczuł się winny. Wziął głęboki oddech. - Bill...

- Nie, nie o to mi chodziło - burknął. - Nie że chcę umrzeć, Jeff... ale mógłbym nie żyć. Po prostu nie istnieć. Nigdy się nie urodzić. Wszyscy byliby szczęśliwsi.

Jeff mógłby zapytać o czym Bill mówił i zapewnić go, że to nieprawda, ale widział w jego tonie głosu i zachowaniu, że było to coś, o czym często ostatnio myślał.

Use Your IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz