25.

9.5K 558 31
                                    

Uwierzcie mi, że próbowałem zasnąć na milion różnych sposobów, ale to co działo się w mojej głowie kompletnie mi to uniemożliwiało. Podniosłem się z łóżka i jak najciszej tylko potrafiłem, podszedłem pod drzwi pokoju Katherine. Uchyliłem je lekko, z wielką nadzieją, że za sekundę zobaczę ją jak leży i śpi. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Pościel leżała nietknięta, a w pomieszczeniu nie było nawet śladu po tym, że dziewczyna tutaj była.

Czułem, że stało się coś złego i musiałem zrobić wszystko, żeby dowiedzieć się, gdzie do cholery jest Kat.

- Liam. - szepnąłem, potrząsając jego ramieniem.

- Co? - zapytał zaspany.

- Musimy kurwa jej poszukać. - powiedziałem.

- Nadal nie wróciła? - mruknął, wkładając twarz w poduszkę.

- Nie. - uciąłem krótko, podnosząc się z łóżka.

- Daj mi chwilę. - rzucił i sturlał się z kanapy.

- Czekam w salonie. - oznajmiłem i wyszedłem.

W międzyczasie znalazłem latarkę, która podczas tej ciemności panującej na dworze była mi niewyobrażalnie potrzebna.

Po chwili zjawił się Liam.

- Idziemy. - poleciłem i razem opuściliśmy dom.

- Wiesz w którą stronę mamy iść? - zapytał.

- Tak jak do miasta. Ona szła na dworzec. - odparłem.

Szliśmy w ciszy, którą przerywały nasze kroki po piachu i odgłosy włączania i wyłączania latarki przeze mnie.

- Przestań. - syknął w pewnym momencie Brunet. - Albo zostaw to włączone albo wyłącz na dobre i przestań się zabawiać, bo zaraz Ci w łeb pierdolnę. - dodał groźnie, a ja miałem wielką ochotę roześmiać mu się w twarz. Ah, no co ja poradzę, że Liam w takiej wersji był bardzo zabawny?

- Boże, okej. Wyluzuj. - mruknąłem, ostatni raz wciskając przycisk od latarki.

Kiedy już miałem się poddać i chciałem wracać z powrotem, nagle po środku drogi zobaczyłem coś znajomego.

- Patrz na to. - powiedziałem, podnosząc pęk kluczy z ziemi.

- Ktoś zgubił klucze. - Liam wzruszył ramionami.

- To klucze Kat. - oznajmiłem, a przyjaciel spojrzał na mnie z politowaniem.

- Skąd wiesz? - zapytał.

- Ona ma przy nich taki breloczek i doczepioną literę "M", na cześć jej matki, która zmarła. - odparłem.

- Cóż, taka wskazówka nie pomoże nam jej znaleźć. Może po prostu jej wypadły i ona sama teraz ich szuka?

Przysięgam na Boga, że miałem wielką ochotę spuścić Paynowi porządny wpierdol. Zachowywał się jakby w ogóle nie przejęła go dłuższa nieobecność dziewczyny.

- Zayn...domyślam się, że jesteś zdenerwowany, ale to nie my powinniśmy się bawić w detektywów. Jeśli do jutra Kat się nie pojawi...zgłosimy jej zaginięcie na policję. - powiedział Liam. - Nawet nie wiesz gdzie masz jej szukać. Przypominam Ci, że masz zerowe doświadczenie w tropieniu przestępców. - dodał.

- Nie możemy zgłosić jej zaginięcia teraz? - zapytałem, nerwowo bawiąc się kluczami.

- To nic nie zmieni. Oni i tak poszukiwania zaczną dopiero rano. - odparł.

- Dobra. - westchnąłem. - Wracajmy.

KAT'S POV

- Nie ma kurwa tyle dobrego. Budź ją.

Kilka godzin potem, kiedy dosłownie trzęsłam się z zimna i ze strachu, do pomieszczenia ponownie weszła dwójka chłopaków.

Poczułam mocne szarpnięcie i natychmiast otworzyłam oczy.

- Witamy. - powiedział jeden z dwójki, a ja dopiero po chwili skojarzyłam, że owym chłopakiem był Scott.

Co tu się do cholery wyprawiało? Ansel i Scott? Wielkie WTF!

- Co ja tu robię? - zapytałam z lekką chrypką.

- Służysz nam za atrakcję, Skarbie. - powiedział Ansel.

- Myślałam, że ty... - zaczęłam.

- Że co? Że naprawdę będę kurwa twoim przyjacielem? - prychnął, a Scott parsknął śmiechem.

W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, ale nie mogłam pozwolić, żeby wypłynęły na powierzchnię mojego policzka.

- Ta, wiem, że jestem chujem. - zaśmiał się chłopak. - Ale cóż, nie sprowadziliśmy Cię tutaj na pogawędki. - dodał. - Scott. - rzucił Ansel, na co Blondyn siłą podniósł mnie z materaca i posadził na drewnianym krześle, a potem w pasie mocno obwiązał sznurem, który wpijał mi się w brzuch.

- Czego ode mnie chcecie? Nic nie zrobiłam. - powiedziałam odważnie, ale sekundę później zostałam spoliczkowana przez Ansela.

- To my zadecydujemy o tym czy coś zrobiłaś. Chcemy od Ciebie tylko kilku informacji. - uśmiechnął się złośliwie.

- Znasz Zayna Malika? - zapytał Scott.

- Oczywiście, że go zna! Na miłość boską! Ta suka wmawiała mi, że to jej pieprzony brat! - wrzasnął Ansel.

- Co? - zdziwił się Scott. - Brat? - zaśmiał się. - Przecież ojciec tego chuja wybił mu całą rodzinę, jakim cudem mógłby być jej bratem? - prychnął.

- Przestań tak o nim mówić! - krzyknęłam i wcale tego nie żałowałam, zaraz po tym jak znów dostałam w twarz.

- Bo co? Zabronisz mi? - parsknął śmiechem. - Darujmy sobie. Widzę, że w takim razie się znacie. Następne pytanie... - Scott zaczął chodzić po obskurnym pomieszczeniu. - Jak się poznaliście? - zapytał.

- Normalnie. - rzuciłam. - Mój ojciec przygarnął go pod nasz dach. - dodałam.

- Malik robił za bezdomnego? - zdziwił się Blondyn.

- Nie. - zaprzeczyłam. - Ośrodek nam go przydzielił. - odparłam.

- Jaki ośrodek? - spytał Ansel.

- Młodocianych przestępców.

Ansel ze Scottem wybuchnęli głośnym śmiechem.

- Co za ciota, wiedziałem,że prędzej czy później znowu go złapią. - powiedział Scott.

- Jaki jest powód tego, że mnie tu trzymacie? - zapytałam.

- Najpierw trochę się z Tobą pobawimy ,a potem jak Zayn zacznie się o Ciebie zamartwiać i w końcu Cię znajdzie my się nim zajmiemy, a Ciebie puścimy wolno. - powiedział Ansel, a mi na jego słowa zrobiło się nie dobrze.

Chyba wolałam nie wiedzieć co według niego znaczy "zabawa".

- Czemu chcecie zrobić mu krzywdę? - zapytałam.

- Za dużo chcesz wiedzieć, Skarbie. - mruknął Scott, podchodząc do mnie bliżej. - Dowiesz się w swoim czasie. Najpierw odrobina rozrywki. - uśmiechnął się cwaniacko.

- Jakiej rozrywki? - mój głos zaczął się trząść.

- Sama zdejmiesz spodnie czy mamy Ci pomóc?

Survival || z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz