Rozdział 7

141 11 98
                                    

Powrót do domu miał być moim czasem odpoczynku. Dowiedziałem się już, że wszystko było na swoim miejscu, ale noce wciąż były dla mnie czasem bezsennych przemyśleń.

Od kilku dni, za każdym razem kiedy starałem się spotkać z białowłosą, ona ciągle odmawiała, tłumacząc, że była już zajęta. Z początku przyjąłem to ze spokojem, aczkolwiek ciężko było mi znieść świadomość, iż nie chciała się ze mną spotkać, pomimo miesięcy, przez które mnie nie było. Tłumaczyłem to sobie tym, że potrzebowała czasu. Zjawiłem się tak nagle, po tym jak nie dawałem wcześniejszego znaku życia. Wierzyłem każdego dnia, że to właśnie on będzie tym, w którym Kira zjawi się pod drzwiami naszego domu, chcąc się ze mną zobaczyć.

Jednak każda kolejna noc, coraz bardziej dawała mi do myślenia. Kirze przestało na mnie zależeć. O ile w ogóle kiedyś zależało bardziej niż na zwykłym przyjacielu. Być może zrozumiała, że to co czuła, to nie było to samo, co czułem ja.

Niewiedza, w jakiej byłem, dołowała mnie i wpędzała w stan, w którym nawet Thomas zaczął przyglądać się mi z dziwnym rozdrażnieniem. Wiedziałem, że irytowało go to, jak zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, czekałem w bezczynności.

Może właśnie przez to jego zachowanie, zebrałem się w sobie i stanąłem następnego ranka pod drzwiami białowłosej. Byłem dodatkowo pobudzony do działania za sprawą słów, które powiedział do mnie brunet. Zapewnił mnie, iż Kirze wciąż na mnie zależało. Był tego pewien, a wiedziałem również, że nie okłamałby mnie w takiej sprawie. Nie mówiłby tego również gdyby nie był pewien swoich słów.

Zapukałem do drzwi. Liczyłem na to, iż to Kira mi je otworzy. Jakie było moje zawiedzenie kiedy w progu ujrzałem samego Thomasa. Chłopak wpuścił mnie do środka.

Stanąłem w salonie, zauważając białowłosą siedzącą na sofie. A tak dokładnie to leżącą. W ręce trzymała otwartą puszkę coli, a jej wzrok był skupiony na telewizorze.

Kiedy znalazłem się w tym samym pomieszczeniu co ona. Uniosła na mnie leniwy wzrok. Na mój widok zmarszczyłam brwi, jakby mój pobyt niesamowicie jej przeszkadzał.

Zanim zacząłem rozmowę, zauważyłem jak Thomas, wraz z Wendy, która zajmowała jedno z krzeseł przy kuchni, ulotnili się z pomieszczenia. Zawsze wiedział kiedy należało zostawić innych samych.

Podszedłem do białowłosej, usiadłem obok niej, a ona niechętnie zabrała nogi z sofy, robiąc mi miejsce.

— Kira — zacząłem spokojnie.

Dziewczyna uniosłam na mnie swoje zmęczone i lekko rozdrażnione spojrzenie. Czułem się pod nim straszliwie niechciany. A to nie napawało mnie optymizmem.

— Wiem, że nie dawałem wam żadnego znaku życia, a teraz tak nagle wróciłem — przerwałem na moment, widząc, jak poprawiła się na sofie.

Już na niej nie leżała. Dopiero kiedy usiadła, zauważyłem, w co była ubrana. Miała na sobie tę samą bluzę, którą dałem jej w dniu swojego wyjazdu. A więc może była nadzieja, że wciąż do mnie coś czuła. Może nie było wszystko stracone.

— O nic nie będę cię obwiniał, ale jeśli zmieniło się to co sobie wtedy powiedzieliśmy, to powiedz mi o tym, bym wiedział, na czym stoimy — poprosiłem, z trudem dopuszczając fakt, że naprawdę mogła zmienić zdanie.

W ciszy oczekiwałem odpowiedzi dziewczyny, podczas kiedy jej nie spieszyło się z odpowiedzią. Zamiast tego westchnęła przeciągle, jakby bulwersował ją fakt, że musiała ze mną o tym rozmawiać.

— Pojawił się pewien chłopak — mruknęła, unikając mojego spojrzenia.

Zacisnąłem zęby. Pomimo że byłem świadomy, iż taka odpowiedz mogła się pojawić, to dopiero kiedy usłyszałem ją od dziewczyny, dotarło do mnie znaczenie tych słów. Bez słowa czekałem na jej dalszą wypowiedź, choć ręce zaciśnięte miałem w pięść i gotów byłem w coś uderzyć ze złości.

Uwolnij Prawdziwą MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz