Piętnaście minut później podjechaliśmy już pod mój dom.
Zayn wjechał do garażu i po wyłączeniu silnika wyjął kluczyki ze stacyjki. Wysiadłam z auta i zamknęłam drzwiczki z lekkim trzaśnięciem.
- Pomogę Ci z zakupami. - powiedziałam i podeszłam do bagażnika. Chciałam go otworzyć, ale Zayn mi to uniemożliwił.
- Sam dam sobie radę. - oznajmił chłodnym tonem.
- Mniej czasu Ci to zajmie jeśli zrobimy to razem. - rzuciłam i go wyminęłam.
- Powiedziałem nie. - warknął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Jezu, z czym masz problem? To tylko zakupy. - twardo stałam przy swoim. Coś mi podpowiadało, że w bagażniku nie znajdują się tylko zakupy z supermarketu.
Pewnym ruchem podniosłam klapę bagażnika ,a kiedy zobaczyłam to co znajdowało się w środku, moja szczęka prawie zetknęła się z betonową posadzką.
Spojrzałam zdziwiona na Zayna, który przygryzał wargę, a wzrok miał utkwiony ponad moją głową.
- C-co to jest? - wydukałam.
- Ślepa jesteś? Nigdy na oczy pieniędzy nie widziałaś? - burknął i wyciągnał z bagażnika czarną torbę, z której wręcz wypadały stufuntowe banknoty.
- Skąd to masz? Obrabowałeś bank czy co? - wypaliłam.
- Kumpel mi pożyczył. - fuknął.
- Jasne. - prychnęłam. - A moja babcia pływa Nilem z krokodylami na łódce z tęczowego drewna. - rzuciłam i opuściłam garaż.
Serio, wolałam żyć w niewiedzy niż ze świadomością problemów Mulata, które i tak nie powinny mnie obchodzić.
- Wróciłam! - krzyknęłam z przedpokoju, ściągając kurtkę.
- Jestem w salonie! - odparł ojciec.
- Nudzisz się? - spytałam, kiedy zobaczyłam Ed'a, porządkującego swoją kolekcję płyt winylowych.
- Wiesz...czasem się przyda trochę ładu i składu na tej półce. Wszystko znowu się poprzestawiało. - powiedział, przecierając okładkę jednej ze swoich starych zdobyczy.
- Ta, co dzisiaj na obiad? - zapytałam zmieniając temat.
- Zrobiłem chińszczyznę. - oznajmił dumnie.
- Z paczki? - zapytałam idąc w stronę kuchni.
- Czepiasz się szczegółów. - odparł, idąc za mną. - Gdzie zgubiłaś Zayna? - spytał, nakładając na trzy talerze chińszczyznę.
- Był w garażu, miał przynieść zakupy. - wzruszyłam ramionami.
- A ty mu nie pomogłaś? - zapytał, a ja poczułam jak mi wkurw rośnie. Eh, gdyby mój kochany tata tylko wiedział jaki naprawdę jest Zayn... Chyba zszedłby na zawał.
- Powiedział, że sam sobie da radę. - mruknęłam, wyciągając z szuflady trzy widelce.
Kilka sekund poźniej Zayn pojawił się w kuchni. Położył na blacie dwie reklamówki z rzeczami, o które prosił mój ojciec.
- Dziękuję Zayn, a gdzie jest mój laptop? - spytał Ed, przeglądając zakupy.
- Pan z serwisu powiedział, że jeszcze nie jest gotowy. Kazał mi przyjechać za dwa dni. - odparł chłopak.
- Za dwa dni? Przecież dzwonili do mnie wczoraj i kazali przyjechać dzisiaj. - powiedział, bardziej do siebie niż do nas.
- Ja tylko przekazuję informacje. - wzruszył ramionami.
Coś mi tutaj nie pasowało, on znowu coś kręcił.
- Dobrze, w takim razie pojedziesz tam jeszcze raz. - powiedział ojciec.
- Ja pójdę. - zaproponowałam. Nie dziwcie się, jakoś nie pałałam do Malika zbyt dużym zaufaniem w takich sprawach.
- Co? - zdziwieni, zapytali jednocześnie.
- Nie wiem co w tym dziwnego? Jak będę wracała w piątek ze szkoły to po prostu zajdę do tego serwisu. - wyjaśniłam.
- Oh, w takim razie niech będzie. - odparł ojciec, natomiast Zayn patrzył się na mnie podejrzanie. To chyba ja powinnam sprzedawać mu takie spojrzenia.
Kiedy po obiedzie siedziałam już u siebie w pokoju i przygotowywałam się na jutrzejsze zajęcia ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam i założyłam ołówek za ucho.
Drewniana płyta się otworzyła, a po chwili w moim pokoju stanął Zayn. Hm, mogłam przemyśleć to moje "Proszę".
- Co tu robisz? - zapytałam, wzdychając ciężko.
- Przyszedłem porozmawiać. - oznajmił spokojnie.
- W takim razie...siadaj. - wskazałam mu ręką na fotel.
-Boże, jak tu dziewczyńsko. - powiedział, rozglądając się po moim pokoju. Spojrzałam na niego jakby właśnie odkrył Amerykę.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem dziewczyną. - odgryzłam się.
- Nie ważne. - machnął ręką. - To twoja mama? - spytał, podchodząc do ściany ze zdjęciami.
- Mhm. - przytaknęłam cicho.
- Była bardzo ładna. Co się z nią stało? - zapytał, przyglądając się fotografii, na której stałam z mamą w naszym ogrodzie.
- Ona...uh...miała wylew, wracała z pracy i po prostu. - wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem. - przytaknął i tym razem, podszedł do mojego biurka, na którym leżały niektóre moje rysunki. - Ile miała lat? - zapytał.
- 45. - rzuciłam.
- Była młoda. - zauważył.
- Za młoda na to co ją spotkało. - odparłam.
- Dobrze, przejdźmy jednak do tego dlaczego tu jestem. - powiedział, odwracając się w moją stronę.
- Mów. - poleciłam i usiadłam po turecku.
- Sądzę, że nie powinnaś odbierać tego komputera. - oznajmił, poważnym tonem.
- Przepraszam? - parsknęłam. - Słyszysz się? Nie idę na wojnę tylko po laptopa. - dodałam.
- Ten sklep znajduje się w niebezpiecznej okolicy. - oznajmił.
- Tak, oczywiście. - zadrwiłam.
- Wiem co mówię, Kat. - syknął.
- Znam Bradford i uwierz mi, że gdybym srała w portki to nie zaproponowałabym tego, żeby tam iść. - odparłam.
- Dobra, ale żebyś potem nie gadała, że Cię nie ostrzegałem. - skierował palec wskazujący w moją stronę i podszedł do drzwi.
- Ten komputer był do odebrania dzisiaj, prawda? - zapytałam, a jego ręka zastygła na klamce.
- Nie? Gdyby był to bym go odebrał. - powiedział pewnie.
- Nie wierzę Ci. - odparłam dość odważnie.
- Kim ty jesteś żebym miał się tobie tłumaczyć? - zapytał z wyrzutem.
- No...nikim szczególnym, ale... - nie skończyłam, bo przerwał mi gardłowy śmiech Zayna.
- Właśnie Kat. Jesteś nikim. - syknął i trzaskając drzwiami wyszedł, a ja nawet nie wiem kiedy - rozpłakałam się.
Jesteś nikim.
Jesteś nikim.
On miał rację... byłam nikim.
CZYTASZ
Survival || z.m
FanfictionOn - kryminalista pozbawiony wszelakich uczuć. Jego życie opiera się jedynie na ubijaniu nowych interesów za pomocą przemocy i szantażu. Chłopak posiadający wiele sekretów i tajemnic o których nikt nie ma pojęcia. W swoim życiu został złapany już co...