Podziemie było dosyć specyficznym miejscem. Kiedy pierwszy raz tam zawitałem, nie myślałem o tym jak miałbym w nim przeżyć, lecz by jak najszybciej się z niego wydostać. Czułem dziwny dyskomfort będąc w tym świecie. Całkiem tam nie pasowałem.
Tak było kiedyś. Lecz w chwili kiedy spędziłem w tym miejscu więcej czasu, zacząłem przyzwyczajać się do panującej tam szarości, a nawet widok demonów stał się dla mnie czymś naturalnym i nie obawiałem się ich ataku już tak jak wcześniej.
Może było to za sprawą adaptacji, albo tego, że wszystkie z nich schodziły mi z drogi jeszcze bardziej niż kiedy przybyłem do miasteczka. Kiedy tylko widzieli z daleka część munduru, jaką na sobie miałem, chowali się w ciemnych uliczkach w popłochu.
Ciekawe czy w ludzkim świecie też by tak reagowały. Miałem ochotę to sprawdzić.
Zaczęło mi się podobać to, w jaki sposób na nie działałem. Nawet w jakimś stopniu przestałem się obawiać tego, że któryś z nich mógłby dowiedzieć się, jakiego koloru są moje skrzydła.
Ciemne chmury opuściły miasteczko niecałą godzinę temu, a wszyscy mieszkańcy zaczęli wracać do swoich domów. Wypatrywali i nawoływali swoje rodziny. Gdzieś było słychać żałosne kwilenie jakiegoś demona, a jeszcze indziej sprzeczkę o kradzież sztućców. Jednak żadne z nich nie przyciągnęło mojej uwagi, bowiem całe swoje skupienie poświęciłem murowi zamku, wzdłuż którego szedłem. Zauważyłem nawet grupkę dzieci, które dłubały coś przy nim, lecz gdy tylko mnie zauważyły, zaczęły uciekać, niemal spotykając się o własne nogi. Dziura, którą starali się zrobić, może miałaby jakiś sens, gdyby nie prowadziła ona przed główny plac.
Szare niebo w wyjątkowo krótkim czasie zmieniło swoją barwę na głęboką czerń. Nastała noc. Powietrze stało się mroźne, jakby zaraz miał spaść śnieg, nawet jeśli za dnia panował tu wyjątkowy upał. Do tego poczułem wilgoć powietrza, która nasilała się, im dalej szedłem przed siebie.
Nie zaszedłem daleko, ponieważ moją drogę przecięło czarne morze. Było jak ogromna wyrwa w ziemi. Gdyby nie poruszające się fale na jego powierzchni, nie uwierzyłbym, że cokolwiek tam było. Patrząc na głęboką czerń wody, czułem, jakbym stał nad urwiskiem i miał za chwilę wpaść do jego środka.
Budynki mieszkalne już dawno przestały być widoczne. Mieszkańcy obawiali się tej wody i ze strachu nikt się nie zapuszczał w te rejony. Nikt oprócz mnie.
Rozłożyłem swoje skrzydła. Podleciałem do góry, ostrożnie wychylając się za murów. Morze sięgało na drugą stronę mojej przeszkody. Wokół małej plaży znajdowała się przeszkolona wiata, a obok niej studnia porośnięta pnączami. Był to ten sam gatunek, który miała na parapecie rodzina, u której się zatrzymał. Ta tutaj była o wiele bardziej rozwinięta, a jej kolce świeciły się jak stalowe igły. Było coś w tym pięknego i wywołującego dreszcze strachu.
Przejrzałem się czy nikogo nie było w pobliżu i przeskoczyłem nad murami. Opadłem sprawnie na ziemie.
Moja jedna noga zamoczyła się w przypływającej fali. Skrzydła nagle stały się zdrętwiałe i stały się o wiele cięższe niż były w rzeczywistości, nie potrafiłem nimi nawet poruszyć. Przez moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz, a wokół kostki owinęły się tak samo mroźne palce, chcąc zatrzymać mnie w tym miejscu. A przynajmniej takie miałem wrażenie, bo kiedy spojrzałem w dół, nic nie krępowało moich ruchów.
Wyszedłem prędko z wody, czując jej niebezpieczeństwo. Coś definitywnie było z nią nie tak. Mieszkańcy nie bez powodu się jej obawiali.
Będąc poza zasięgiem fal, moje skrzydła wróciły do dawnego stanu, dzięki czemu mogłem je swobodnie schować, nie narażając się na odkrycie.
![](https://img.wattpad.com/cover/284268997-288-k796787.jpg)
CZYTASZ
Uwolnij Prawdziwą Mnie
Ficção AdolescenteBłędy popełnione przez Luke'a w przeszłości postanowiły dać o sobie znać w najgorszym momencie jego życia. Zmuszony opuścić rodzinne miasto zdecydował się stawić im czoło. Ale co zrobi gdy na jego drodze pojawią się kolejne komplikacje? Jak poradzi...