Chłopiec wskazał na drzwi. Matka zrozumiała, co ma przez to na myśli i odparła:
- Nie, lampka wystarczy ci do czytania.
Chłopiec pokręcił głową. Nie lubił tych skomplikowanych książek, było w nich tyle trudnych słów. Niedawno przecież nauczył się czytać, nawet jeśli z opóźnieniem. Poza tym biznes, ekonomia, przedsiębiorczość - to nie było nic, co by go interesowało.
- Słucham?
Chłopiec przez cały ten czas oczywiście nie wydukał z siebie słowa. Spojrzał pustymi oczami w rozszalałe patrzały Karoliny i znowu pokręcił głową.
Ta już zaciskała kabel USB w ręku.
- Idź czytać te książki, inaczej nigdy nie pojadę na Hawaje! - chlast. Chlast. Chlast. Okładała go niczym nieposłusznego świniaka. Zadyszała się - Słuchaj... słuchaj się swojej matki!
Chlast. Chlast. Chlast.
Cóż za ironia. Oboje byli bezużytecznymi dla systemu odrzutkami, a mimo to wciąż któreś z nich nie chciało się do tego przyznać, chcąc kontrolować słabszych, wywijając kablem USB niczym batem.
Chłopiec nie krzyczał, chociaż rany piekły jak oszalałe. Zrozumiał coś.
+++++++
- Dzień dobry, pani Mierkowska - przed drzwiami stali ludzie, których gęb Karolina nie była w stanie rozpoznać. - Jesteśmy pani sąsiadami, pamięta pani?
Kobieta nic nie odpowiedziała, poza murami swojej ciemnistej ostani nie była już taka rozmowna. Z jej oczu można było jednak wyczytać nienawiść. Nienawiść i... strach.
Chyba byli małżeństwem, ci sąsiedzi. Otyły mężczyzna widząc, że kobietę obok niego zatkało, postanowił dokończyć za nią.
- Chodzi o to, że... - podrapał się po łysej głowie. - Cóż, niedawno się tu wprowadziliśmy, więc może głupio tak oceniać, ale... eee...
Aha, więc to oni. "Sąsiedzi". Walczyła, by nie nikt obcy nie postawił stopy, a tym bardziej mieszkał, obok jej ostoi. Wszystko było znośne, dopóki nie próbowali poczęstować jej ciastem z okazji wprowadzenia się, a dzisiaj jeszcze...
- Proszę odejść - nie mogła mu dać dokończyć tego zdania. Po prostu nie mogła.
- Proszę pani, ma pani dziecko. Dlaczego nigdy nie wychodzi ono na słońce? - sąsiadka zebrała się w sobie. Oczy chłopca ukrytego za ścianą obok drzwi zabłyszczały - Dzieci powinny zażywać słońca. Jeżeli pani chce, niech pani siedzi w domu bez okien, ale proszę nie zmuszać do tego swojego syna.
- No właśnie, eee... Jesteśmy sąsiedzi, więc czujemy się tak jakby współodpowiedzialni. My to prości ludzie jesteśmy, więc nieco nas to zaniepokoiło żeśmy, no, nie widzieli, żeby po powrocie ze szkoły w ogóle wychodził z domu.
- Roch nie wychodzi z domu, bo to szkodzi jego zdrowiu.
- Aach, rozumiemy, w takim razie, eee...
- Moment. Każdy może to powiedzieć, pani Mierkowska - sąsiadka wzdrygnęła się nieznacznie widząc coraz to okropniejszy wyraz twarzy właścicielki domu bez okien, ale nie zamierzała się już uciszać - Czy może nam pani pokazać jakieś dokumenty dowodzące stanowi Rocha?
Tego było już za wiele.
- Czy to jakieś przesłuchanie? Macie państwo prawo prosić mnie o takie dokumenty?! - zacisnęła pięści. Najchętniej wciąż miałaby w nich kabel USB, by obłożyć nim wrogów stojących naprzeciwko niej.
- Oczywiście, że nie, jednak bardzo byśmy docenili, jeśli zdecydowałaby się nam pani je pokazać. Czulibyśmy się znacznie spokojniejsi - objaśniła kobieta, starając się zachować opanowanie.
- A CO MNIE OBCHODZI WASZ SPOKÓJ, SKORO ZAKŁÓCACIE MÓJ?!
- Marylka, chodźmy już... - nalegał mężczyzna.
Marylka nie opierała się z opuszczeniem tego miejsca, jednak posłała swojej drogiej sąsiadce znaczące spojrzenie.
Karolina zatrzasnęła przed nimi drzwi tak mocno, że może gdyby jadła nieco syciej, to realnie wpłynęłaby na ich stan. Ale sąsiadka już nie dała się zastraszyć. Wiedziała, co robić.
I w tym momencie całe życie żałosnego chłopca miało się zmienić.
CZYTASZ
Znów są moje urodziny.
Humor...a ja wciąż życzę sobie tylko, bym się nigdy nie narodził. To jest mix thriller/komedia/dramat, niesamowicie satysfakcjonująca mieszanka. Zechcesz przyjąć te kilka rozdziałów? Dożylnie, czy doustnie? Roch to wiecznie brudne i zawszone dziecko, wie...