Some people are artists, some, themselves, are art

1K 102 58
                                    

"Pamiętam, jak mówił, że pęknięcia i rysy to najciekawsza i najlepsza rzecz w moim portfolio. Może tak samo jest z ludźmi, z ich pęknięciami i rysami."

Każdy z nas jest na swój sposób szurnięty. Jedni trochę bardziej. Inni trochę mniej. Pierce właśnie przebiegał przez ulicę, nie zwracając uwagi na wściekłego kierowcę, który zaciekle walił w klakson. On trochę bardziej. On jest zdecydowanie trochę bardziej szurnięty od całej reszty. Jeszcze jeden obrót na chodniku przed wystawą sklepu muzycznego. Ramiona szeroko, wzrok wlepiony w zachmurzone niebo. Okulary przeciwsłoneczne na nosie i szeroki uśmiech. Buty stworzone do chodzenia po galeriach sztuki, wytrenowane do tańca i długich spacerów, do wyścigów z kierowcami autobusów i właścicielami sklepów, do biegania po krzywych schodach, przeskakiwania przez kałużę i chlapania na przechodniów. Stary telefon w kieszeni nie potrafił robić dobrych selfie. Słuchawki, jak zwykle uszkodzone w kilku miejscach, co chwilę urywały kilka sekund z każdego utworu. Płaszcz porwany przy rękawach, ale ukochany. Zdjęcia z gazet w kieszeniach. Inny świat w myślach, inny dookoła. Ten pierwszy ciekawszy. Nikt go nie rozumie? I dobrze. Nikt nie popiera? Niech będzie. Nikogo nie ma obok? Tak ma być.

Nie zrozumiesz. Nikt nie rozumie. Ale co z tego? Kogo to problem? Raczej twój. Na pewno nie jego.

Promienie słońca wychylającego się zza chmur tańczą na oprawkach jego okularów. Panie i panowie... "Życie to scena". Zacznijcie grać ciekawsze historie, albo na Sądzie ostatecznym wszyscy umrzemy z nudów.

Ethan zatrzymuje się na schodach muzeum, kłaniając się znajomej replice Wenus z Milo, po czym wchodzi do środka.

***

Lys zawsze wierzył, że ludzie od czasu do czasu potrzebują nasycić swoje myśli sztuką. Artystycznie się wyciszyć i wejść w głąb niemej opowieści, jaką ukazywały obrazy. Srebrnowłosy miał słabość do obcowania ze sztuką. Najbardziej cenił sobie właśnie wielkich malarzy, którzy w niewielkiej ramie zamykali cały świat i tworzyli nową rzeczywistość. Jako dzieciak ciągnął swoje opiekunki do galerii sztuki i muzeów tak często, że ochroniarze zaczęli go zapamiętywać i z uśmiechem wpuszczać nawet do niedostępnych powszechnie ekspozycji. Gdy Lys dorastał, zaczął się jednak zastanawiać, czy to nie jego nazwisko decydowało o tak dużej życzliwości.

Nikt jednak nie rozumiał jego zamiłowania do malarstwa. Godzinami przesiadywał w National Gallery podziwiając obrazy Klimta, Vincenta, Rembrandta i innych wybitnych twórców. Uciekał wtedy przed opiekunkami i chował się w najdalszych zakamarkach, gdzie siadał na podłodze i wymyślał fantastyczne historyjki do każdego obrazu. Przebywając wśród namalowanych postaci nie czuł się taki samotny.

Teraz Lys potrzebował znaleźć się w znajomym, bezpiecznym miejscu. Krążył po korytarzach galerii, doskonale wiedząc w którą stronę idzie. Przepychał się między tłumem turystów i wycieczek. Och tak, tego najbardziej nie lubił w tym miejscu. Skręcił w kolejny zaułek i znalazł się w mniejszej sali o granatowych ścianach. Odetchnął cicho. Większość odwiedzających zmierzała do działów z najbardziej znanymi obrazami - "Słoneczniki" Van Gogha, "Madonna w grocie" Rafaela i niezliczone szkice i rysunki Leonarda da Vinci. On preferował nieco mniej znanych twórców.

"Ostatnia droga Temeraire'a" Williama Turnera od dzieciństwa go interesowała. Lubił patrzeć na każde nierówne muśnięcie pędzlem, na zaschniętą, żywą farbę i dopowiadać sobie historię do każdego szczegółu. Często musiał się powstrzymywać przed dotknięciem tego dzieła choćby opuszkami palców, sprawdzenia czy te chmury na niebie są tak puszyste i delikatne na jakie wyglądają...

High Hopes [ boyxboy ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz