6 - Sześdziesiona.

32 5 0
                                    

Karolina pośpiesznie ubrała Rocha w bluzkę i spodnie w ciemne jak noc, ich współdziałaczka w ucieczce. Pierwszy raz od tak dawna, czyste.

- Idziemy na przystanek, kochanie. To tylko dwa kilometry stąd. Dasz radę, prawda?

Chłopiec niepewnie pokiwał głową.

- Zanim tu do ciebie przyszłam, to posprzątałam im w domu... Wiesz, w jakim sensie. Dzięki temu będziemy mieli dodatkowy czas, bo zbrodnia nie będzie tak oczywista, jak byłaby z ich martwymi cielskami na wierzchu.

Roch pomyślał, że to mądrze ze strony jego mamy, pomimo że samo przedsięwzięcie mu się nie podobało. Zaczął więc klaskać.

Karolinie zrzedła twarz. Aż musiała odwrócić wzrok, bo coś ją skręciło od środka.

- Boże, jaki ty głupi jesteś. Nie klaszcz, to żenujące. Jak ty będziesz funkcjonował w społeczeństwie? - zastanawiała się na głos kobieta.

Szli przez las, powietrze było świeże. Roch żałował tylko, że była noc. Wiedział, że jego mamie bardzo to odpowiadało i ostatecznie i tak stanęłoby na jej woli, ale pomimo tego wszystkiego.. on wciąż chciał zobaczyć słońce wyraźnie.

Słońce sprawiało, że był szczęśliwy.

Wlókł się przez iglasty las. W ogóle nie dawał rady. Jego kondycja była niczym w porównaniu do chłopaków z jego klasy, którzy na każdej przerwie grali w piłkę. Dyszał ciężko pomimo, że chciał być cicho i zawstydzało go, że był tak głośny.

- Zaraz się okaże, że przez twoje nadawanie napadnie nas wilk. Albo niedźwiedź. Albo policjant..! I nas zjedzą, nie zostawią nawet okruszka!

Huff, huff, huff...

(mamo nie mogę oddychać proszę zwolnij)

Ich oczom ukazał się obskurny przystanek. Karolina uśmiechnęła się szelmowsko.

- Zobaczmy na rozkład, Rosiu.

Podeszli bliżej. Lampy oświetlały ziemistą ulicę ułożoną między ścianami mrocznego lasu oślepiającym, żółtym światłem.

- Dobrze, kochanie. Za pół godziny mamy autobus. Widzisz, jak mamusia się orientuje? 

Autobus nadjeżdżał.

- Hm, wygląda na to, że mój zegarek idzie o pół godziny za wcześnie. Co za szczęście, że mimo to się nie spóźniliśmy, syneczku. Powiedziała bym, że to Bóg, gdybym tylko jeszcze wierzyła, że chce czego innego, niż mojej zguby - zadowolona obejrzała się na syna. - Załóż szaliczek na buzię - poinstruowała. - I uważaj na pijaków jak wejdziesz.

Karolina kupiła dwa bilety u kierowcy. Pierwszy normalny, drugi ulgowy.

Sprzedawca uśmiechnął się i wydał paragony. Kobieta sztucznie odwzajemniła uśmiech.

W ciasnym autobusiku było cicho, inni ludzie w większości spali. Odór alkoholu nieprzyjemnie drażnił mokrą błonę nosową. Karolina odpaliła papierosa, żeby sobie nieco umilić podróż. No bo kto jej zabroni w takim miejscu?

Chłopca niepokoiło to, jak bardzo spokojnie i po myśli matki przebiega ta podróż, i jakby na dowód tego stresu agresywnie i bez krzty gracji pocierał nos, rozmazując wydzielinę. Chciał, żeby ktoś ich (ją) zatrzymał. 

Wciąż pamiętał to uczucie. Pani Maryla chciała dać mu wolność. Słońce. Życie. Bo wszystko to nastąpiłoby po odizolowaniu od matki, racja? Przecież inne dzieci wyglądały na takie... szczęśliwe.

,,Jak ja siebie nienawidzę - myślał w duchu. - Jakim ja jestem pierdolonym tchórzem. Do niczego. 

- Czy ty właśnie przekląłeś?

Znów są moje urodziny.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz