Przeczytał kiedyś, że autor książki z XX wieku zabije głównego bohatera jednym zdaniem, żeby kolejne kilka stron poświęcić na opis ulicy. Stojąc teraz na jednym z londyńskich skrzyżowań i obserwując cały ten otaczający go zgiełk, zastanawiał się nad tym jak łatwo świat przechodzi nad ludzkimi tragediami do normalności. Wyminięcie rozpaczy musiało być dla niego gestem tak odruchowym jak poprawienie okularów na nosie bądź zapalenie zapałki. Jak kruche było wszystko, co człowiek budował latami, jak ulotne uczucia, które miały trwać wiecznie. A ból, który miał blednąć z czasem, trwały jak skalne mury. Ethan przycisnął dłoń do piersi, przytrzymując szalik, który wiatr rzucał mu w twarz, zasłaniając widok. Południe już dawno minęło i chłopcu udało się wcześniej skończyć zadanie poświęcone mu przez Erstwortha. Kilka godzin malowania antycznych zegarów zostawiło na jego policzku, skroni i dłoniach ślady świeżej farby. Był zmęczony, ale nie miał ochoty wracać do mieszkania. Włóczył się więc bez celu po mieście, aż nogi zaprowadziły go same do miejsca, w którym na rogu kamienic znajdowała się znajoma kawiarnia. To w niej - w zdawać by się mogło - poprzednim życiu siedział naprzeciwko Lysa, wyznaczając warunki tamtej nieszczęsnej umowy. Teraz sam widok miejsca sprawił, że Ethan był rozdarty między ucieczką a wejściem do środka i otuleniem się wspomnieniami. Będzie bolało. Musiało boleć - taka była cena straconego szczęścia. Wspomnienia dobrych chwil zawsze bolały stokroć mocniej od tych złych. Uciszając głos zdrowego rozsądku, popchnął ciężkie drzwi, witany zapachem gorącej czekolady i korzennych przypraw.
Wytchnienie przyszło razem z widokiem chłopaka zajmującego jeden z foteli w rogu sali. Sprawiał wrażenie, jakby również dopiero co tu przyszedł. Z przekrzywionym na szyi szalikiem, rozpiętym płaszczem i wpadającymi do oczu kosmykami wyglądał jak ktoś, komu można potargać włosy i ujść z tym na sucho. Ethan właśnie odbierał swoją czekoladę, kiedy zobaczył kątem oka, jak macha w jego stronę. Na stoliku, przy którym siedział stały dwa kubki po kawie, z których jeden wylał się wcześniej na jeden z otwartych zeszytów. James zawsze pił za dużo kawy, mimo że niemal za każdym razem kiedy szatyn go spotykał, obiecywał, że to już ostatnia.
Gdyby Ethan wpadł na niego w teatrze, chłopak składałby się z samych wystudiowanych gestów, krzywych uśmiechów i pewności siebie, która dla każdego nieznajomego wyglądała niezwykle autentycznie. Gdy jednak spotykał go w ich ulubionej kawiarni, James nie onieśmielał go tak bardzo. Tutaj był po prostu studentem, który nie miał pojęcia, co wyprawia ze swoim życiem, wiecznie roztargnionym i topiącym kolejne zeszyty i książki w kawie.
- Już myślałem, że naprawdę udało ci się rzucić nałóg - uśmiechnął się, gdy Ethan zajął fotel przy jego stoliku. - Bogu dzięki, że się myliłem. Zacząłem się zastanawiać nawet czy nie przysłać ci kuriera z kilkoma kubkami.
- Miło mieć znajomych, którzy cię wspierają - odpowiedział Pierce, zapadając się w fotel i tonąc w nim, marząc, by stać się jego częścią - czymś co po jakimś czasie zostanie wymienione na nowe i odstawione do piwnicy bez zbędnych uczuć. Czymś, co nie będzie pamiętać.
Tymczasem jeden kącik ust Jamesa uniósł się nieco wyżej niż drugi, łokieć został oparty na podłokietniku, głowa odchyliła lekko do tyłu, a ciemne oczy przyglądały się szatynowi z cieniem przebranym w rozbawienie.
- Powinienem ci oddać swoją ostatnią rolę. Wyglądasz jakby twój świat się kończył.
- Dostrzegam w tobie pokłady empatii - odciął się Pierce. - Kogo grałeś?
- Merkucja - odpowiedział i uśmiech spłynął z jego oczu, omijając wargi. Ukrywanie uczuć za fałszywymi uśmiechami było dla niego tak charakterystyczne, że Ethan pomyślał o tym, kiedy zobaczył go po raz pierwszy.
CZYTASZ
High Hopes [ boyxboy ]
RandomLys jest dzieciakiem z bogatej rodziny z przyszłością zbudowaną z pomysłów, które nie należą do niego w świecie, którym rządzą wpływy i pieniądze. Ethan jest oszustem i złodziejem, bez przeszłości i chęci wyobrażania sobie tego co mogą przynieść mu...