The night we met

815 86 70
                                    

Obudziło go ciche brzęczenie telefonu. Z zamkniętymi oczami sięgnął po komórkę.

- Kimkolwiek jesteś, jeśli nie masz dobrego powodu, aby budzić mnie w środku nocy, to wiedz, że cię znajdę i zabiję - wymamrotał, odgarniając niesforne kosmyki z czoła.

- Lys! Stary, musisz natychmiast przyjechać - usłyszał rozemocjonowany głos Seana i wyprostował się gwałtownie. - Jest problem.

- Co się dzieje? Gdzie jesteś? - zapytał, starając się skupić myśli. W tle słyszał drażniącą muzykę i głośne rozmowy innych osób. Wstał z kanapy i zaczął chodzić niespokojnie po pokoju.

- Twój chłopak jest w tarapatach - odpowiedział jego kuzyn, a Lys ze świstem wypuścił powietrze. - Jestem w klubie i spotkałem Ethana. Siedzi z jakąś dziwną grupą... Wydaje mi się, że coś jest nie tak.

- Mówiłem ci, że nie mam żadnego chłopaka - warknął. W myślach wyobraził sobie jak zrzuca Seana z wieżowca za obudzenie go z takiego powodu. - Ethan jest dorosły i świetnie sobie poradzi. Nie jestem jego cholerną niańką...

- Lys, naprawdę jest źle - przerwał mu i ściszył głos. - Nawet jeśli nie jesteście razem, to myślałem, że się przyjaźnicie i ci na nim zależy.

Srebrnowłosy miał już się kłócić, że z Ethanem łączy go tylko wzajemna niechęć, ale Finn właśnie wskoczył na stół i spojrzał na niego zmartwiony. Chłopiec westchnął cicho.

- Wyślij mi adres - poddał się. - Zaraz będę.

Neony klubu wabiły przechodniów różowym i fioletowym światłem, zapraszając ich na chwilę zapomnienia z muzyką, wirującym tłumem i kolorowymi drinkami, przez które Ethan wplątał się w kłopoty. Chłopiec siedział właśnie w loży przy jednym ze stolików ulokowanych  w pobliżu baru - co nie byłoby wcale takie złe, gdyby tylko był tam sam, a nie z podejrzanym towarzystwem, które z jakiegoś powodu nie chciało pozwolić mu odejść. Za każdym razem kiedy szatyn próbował wstać ze swojego miejsca, siedzący obok chłopak skutecznie mu to uniemożliwiał. Być może ucieczka byłaby łatwiejsza gdyby cały świat nie zamienił się w jedną, wielką karuzele, albo gdyby jego znajomy nie zniknął bez zapowiedzi, zostawiając go samego.

Pierwszym, co Lys zobaczył po wejściu do klubu były rażące światła i tłum tańczących ludzi. Owinął się szczelnie płaszczem i zaczął przeciskać się między rozgrzanymi, spoconymi ciałami. Nie ukrywał swojego zniesmaczenia i grymas natychmiast pojawił się na jego twarzy. Z daleka starał się dostrzec Seana bądź Ethana. Rozglądał się uważnie po lokalu, a jaskrawe kolory przyprawiły go o ból głowy. Stanął przy jednym z filarów, by pozbierać myśli i się uspokoić. Zerknął z nadzieją w stronę kolorowych kanap i odetchnął z ulgą, gdy na jednej z nich zobaczył znajomego szatyna. Odepchnął się od kolumny i skierował się w jego kierunku.

- Zabawa skończona - odezwał się, kiedy tylko podszedł na tyle blisko, by zobaczyć niepokój w znajomych, zielonych oczach. - A ten dzieciak idzie ze mną - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu, wskazując na szatyna. Ku jego zaskoczeniu polecenie spotkało się z głośnym wybuchem śmiechu.

- A kim ty do cholery jesteś, jeśli można wiedzieć? - spytał jeden z lepiej zbudowanych mężczyzn. - Nikt z tobą nigdzie nigdzie nie pójdzie. Nie wyglądasz jak jego niańka.

- Z nami zabawi się lepiej - dodała jedna z dziewczyn. Farbowane blond włosy opadały jej na twarz, przez co co chwilę odgarniała je palcami zakończonymi długimi tipsami w kolorze krzykliwego różu.

Jasnowłosy uniósł brwi, które zniknęły za kurtyną jego nieuczesanych kosmyków. Skierował wzrok na Ethana i zlustrował jego twarz dokładnie. 

High Hopes [ boyxboy ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz