Rozdział 1

1.5K 36 1
                                    

Książka  w trakcie korekty. Zmieniam rodzialy wątki i głównych bohaterów więc może nie być spójna

Obudziłam się z tego koszmaru. Byłam cała spocona, słońce przebijało się przez zasłony. Spojrzałam na budzik. Szósta, mam jeszcze dużo czasu, zanim wyjdę na uczelnię. Wygramoliłam się z łóżka, i poszłam się ogarnąć. Był to bardzo długi proces. Najpierw umyłam swoje brązowe włosy. Później sama weszłam pod prysznic. Zimna woda leciała strumieniem na moje zgrzane ciało. Nie nawidziłam tego, że czasami śniło mi się to czego nie chciałabym pamiętać. Kąpiel mnie postawiła na nogi. Podeszłam do lustra i wysuszyłam włosy, później zrobiłam lekki makijaż, bo za bardzo nie miałam ochoty się malować. Podkreśliłam tylko swoje niebieskie oczy. Spojrzałam na to co zrobiłam. Nie wyglądałam źle, muszę się zapisać do fryzjera bo już powoli mam odrosty, ale jeszcze jest dobrze. Wyszłam z łazienki i zjadłam śniadanie, nie zbyt pożywne, był to tylko banan ale nie miałam siły i ochoty na nic innego. Zamyśliłam się na chwilę, a kiedy zorientowałam się że już jest tak późno, wybiegłam z domu. Miałam na sobie szary dres, nie wyglądałam zbyt elegancko, ale kogo to obchodziło? Tutaj w tym małym miasteczku w stanach, nikt nie zwracał na siebie uwagi, każdy był zajęty swoim życiem, nie miał czasu interesować się innymi. Wsiadłam do auta, droga na uczelnię nie była długa, ale dziś był piątek, korki będą wszędzie nie zależnie od godziny i miejsca. Westchnęłam. Spóźnię się. Na pewno się spóźnię. Miałam rację. Budynek uczelni zaczął mi się dopiero pokazywać, jak do wykładów została nie cała minuta. Wystukałam szybko sms do mojej przyjaciółki, że się spóźnię. W końcu po długiej drodze, zajechałam na parking. Budynek był ogromny i składał się nie z jednej a z kilku części. Na parkingu znajdowała się tradycyjnie, flaga a sama budowla była z cegieł. Nikogo nie było na zewnątrz. wzięłam torbę i weszłam do środka. Przywitałam się lekkim skinieniem z woźnym i ruszyłam w stronę sali, w której miałam wykłady. Nie lubilam ich, ale musiałam na nie chodzić, żeby coś osiągnąć w życiu. Chciałam zostać architektem, od zawsze mnie do tego ciągnęło, ale matka szybko zdeptała mi te marzenia i spaliła. Od kiedy jestem od niej wolna, zaczęłam oddychać na nowo i stwierdziłam że pójdę swoją drogą. Nie tą którą ona mi wyznaczyła. Tak więc znalazłam się tu, w tym miejscu, na mojej wymarzonej uczelni, spełniając swoje marzenia. Co nie znaczy, że lubię każdy wykład i przedmiot, co to, to nie. Weszłam do sali i przeprosiłam za spóźnienie. Profesor nie za bardzo tym się przejął, kazał mi usiać i słuchać. Usiadłam obok mojej przyjaciółki. Czerwonowłosa dziewczyna posłała mi piękny perlisty uśmiech. Odwzajemnialm go.

- Czesc, przepraszam za spóźnienie korki są - przewróciłam oczami

- Spokojnie, rozumiem. Sama stałam w korku, jak co piątek. Nigdy tego nie zrozumiem, czy każdy Akuart w ten dzień musi mieć coś zaplanowane? - Wyszeptała ale nie odpowiedziałam jej bo profesor nas uciszył.
Zajęcia były nudne, praktycznie wszystko wiedziałam, ale i tak musiałam tu chodzić. Po skończonych wykładach podeszłam do Eleny.
- To co widzimy się dziś wieczorem?

- Oczywiście, będę gotowa na siódmą - pokiwałam głową i się z nią pożegnałam.

Na początku planowałyśmy spedziec ten dzień w klubie, bo w końcu każda z nas miała wolny piątek. Ale ostatecznie doszłyśmy do wniosku, że opera brzmi dużo lepiej, szczególnie że dziś będzie grana muzyka z naszej ulubionej serii filmów. Harrego Pottera. Jak to zobaczyłam, od razu kupiłam bilety, nie możemy odpuścić takiej okazji. Wrociłam do domu i zjadłam szybki obiad, kanapkę z serem, nic innego nie byłam w stanie zjeść. Miałam jeszcze dużo czasu, więc stwierdziłam że się zdrzemnę. Mając cichą nadzieję, że ten koszmar mnie nie nawiedzi. Błagałam o to w swoich myślach. Widząc te wydarzenia, wracała do mnie cała moja trauma, jaką przeżyłam w tamten dzień. Wieści o śmierci mojego taty, nie były czymś co chciałbym usłyszeć, szczególnie jako sześcioletnia dziewczynka. Wtedy nie rozumiałam tego, aż tak bardzo jak dziś. Za to moja matka rozumiała to doskonale, dlatego od tamtego dnia, znęcała się nade mną, cały czas. Pamiętam jak była szczęśliwa i kochana, wtedy kiedy jeszcze ojciec żył. Gdy umarł, coś w niej pękło. Nie winie jej za to, jaka była. Mam do niej żal, że nie starała się zmienić, że nie chciała dla mnie lepszego życia. Te wszystkie lata pod jej dachem, były tragiczne, jak tylko uzyskałam pełnoletność, zabrałam swoje pieniądze i uciekłam. Miałam dość, tego czego ona ode mnie oczekiwała. Od tego czasu jej nie widziałam, a minęły już prawie cztery lata. Skończyłam swoje przemyślenia i oddałam się w ręce Morfeusza. Obudził mnie budzik. Który ustawiłam tak, żebym się mogła przyszykować. Makijaż zostawiłam taki jaki miałam, spięłam tylko włosy w koka, dodałam elegancką biżuterię i wybrałam czarna sukienkę, długa, obcisła, której rękawy, kończyły się piórami. Góra także, ponieważ nie była ona cała zakryta, tylko do ramion. Dobrałam do tego, moje najwygodniejsze srebrne szpilki, czarny płaszcz i torebkę, która była w tym samym kolorze co buty. Wyglądałam elegancko i z klasą. Taki był zamysł. Byłam niska, szpilki dodawały mi kilkunastu centymetrów których mi brakowało, a których bardzo potrzebowałam. Dlatego uwielbiałam chodzić w szpilkach. Zadzwoniłam do Eleny, poinformowała mnie że zaraz będzie. Elena, pochodziła z bogatej rodziny, jej ojciec był politykiem matka modelka, mimo to, zazdrościłam jej tego, że bardzo ją kochali i wspierali na każdym kroku. Uwielbiałam ich rodziców, byli dla mnie bardzo mili. Zawsze mi pomagali i wspierali, to od nich dostałam mieszkanie, w którym teraz mieszkam. Mimo że powiedziałam, że nie przyjmę tak drogiego prezentu, oni nawet nie chcieli słyszeć o odmowie. Kochałam Elenę jak siostrę, była jedyną osobą w moim życiu, która mnie nie zostawiła. Nigdy. I zazdrościłam jej tak cudownego życia. Podjechała swoją białą limuzyną, przewróciłam oczami i wszłam do środka.

- Jak zwykle z rozmachem - skwitowałam

- ALE LADNIE WYGLĄDASZ, WOW MIA! - skomplementowala mnie

- Dziękuję, ty też. Jak zawsze zresztą - Elena była ubrana w czerwoną sukienkę, długa, wzbogaconą o diamenciki i milion warstw tiulu.

Włosy miała pokręcone. Makijaż podkreślał jej piękno. Wyglądała jak bogini.
Droga minęła nam na plotkowaniu, jak tylko zajechaliśmy pod Operę, zaczęłam się ekscytować. Podałyśmy sobie ręce i weszłyśmy. W środku było pięknie, panował przepych, złoto, czerwień, marmury. Kiedy weszłyśmy na salę, było bardzo dużo ludzi. Miejsca były pozajmowane, prawie wszystkie. Po pomieszczeniu rozchodziły się szepty i rozmowy ludzi. Zajęłyśmy swoje miejsca.

- To będzie cudowny koncert - Powiedziała Elena

- Wiem to, w końcu to Harry Potter - Zaśmiałyśmy się, aż w końcu zgasły światła o się zaczęło.

Było pięknie, cudowne uczucie słyszeć tą muzykę na żywo. Koncert miał trwać dwie godziny, w trakcie przerwy, zachciało mi się iść do toalety
- Ja idę do toalety, zaraz będę

- Trafisz?

- Tak - Poszłam jak najszybciej, bo nie chciałam przegapiać drugiej części, tak się spieszyłam, że wpadłam na jakiegoś mężczyznę, odbiłam się od jego torsu, już miałam zrównać się z ziemią, kiedy mnie w odpowiednim momencie złapał.

- Przepraszam - Wydusiłam z siebie, podniosłam głowę, żeby zobaczyć na kogo wpadłam. Wtedy zabrakło mi tchu, miałam mętlik w głowie, przecież to nie możliwe. Jeszcze raz spojrzałam na mężczyznę. Jednak nie mam zwid. Przede mną stał mój ojciec, we własnej osobie, ubrany w elegancki garnitur. On nie żył, dlaczego on tu stał? Mężczyzna patrzył się na mnie, ponieważ możliwe że zbladłam. Ale doszedł do tego samego wniosku co ja.

- Mia? - Wyszeptał sam będąc w szoku. Nie odpowiedziałam.

Wyrwałam mu rękę i pobiegłam do łazienki. Przecież to nie możliwe, on od dwunastu lat nie żyje.

ROZDZIAŁ POPRAWIONY. ♥️

Missing princess - Mafia Legacy | W TRAKCIE KOREKTY|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz