1 - I tak, raz po raz.

47 5 0
                                    

I znów są jego urodziny. I on, siedząc nad smętnym płomieniem świecy, wciąż życzy sobie, by nigdy nie musiał się narodzić.

Tępo wgapywał się w świecę będąca jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. W domu nie było okien, a jego mama miała zasadę, że nie zapala światła w pokojach, w których znajduje się on.

- Co to za smętna mina? - głos odbił się jakby echem w mroku.

- Przyjacielu, czy wszystko dobrze? - ten był bliżej, tuż przy jego uchu.

- No, czy wszystko dobrze? - niski i gruby ton. Chłopiec pomyślał, że tak brzmiałby jego tata, gdyby tylko go miał.

- Znowu ta smętna mina. - piskliwy dziewczęcy głos. - Nie bądź nudny!

W końcu wszystkie głosy zebrały się przy jego nosie, krzycząc teraz już zupełnie niezrozumiałe sentencje, kłebiąc się wokół tego jednego miejsca jak wstrętne, natrętne muchy. Zupełnie, jakby miały ochotę złożyć jaja w jego nosie, a po kilku dniach larwy robiłyby za włosy nosowe. Jakby już nie miał wystarczających problemów z oddychaniem.

- Kochanie, czy wszystko dobrze? - matka składając dłoń na jego ramieniu nagle wyrwała go z tego innego świata. - Co to za smętna mina? - lekko zesztywniał.

- N-Nic mmamo, nic. Dz-Dziękuję za t-tort...

Kobieta odsunęła krzesło na którym siedział od nędznego biszkoptu, stanęła przed nim i nachylając się, wybałuszyła ciemne oczy.

- ZAPYTAŁAM SIĘ, czy wszystko dobrze, kurwa! - krzyczała i trzęsła jego ramionami jak opętana. To było trochę tak, jakby jeździła na koniu w dzikim cwale. - O kurwa, kurwa! Mam ochotę wydrapać ci te gały, gapiące się wiecznie tępym, nic nie rozumiejącym wzrokiem!

W miękki biszkopt przekładany białym kremem wbiła pazury, czerpiąc z niego garściami. Ten sam krem, trochę zbyt leisty, zatopił świeczki wraz z płomieniem. W pokoju wezbrała zimna, niepewna ciemność. Patrząc uważnym wzrokiem w pustą przestrzeń, kobieta wbiła mu palce do buzi.

- Jedz kurwa, i nic nie mów! Jak ja cię kurwa nienawidzę! - nabierała w garść jeszcze więcej i więcej tortu, raz po raz, i rozsmarowywała mu go na twarzy i szyi, a następnie wycierała się w jego odświętne ubranie, które sama mu przecież wybrała.

Roch oddychał tylko przez buzię, bo nos prawie zawsze miał zatkany. Dlatego zachowanie jego mamy było nieco...

- M-Mamo, p-powietrze!

-Zamknij mordę, kurwa. Przekrzykiwać się chcesz?! Bym ci wydrapała to jebane gardło! Nigdy nie masz nic mądrego do powiedzenia, świniaku! - teraz nożem do masła zdzierała mu naskórek z buzi, desperacko próbując dobrać się głębiej. Trzeba jej przyznać, że miała... interesujące pomysły. - I jak ty teraz wyglądasz, co?! Cały brudny, kurwa! I kto to teraz będzie sprzątał?!

Mama była raz najmilszą kobietą w jego życiu, a raz oszalałym demonem.

Znów są moje urodziny.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz