Był sam - jeśli nie w każdym znaczeniu tego słowa to w tym najważniejszym, ponieważ, mimo że zawsze był ktoś obok - czy to zalewający go tłum ludzi na londyńskich ulicach, Erstworth mamroczący do siebie i swojego kota podczas pracy czy Oli i dwójka bliźniaków, którymi często zajmował się, pomagając Monice, to jednak wciąż czuł się samotny, zagubiony w historii świata zbyt obszernej i pełnej detali by udało jej się nie przeoczyć młodzieńca mieszkającego na drugim piętrze zielonej kamienicy ze swoim Golden retrieverem. W wieczory takie jak ten - gdy śnieg sypał za oknem, a płomienie świec tańczyły wesoło na parapecie, a on właśnie wrócił do mieszkania i skończył mierzwić złotą czuprynę swojego czworonożnego przyjaciela, kiedy patrzył jak znika w salonie, zajmując się swoimi zabawkami i zostawiał go samego w przedpokoju z zaplątanym na szyi szalikiem i rozpiętym do połowy płaszczem, przypominał mu się cytat Richarda Sikena. "Zawsze będziesz samotny, a potem umrzesz" - w równym stopniu znienawidzone i zrozumiane przez niego słowa odbijały się od ścian jego umysłu bez końca niczym zdarta płyta. Nie chciał w nie wierzyć, jednak z każdym kolejnym rokiem jego nadzieja zdawała się blaknąc coraz bardziej - niczym okładki nieczytanych przez nikogo magazynów w kiosku, które w końcu zostają ściągnięte z wystawy i wyrzucone do kosza, zanim ktokolwiek miał ochotę je przeczytać.
W końcu ściągał buty, rozwiązywał szalik, wieszał płaszcz na haczyku i zalewał herbatę gorącą wodą, po czym obejmując kubek zmarzniętymi dłońmi, wciskał się w kąt kanapy, marząc o tym, o czym nie powinien. Nawet jeśli starał się skierować swoje myśli w inną stronę, prędzej czy później zawsze uciekały mu one w znanym sobie kierunku, biegnąc wydeptaną ścieżką w stronę Lysandera nim zdążył je złapać. I zanim się obejrzał, mógł jedynie przyglądać się jak zaciskają dłonie na połach jego płaszcza, chowając twarz w jego piersi. Chciał komfortu, jaki przynosiła obecność drugiego chłopaka, bezpieczeństwa, jakie udało mu się znaleźć jedynie w jego ramionach, pewności, ze jego słowa i uczucia nie będą błądziły niezauważone przez nikogo. Nie wiedział kiedy zaczął go kochać ani który moment był ostatnim, by móc zrobić krok wstecz, jednak niczego nie był równie pewnym jak tego, że to uczucie nigdy nie zniknie. Być może kiedyś nauczy się znosić ten ból, jednak on wciąż tam będzie niczym drzazga przykryta nową warstwą skóry. Ból nigdy nie łagodnieje, to człowiek musi stać się silniejszy od niego, a Ethan nie był pewny czy da sobie z tym radę. Czasem kiedy wieczór zamieniał się w noc, przechodząc na palcach pod jego oknami, Ethan myślał o tym, jakim cudem udało mu się pokochać kogoś z tak pesymistycznym podejściem do życia, kogoś, kto potrafił odepchnąć innych zaledwie kilkoma słowami, kogoś tak narcystycznego i...
Kiedy chował twarz w dłoniach docierało do niego jak bardzo Lys się przy nim zmieniał. Kim stanie się bez niego? Być może oboje potrzebowali siebie nawzajem równie mocno.
Siedząc teraz na wysokim stołku w antykwariacie, Ethan był niezwykle cicho, zagubiony w swoich myślach jak zwykle w ostatnim czasie. Jedynymi dźwiękami przypominającymi o jego obecności były te rozsypujące się niczym iskry pod czubkiem śrubokrętu, którym żłobił w drewnianym zegarze zdobienia podobne do tych, jakie przedstawiał leżący obok szkic. Zwykle Erstworth byłby zadowolony z takiego stanu rzeczy, ciesząc się, że nie musi słuchać jego niekończącej się paplaniny i uciszać go raz za razem bez większego efektu. Teraz jednak gdy każdy kolejny dzień upływał im w pustej ciszy, mężczyzna zaczynał tęsknić za tym co wcześniej grało mu na nerwach. Co jakiś czas zerkał na swojego podopiecznego znad swojej pracy, mrużąc pokreślone zmarszczkami czoło. Nawet jeśli Ethan tak często doprowadzał go do szału swoim potokiem myśli, widok pozbawionego energii chłopaka, których zwykle miał jej w nadmiarze, drażnił Erstwortha jeszcze bardziej. Może i stało się coś złego, ale przecież go ostrzegał - nie raz, nie dwa - a zdawać by się mogło tysiąc. Poza tym wszystko mogłoby się skończyć o wiele gorzej. Tymczasem śledztwo ominęło drzwi antykwariatu szerokim łukiem, skupiając się na Baltimorze tak jakby policja od dawna czekała na jakikolwiek powód, by móc zobaczyć go za kratkami. Upiekło im się. Z każdym kolejnym dniem szum w gazetach cichł i niedługo już morze będzie spokojne i znowu będzie można wypłynąć na otwarte wody. Tymczasem trzeba było jak najlepiej wykorzystać przystanek w porcie. Ertworth podniósł wzrok, ponownie przyglądając się dzieciakowi, który był dla niego jak własne dziecko. Zdawało mu się, że widział jego sweter dzień wcześniej, dwa dni wcześniej, może cztery dni pod rząd, może sześć. Potargane loki opadały mu na oczy, dłuższe niż zwykle i Erstworth niemal słyszał mamrotanie Moniki na temat nożyczek. W ostatnim czasie Ethan był strasznie oderwany od rzeczywistości, mniej spostrzegawczy, dużo mniej sprytny i pomysłowy. Mężczyzna westchnął, zerkając w stronę szuflady, w której zakopana pod stosem narzędzi spoczywała koperta wręczona mu kilka dni wcześniej przez właściciela teatru. Wyciągnął ją teraz niechętnie, po raz ostatni obracając ją w dłoni, zanim położył ją na ladzie obok Ethana.
CZYTASZ
High Hopes [ boyxboy ]
DiversosLys jest dzieciakiem z bogatej rodziny z przyszłością zbudowaną z pomysłów, które nie należą do niego w świecie, którym rządzą wpływy i pieniądze. Ethan jest oszustem i złodziejem, bez przeszłości i chęci wyobrażania sobie tego co mogą przynieść mu...